Siedziałam
na skórzanej sofie stojącej naprzeciwko kominka, z ciepłą herbatą w ręku i
ciasteczkami przed sobą. Gospodarz przed chwilą zniknął za ścianami kuchni, a
ja natomiast ciekawskim wzrokiem rozglądałam się po beżowym salonie, którego
większość mieszkańców wioski mogłaby jedynie pozazdrościć. Oczywiście łącznie
ze mną! W końcu mój mały rodzinny domek nawet w połowie nie dorównuje jemu. Z
zafascynowania nawet nie zauważyłam, kiedy pan domu usiadł naprzeciwległym
fotelu obitej w ten sam twór, co sofa.
-Widze, że ci się podoba nasz salon?- radosny
baryton czarnowłosego echem odbijał się w moich uszach. Niezbyt przytomna
pokiwałam jedynie głową. Mężczyzna skwitował to krótkim śmiechem.- Jak chcesz
to możesz tu przychodzić, kiedy chcesz.
Początkowo
spojrzałam na niego jak na idiotę, ale po do głębszym namyśle zgodziłam się
delikatnym skinieniem łepetynki. W końcu nie zawsze można poznać człowieka,
który pomimo swojej złej sławy dyskretnie proponuje następne spotkania. Tym
bardziej, że moje dotychczasowe wyobrażenia na temat niego były całkiem inne
niż teraz.
-Ale muszę przyznać, że jesteś dosyć odważna,
bo jakoś nadal tutaj siedzisz.
Wbrew
pozorom radosny grymas na twarzy dodawał mu jeszcze więcej uroku i roztaczał
wokół siebie niesamowicie przyjazną aurę, przy której grzechem byłoby ją zignorować.
Bez chwili zawahania odwzajemniłam gest.
-Przesadzasz! W końcu większość osób na twoim
miejscu miotłami i widłami by mnie odganiała.
Brunet
ponownie się zaśmiał, ale tym razem głośniej. Mimowolnie sama wydałam z siebie
dźwięk, który pierwotnie miał być śmiechem. Wyszło coś podobnego do burknięcia
trwającego niecałe dwie sekundy. Winowajcą była gula w gardle, stojąca od
początku przekroczenia progu tego domu. Na szczęście moje burczenie było
całkowicie zagłuszone przez niego, za co dziękowałam akustyce tego
pomieszczenia.
-No nie mów, że taki straszny jestem, żeby
ludzi z widłami ganiać? Możesz wierzyć mi lub nie, ale mam ciekawsze rzeczy do
roboty. Ale miło pogadać z kimś, kto twojego domu nie omija szerokim łukiem.
Oczęta
mojego towarzysza skierowały się za okno, gdzie nadal wiatr nie odpuszczał
przeginając czubki drzew. Natomiast z nieba zaczęły spadać pierwsze krople
wody.
Głupio
mi trochę było, bo to, że tu się pojawiłam było wynikiem głupiego przypadku, mojej
niewiedzy i chęcią uwolnienia się spod pieczy moich rodziców. Zapewne, gdyby nie
te fakty stałabym się jak większość mieszkańców. Unikająca bliższego spotkania
z kryminalistą, który mieszka na końcu osiedla otoczonego ogromnym murem.
Żal mi go było, bo na razie
pokazał mi się z tej dobrej strony. Są ludzie, którym trzeba wybaczyć winy, a
serce podpowiadała mi, że on do takich należał. Z opowieści innych wydawał się
inny. Okrutny. Żądny krwi i śmierci. Natomiast teraz prezentował się w całkiem
innym świetle. Takim innym i oddalonym od tego pierwotnego.
A teraz siedzę z nim w jego domu
przy herbatce i słodkościach. I pomimo, że strach przed nim dawał mi o sobie
znać w postaci kurczenia się żołądka, ciało nadal pozostawało w obecności tego
kryminalisty i mordercy. Koło Itachiego Uchiha.
Chcąc zmienić temat, szukałam w pokoju jakiejś
inspiracji do zaczerpnięcia takiego, który zniszczyłby aktualną ciszę. Mój
wzrok przykuło niewielkie zdjęcie stojące na małej komódce nieopodal wielkiego
lustra.
Czarnowłosa, młoda kobieta
uśmiechała się radośnie w kierunku obiektywu trzymając swojego blondwłosego
towarzysza po ramię. Obie twarze były takie znajome, ale jednocześnie na pewno
nie były przeze mnie poznane.
-Ta kobieta na zdjęciu… To twoja matka?-
spytałam się cicho mając nadzieje, że nie zdołuje go tym pytaniem.
Przypominanie wymordowania własnej rodziny zapewne nie należały do tych godnych
zapamiętania.
Twarz Uchihy przybrała bardziej spokojnych
wyrazów. Na twarzy jednak pozostał mały uśmiech, który wyglądał nijako przy
jego poprzednim. Z daleka było widać, że był smutny, a ja żałowałam swojej
przeklętej ciekawości. Nawet poza Ki nadal jest tak samo silna.
-Tak. Co prawda nie wiem jak ma na imię ten
facet, ale to jest jej jedyne zdjęcie z czasów zanim wyszła za mojego ojca.
Kiedyś się jej pytałem, ale nie odpowiedziała.
Czarnooki wręczył mi ramkę,
dzięki czemu mogłam się bliżej przypatrzeć ich twarzom. Rysy kobiety
zdecydowanie przypominała rysy brata Itachiego. Jednakże blondwłosy chłopak
nadal pozastawiał dla mnie zagadką. Przymknięte oczy tym bardziej
uniemożliwiałby mi w jego zidentyfikowaniu.
-Mam wrażenie, że widziałam gdzieś tego
faceta, ale nie jestem pewna gdzie.
Oddałam jemu pamiątkę, którą z
słabo widoczną czcią odłożył na poprzednie miejsce. Wlepił na kilka minut swoje
smoliste tęczówki w fotografię, po czym zasiadł ponownie naprzeciw mnie ze
swoim nastawieniem sprzed mojego pytania.
-Właściwie, co się z tobą działo, że tak
często Naruto nawiedzał mojego brata wypłakując mu się w koszule? Podobno
zaginęłaś…
Naruto wypłakiwał się w Sasuke?!
To było widać, że brunet podkolorował tą sytuację by dodać więcej komizmu do
ich zachowania. Jednak sam fakt, że postać mojego byłego przyjaciela- o ile
można go tak nazwać- miała okazję na przechadzanie się tymi samymi uliczkami,
co ja w tym momencie, powodował kolejne niekontrolowane odezwy żołądka.
Jednak nie doczytałam, kiedy
umarł, a ja przypuszczam, że on był już na drugim świecie, kiedy jego brat
próbował znów się zaaklimatyzować w rodzinnej wiosce.
-Danzo wysłał mnie na pięcioletnią misję do
Kigakure. To taka niezależna osada niedaleko Kraju Lasów - dodałam widząc
otwierające się usta Uchihy. Opuścił lekko głowę przymykając lekko oczy.
-Kojarzę Kraj Lasów, ale o żadnej samowładczej
wiosce nie słyszałem.
-Ki niedawno zawarła sojusz z tym Krajem, poza
tym ta wioska jest zamknięta na turystów. Sama nie wiem, dlaczego próbują się
odizolować od reszty społeczeństwa.
Itachi ponownie skamieniał z
schyloną głową. Przesiedział tak kolejne parę minut. Od czasu do czasu opierał
głowę o rękę pomrukując coś pod nosem.
Wielokrotnie pytałam się Aidoru
czy nawet pana Kibishiego, czemu tak jest. Ich odpowiedź zawsze brzmiała tak
samo: „Nie chcemy by ktoś się dowiedział o naszych tajemnicach”. Wtedy te słowa
nie robiły na mnie większego znaczenia. W obecnej sytuacji żałowałam, że nie
próbowałam się dopytać o szczegóły. Może gdybym ugłaskała Momi, to bym się
czegoś dowiedziała?
Do głowy jednak wpadł mi kolejna
myśl. Blondyn ze zdjęcia. On mi przypominał Taidę i Aidoru! Takie same rysy
twarzy, blond czupryna i ogromny uśmiech. I dopiero mając w głowie obraz blond
bliźniaków, nieznajomy został skojarzony, ale dowodem to nie było, że to
faktycznie ojciec rodzeństwa.
-Za parę dni będę miał misję w tamtych
okolicach.
-Nie uda ci się tam wejść i niczego się o nich
nie dowiesz. Zresztą wiesz, dlaczego.
Przebłysk w oczach czarnowłosego
upewnił mnie, że i tak będzie próbował. Westchnęłam jedynie popijając
wystygniętą herbatę.
Jeśli ja, będąc praktycznie w
centrum wioski, nie dowiedziałam się nic na temat ich izolacji, więc jakim
cudem jemu ma się udać. W końcu nawet wnuczka pana Kibishiego dokładniejszej
przyczyny nie zna. Od razu wątpiłam, iż starania Uchihy przyniosą jakieś
skutki.
-Powinnaś się przywitać z Sasuke, jak jutro
wróci.
Czyli on żyje?! Ale jak to jest
możliwe?!
Czułam jak woda zamiast trafić do
przełyku kieruje się w stronę moich płuc. Zaczęłam kaszleć próbując wygonić
płyn i uratować się od śmierci. Mój „informator” doskoczył w dwóch susach do mnie
waląc mnie w plecy.
-Naruto mi opowiadał, co was łączyła, ale
sądzę, że pomimo tego powinniście…
-To nie o to chodzi- wyszeptałam zakrywając
usta ręką. Itachi spojrzał pytająco nie rozumiejąc mnie. Nawet sama siebie nie
rozumiem dokładnie. Miedzy innymi, dlaczego przejmuję się tą denną sprawą z
Akumu? W końcu to nie moja sprawa, nie?!
Pomimo tego zawsze wciskam nos w
nieswoje sprawy. Już nie wspominając o sprawach, które według mojej opinii
należą do moich interesów.
Spojrzałam kątem oka na gospodarza, który
wyglądał jakby chciał mi powiedzieć: „Ach, ta dzisiejsza młodzież”. Pokaszlałam
kilka razy próbując się pozbyć nieznośnego drapania w gardle.
-Myślałam, że on nie żyje… Że został
zamordowany.
Słowa z trudem jakoś mi
przechodziły. Cały czas miałam wrażenie, że ta cząstka uczucia, gdzieś tam we
mnie głęboko tkwi i zawsze na wspomnienie o nim próbowała pokazać swoją
dominacje nad wszelkimi innymi uczuciami. I nawet to, że parę razy próbowaliśmy
siebie zabić nawzajem nie zniechęcało tego kawałka.
-Nie wiem, kto ci takich bzdur nagadał, ale
bym wiedział o tym, że coś mu się stało.
Poza tym, co mu się może stać na dwudniowej misji?
Po jego wypowiedzi jakoś szybkie bicie serca
ustało i stawało się wolniejsze. Od razu poczułam ulgę, choć podświadomość
dawała mi mocno do zrozumienia, że to nie wyjaśnia wszystkiego.
- Co prawda jego drużyna została zabita przez
Akumu z dwa czy tam czy tygodnie temu, więc może pomyślałaś, że on do nich się
zalicza.
Wzdrygnęłam się nieznacznie na
dźwięk tajemniczej organizacji. Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że ci
ludzie z zaułku mogą być winni śmierci byłych towarzyszy młodszego Uchihy.
Ale nadal nie rozumiem, co oni
mają do Ki?!
-Co wiesz o Akumu?
Przybrałam poważny wyraz twarzy
zdając sobie sprawę, że nasza rozmowa stacza się na coraz strome zbocza. Jedyna
rzecz, która mnie uszczęśliwiała a jednocześnie dołowała, że w przeciągu tej
wizyty dowiem się więcej niż w przeciągu pięciu lat mieszkania w osadzie.
-Niewiele. Zabijają różnych ludzi, który nie
mają tak naprawdę ze sobą nic wspólnego nie wliczając, że wszyscy to Shinobi.
Mają również niecodzienną tendencję do zabijania wszystkich prócz jednej osoby.
Jak Taka była na misji i zostali przez nich zaatakowani to ignorowali
całkowicie Sasuke, pomimo że on cały czas próbował z nimi walczyć. Ostatecznie
zginęli.
Oni też chcieli zostawić jakąś
dziewczynę. Jednak i to dało mi wiele do myślenia. Może to nie są przypadkowe
osoby i wybierają ich sobie? Może są im do czegoś potrzebni i oszczędzają tych
wybrańców?
-Sądzisz, że ci, którzy przeżyli są im do
czegoś potrzebni?
Brunet wzruszył ramionami i
sięgnął po czekoladowy wypiek. Sama również złapałam wyrób mając głupią
nadzieje, że spowoduje to nagły przebłysk oświecenia. Taki jak w typowych
filmach detektywistycznych. Oczywiście nic się takiego nie stało, ale pomarzyć
zawsze można.
-Może i należałem do organizacji przestępczej,
ale nie widzę sensu tego wszystkiego. Po nich można się spodziewać dosłownie
wszystkiego. Nawet tego, że twoja teza może się okazać prawdziwa.
Westchnęłam z dezaprobaty i
wzięłam ostatni kęs ciasteczka. Moja intuicja mi podpowiada, że coś jest na
rzeczy, ale oni nie będą skorzy w wytłumaczenie nam swoich planów na przyszłość.
Natomiast roztaczają w okół siebie duże ilości tajemniczości i strachu o życie.
Nie wiadomo, kogo będą chcieli teraz zabić.
Ostatni raz rzuciłam okiem na
ramkę i odwróciłam spojrzenie ponownie na bruneta.
-Mogłabym pożyczyć tamto zdjęcie?
Zapukałam cicho do gabinetu
Wielmożnego wierząc, że on odpowie mi na dręczące mnie pytania. Po usłyszeniu
cichego „Wejść” pewnie wkroczyłam do pokoju. Naruto siedząc przed swoim
biurkiem pochłaniał najprawdopodobniej piątą miskę ramenu.
Podniósł się automatycznie widząc mnie.
-Co cię do mnie sprowadza, Sakurcia? Chcesz
ramenu?
-Nie, mam do ciebie pytanie, na
które MASZ mi odpowiedzieć! A nawet i dwa się takie znajdą…
Niewielkimi wysiłkami powtórzyłam
minę z rozmowy o Akumu w domu braci Uchiha. Sam fakt, że on o nich mi nie
powiedział wystarczająco mnie denerwował, ale nie jak sprawa tej morderczej
organizacji.
Uzumaki odłożył swój posiłek na
biurko, które ominął stawając przed nim. Jego twarz przybrała ten sam wyraz, co
mój i gestem głowy zezwolił mi na dalszą przemowę.
-Jak wróciłam do Konohy powiedziałam ci, żebyś
nie wysyłał ludzi do Suny. Chcę wiedzieć, kim byli ci ludzie.
Blondyn z ociągnięciem wyjął z
szuflady teczkę, którą następnie mi podał. Zanim ją otworzyłam rzuciłam krótkie
spojrzenie na Uzumakiego oglądającego nieobecnym wzrokiem panoramę Konohy.
Dokumenty opisywały ninja, których kompletnie nie znałam. Dziewczyna znajdująca
się na samym końcu również się niczym specjalnym nie wyróżniała. Nie licząc
tego, że pochodzi z Suny. I po przeczytaniu wszystkiego od deski do deski nie
znalazłam żadnych podobieństw między nią a Sasuke.
-Mogę wiedzieć, po co dokładnie było ci to
potrzebne?- zapytał, kiedy oddałam mu teczkę. Zanim jednak się odezwałam
obserwowałam jego tęczówki, które próbowały w nieudolny sposób przewiercić się
w głąb moich myśli.
-Ja i Itachi mamy domysły, że Akumu specjalnie
nie zabija pewnych osób, bo chcą przez to coś osiągnąć. Chciałam jedynie
porównać tą dziewczynę, którą rzekomo mieli zostawić, z Sasuke.
Mina chłopaka była na tyle zabawna,
że gdyby nie chodziło o Akumu zapewne turlałabym się po ziemi ze łzami w
oczach. Do śmiechu mi nie było, więc nadal stałam czekając na jakąkolwiek
wypowiedz z ust niebieskookiego.
-Po pierwsze, skąd wiesz o Itachim i Sasuke?
Po drugie, skąd wiesz o Akumu i po trzecie, czemu mi o niech wcześniej nie
powiedziałaś?!
Rysy jego twarzy stały się
ostrzejsze, a szczęka się mocno zacisnęła. Widocznie nie jestem jedyna związaną
z tajemniczym ugrupowaniem.
-Przez przypadek się jakoś spotkaliśmy. Jeśli
chodzi o Akumu dowiedziałam się w tym samym momencie, co o tej misji, a nie
powiedziałam, bo nie wiedziałam, że oni aż tak szaleją.
Coraz lepiej idzie mi kłamanie,
bo wypowiadając ostatnie zdanie nie wyczułam niczego, co mogłoby wskazywać na
to, że blefuje. Reakcja Uzumakiego również nie wskazywała by to wyczuł. Duma
rozbierała mnie nie wyobrażalnie, ale wyparowała równie szybko, co przyszła. Na
jej miejsce znowu wskoczyła powaga.
Tak naprawdę chciałam zająć się
tą sprawą sama, choć faktem było to, iż nie wiedziałam o tym jak już
narozrabiali.
-Zresztą nieważne. Znalazłaś jakieś informacje
czy cokolwiek? A może wiesz coś o nich więcej niż my? Szukamy wszystkiego, co
mogłoby nas naprowadzić na ich główne organy rządzące.
Pokiwałam przecząco głową, na co
Uzumaki tylko głośno westchnął. Wiedziałam jak mógł się czuć tym bardziej, że
im więcej osób będzie ginąć wina poleci głównie na niego. Nie wspominając o
ocalałych.
-Sama chciałabym wiedzieć coś więcej na ten
temat, ale wiem tyle samo, co wy. Pozostają tylko domysły, które mają małe
prawdopodobieństwo. Musimy jakoś zrozumieć ich plan działania.
-A myślisz, że co próbujemy zrobić!- głośny
krzyk blondyna było można słyszeć zapewnię w całym budynku. Dodatkowo uderzył
pięścią w biurko, które wydało donośny dźwięk. Osobiście się lekko wzdrygnęłam,
ale próbowałam pokazać, że tak naprawdę to mnie nie ruszyło.
W każdym bądź razie taka reakcja
mnie odrobinę zaskoczyła, bo rzadkością dla mnie było go widywać aż tak
wściekłego. Może zdarzyło się to raz albo dwa. Na pewno nie więcej.
-Nie denerwuj się tak, bo wydzieranie się na
pół wioski nie pomoże na w ich schwytaniu. Ta cała sprawa mnie też niepokoi,
więc postaram się jak tylko mogę by czegoś się dowiedzieć. Ale może to być
trudne.
Spojrzenie Uzumakiego zaczęło
łagodnieć, a na ustach pojawiał się coraz to większy uśmiech.
-Masz rację. Razem odkryjemy ich
tajemnice i wsadzimy za kratki. W końcu moim obowiązkiem jest ochrona wioski,
nie?
Odwzajemniłam gest czując jak
napięta sytuacja coraz bardziej znika. Czułam się zdeterminowana do całkowitego
spełnienia moich słów i wątpiłam by jakakolwiek siła była w stanie mnie teraz
powstrzymać.
W końcu Akumu może chcieć
zaatakować każdego - nawet mnie, więc trzeba wsiąść się w garść i natrzeć na
nich. Najlepszą obroną jest atak! A ceną może się okazać dosyć poważna.
-Po drugie, czemu mi nie powiedziałeś o
Uchiha?
Blondyn zaczął się nerwowo drapać
po głowie i równie spanikowanym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu.
-No, bo… Myślałem, że nie chcesz go spotkać,
więc nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować.
Wkurzyłam się, co widocznie i on
zauważył, bo wycofał się za biurko, którym zasłonił większość swojego ciała. Patrzyłam
na niego chwilę groźnym wzrokiem, ale potem i tak mu odpuściłem.
Z głupotą trzeba się urodzić i
żyć do końca życia.
-A ty jak zwykle masz tu bałagan! Mógłbyś w
końcu posprzątać tą graciarnie, a nie żyć w takim chlewie pełnym misek po
ramenie.
Naruto coś zaczął szeptać sobie
pod nosem biorąc do ręki porozrzucane naczynia. Przy okazji próbował ułożyć
wszystkie papiery w stosy, ale jego prędkość pracy powodowała, że za nim mu się
to uda minąłby tydzień.
-Jak wrócę za pół godziny ma być tu na błysk
wysprzątane, jasne?
Spojrzałam się na niego znacząco,
co spowodował zwiększenie jego tępa i zniesmaczenie na twarzy.
-Dobrze, mamo!
I w tym momencie poczułam się jak
za dawnych, dobrych czasów.
Stara Sakura powoli wraca i ma
zamiar wziąć stery w swoje ręce!
OD AUTORA: Trzy tygodnie! Przepraszam, że tak długo, ale miałam
małą przerwę, którą postaram wam się jakoś wynagrodzić. Nie będę się tłumaczyć,
bo i tak 80% z was mało to obchodzi. W każdym bądź razie postaram się tym razem
dotrzymać terminu! Do następnego!