poniedziałek, 23 grudnia 2013

VII.Najważniejsze to utrzymać gardę


                Zostało tylko parę kroków. Jeszcze tylko trochę do mojego celu. I rzeczą, które chciały mi to uniemożliwić, był sekretarz Naruto, stojący przed ogromnymi drzwiami prowadzącymi do Sali narad.
                 -Panno Haruno, Hokage-sama ma gości i prosił by…
 Nie zważając na jego słowa, odepchnęłam go jak najdalej od drzwi, nie bacząc na jego zdrowie. Bez chwili wahania otworzyłam z impetem drzwi doszukując się Naruto, który w moich myślach zostawał poddawany najgorszym i najcięższym torturom, jakie potrafiłam sobie wyobrazić.
Blondyn podniósł się z miejsca i z opanowaną miną piorunował mnie wzrokiem. Jakoś nadal nie potrafiłam się przyzwyczaić do czasami poważnej miny Uzumakiego, ale w tym momencie nie było to ważne. Stanęłam na drugim końcu stołu, gdzie nikt nie siedział i walnęłam bez skrępowania ręką.
 -Jak śmiałeś mnie z TYM kretynem dać znów do drużyny?!
Słyszałam ciche szepty, narastające z każdym momentem na sile. Dopiero teraz spojrzałam się na liczną widownię. Za to głowa wioski próbował wzrokiem dokonać na mnie morderstwa. Widocznie wybrałam sobie nieodpowiednią porę ta te wyjaśnienia, ale kto by na moim miejscu się nie wściekł z wiadomości, że jeden z twoich towarzyszy jest osobą, którą unikasz niczym ognia.
 -Sakuro Haruno, proszę stąd wyjść.
Oficjalny i donośny głos rozbrzmiał po sali, jednocześnie uciszając pogłos, jaki tworzyli zgromadzeni ludzie.
 -Żądam wyjaśnień! I to natychmiast!
By ukazać swoją większą frustrację, poraz kolejny uderzyłam niczemu winny stół. Tylko tym razem mocniej, prawie nie powodując dużych uszkodzeń.
Stałam się wyczytać coś jeszcze z tych odległych, matowych oczu, które cisnęły we mnie nieprzerwanie piorunami. Sama jestem zaskoczona, jak rola Hokage potrafiła na niego wpłynąć. Gdybym ktoś mi to powiedział pięć lat temu, zapewne wyśmiała bym go na oczach wszystkich. Teraz, czułam, a nawet wiedziałam, Naruto wydoroślał. Tylko nie wiedziałam czy z tego powodu cieszyć się, czy płakać. W końcu zawsze chciałam by wydoroślał, a w owym momencie stał się taki, jaki chciałam. Tylko, dlaczego akurat teraz?
W pewnym momencie usiadł na poprzednie zajmowane miejsce.
 -Chyba na dzisiaj będziemy musieli skończyć. Do widzenia. Uchiha, zostajecie.
Wyprostowałam się i spuściłam głowę. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia, a jednocześnie plułam w sobie twarz za moje impulsywne zachowanie. Czułam przeszywające spojrzenia, jakimi obdarowywały mnie wychodzące postacie. Dopiero, gdy usłyszałam szczęk zamykanych drzwi podniosłam głowę, by ujrzeć pozostałych w pomieszczeniu.
Jednak widząc dwójkę braci siedzących niedalekoUzumakiego, miałam ochotę po prostu wrócić do domu i więcej nie wychodzić. W końcu najpierw wparowałam na jakieś zabranie i przezwałam Sasuke kretynem. Gorzej być nie mogło, ale cichy głos we mnie powtarzał, że może się nie domyślił. Unikałam patrzenia na młodszego z braci. W głowie cały czas przewijał mi się obraz zakrwawionej katany, z której powoli skapują kropelki mojej krwi. Choć strach przed śmiercią z jego ręki przerażał mnie o wiele mniej niż sama styczność z nim prosto w twarz.
 -I musiałaś akurat mi przerwać zebranie z tak błahej sprawy?
Odezwał się pierwszy blondyn, który wygodniej rozsiadł się na swoim fotelu. Chwilowo trwałam w bezruchu, tworząc w głowie jakąś logiczną odpowiedź. Taka, która by GO nie obraziła, a jednocześnie uzyskałabym odpowiedz.
 -Prosiłam cię o mniej wygórowaną drużynę.
Ta odpowiedz wydawała mi się najodpowiedniejsza. Ręce mi się trzęsły, a kolana ledwo podtrzymywały ciężar ciała. Ukradkiem spojrzałam na Itachiego, który spoglądał to na mnie to na swojego brata.
 -Oj przestań,Sakura, Sasuke w końcu wrócił i powinnaś się cieszyć, to, że kiedyś próbował cię zabić…
 -Kryminalista zawsze pozostanie kryminalistą. Taki człowiek jak on nie zmienia się przy pstryknięciu palcami. Chciał zniszczyć Konohę!
I znowu się stało. Zdenerwowanie górowało sprawiając, że nie kontrolowałam tego, co mówiłam.
Chciało mi się płakać. I byłam temu bliska. Może cudem lub inną siłą to się nie stało. Nigdy nie spodziewałam się tego, że Naruto z taką lekkością może wypowiedzieć takie słowa. „Próbował cię zabić”, mogłam zginąć i gdyby nie ich pomoc, zapewne od dawna wąchałabym kwiatki od spodu.
W uszach cały czas odbijało się to zdanie „Sasuke wrócił, powinnaś się cieszyć”. Jednak ja się nie cieszyłam. Miałam po prostu ochotę uciec. Uchiha, może i był moją miłością, która gdzieś w najciemniejszych kątach serca zagnieździła się na stałe, ale również powodował strach. Strach, że wszystko, co kocham, mogę stracić z jego pomocą. Łącznie z wolnością od czegoś takiego, jak miłość.
 -Sakura! Co z tobą jest nie tak?!
Uniesiony głos Uzumakiego jeszcze bardziej mnie utwierdził w przekonaniu, że przesadziłam. Uraziłam tym Uchihów. Byłych kryminalistów, którzy za zgodą głowy wioski, zaczynają wieść nowe, spokojne życie.
 -Mogłabym się również ciebie o to spytać!
Nie zważając na nawoływania, odwróciłam się w kierunku drzwi, przez które uciekłam. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Wiedziałam, że Naruto będzie mnie gonił. Będzie przepraszać za wszystko, nie wiedząc dokładniej, za co chowam do niego urazę.
Musiałam uciec, gdziekolwiek, bylebym nie musiała na nich więcej spoglądać.




Po łzach nastąpiła pustka. Byłam rozdarta. Nie wiedziałam, co myśleć. Zostało mi jedynie obserwowanie zasypiającej Konohy.
Nie czułam zimna ani powiewu wiatru. Jakby wszystkie czynności zostały przerwane.
 -Długo masz tu zamiar jeszcze siedzieć?
Zimny baryton dobił do moich uszu, powodując powrót skołatanej duszy do ciała. Podniosłam głowę na tyle, bym mogła ujrzeć migoczące gwiazdy.
 -Tyle, ile mi się będzie chciało.
Nie chciałam się mu jakkolwiek dogryźć. Powiedziałam to, co myślałam, chodź miałam wrażenie, że on odebrał to całkiem inaczej.
Szelest trawy uświadamiał mnie, jak blisko postać znajduje się mnie. Zadziwiającym faktem było to, iż owy osobnik ulokował sobie niedaleko jakby nigdy nic. Nadal nie miałam zamiar na niego patrzeć, bo co? Nie chciałam, by tu przychodził. W ogóle nie chciałam, żeby był w tej wiosce. Czułam, że bez niego świat byłby znacznie piękniejszy.
 -Naruto się o ciebie martwił. Itachi z resztą też.
Jakoś miałam ich wszystkich gdzieś głęboko. Zwłaszcza tego pierwszego. Postanowiłam jednak, iż przy najbliższej okazji przeproszę starszego Uchihę za ten tekst z gabinetu.
Prychnęłam tylko i schowałam głowę między kolana. Dopiero teraz poczułam chłód. To jednak nie był wystarczający argument, by mnie teraz ruszyć z miejsca. Ciekawość. Teraz byłam ciekawa, co Pan Wielki i Potężny chciał mi powiedzieć. To już taki typ. Nie przyjdzie do ciebie, jeśli nie ma interesu.
 -Zmieniłaś się.
Automatycznie spojrzałam na Sasuke. Nie wiedziałam, czy mnie uszy zmyliły lub sama sobie to wmówiłam. Byłam święcie przekonana, że to, co powiedział było jedynie wymysłem. Moim wymysłem, który miał polepszyć moją wartość.
 I choć nie miałam pewności, iż to on jednak powiedział, sama musiałam coś dopowiedzieć.
 -Ale dla ciebie zawsze pozostanę tą słabą, irytującą dziewczyną z drużyny.
Dopiero teraz mu się bliżej przyjrzałam. Wymężniał, zresztą jak większość chłopaków. I tylko to go różniło od tego Sasuke z Drużyny 7. Blada cera, czarne włosy i równie ciemne oczy, które niespodziewanie odwróciły się w moim kierunku. Żołądek podskoczył do gardła, a serce trzykrotnie przyśpieszyło swojego bicia. Miałam teraz idealną okazję by przyglądać się jego idealnej twarzy. Oblicza zdrajcy, kryminalisty, mordercy i mojej byłej miłości.
Westchnął głęboko, uciekając oczami jak najdalej od moich.
  -Nie zmuszaj się do czegoś tylko dlatego, że Naruto ci kazał. I tak to nie zmienia faktu, że wolałabym się od ciebie trzymać się jak najdalej.
Jego długa przerwa tylko bardziej mnie w tym utwierdzała. Uchiha Sasuke jest za dumny. To nie były jego słowa, tylko Uzumakiego. Ta cisza jeszcze bardziej mnie w tym utwierdzała.
 Podniosłam się z miejsca i pomasowałam miejsce, gdzie znajdowała się kość ogonowa. Otrzepałam jeszcze tylko spodnie i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku domu, gdzie miałam nadzieje wziąć ciepłą kąpiel.
 -Aż tak bardzo nie ufasz ludziom, że nie potrafisz zaakceptować tego, że są tacy, którzy się zmieniają.
Stanęłam w miejscu, odwracając głowę w jego kierunku. Obserwował księżyc. A ja, stojąc w bezruchu, analizowałam jego słowa. Czyżby coś sugerował, chciałby mi powiedzieć, iż się zmienił. Czy wie, że dopóki nie pogodzimy się blondwłosy przywódca będzie mu cały czas uprzykrzał. Uchiha stanowią dla mnie zagadkę. Ich myśli i tok rozumowania całkowicie się różnią od mojego. Doświadczałam tego w obu przypadkach. Są nieprzewidywalni i nieobliczalni. A przynajmniej dla mnie.
 -Nie ufamy tylko tobie.
Miałam się ruszyć, ale pomimo tego nadal stałam. Wpatrzona w niebo i rozmarzona.
Zauważyłam, jak się podniósł i w swoim zwyczaju włożył ręce do kieszeni. Udając, iż nie zwracam na niego uwagi, stałam tak jak stałam. Fakt, że zbliżał się w moim kierunku i zatrzymał się tuż za moim plecami powodował ciarki. Dopiero czując ciepły oddech na swojej szyi odwróciłam się w jego kierunku. Różnica wzrostu wynosiła niecałą głowę, przez co musiałam porządnie zadrzeć swoją do góry.
 -Naprawdę się zmieniłaś. Na lepsze.
Wyminął mnie i poszedł w kierunku lasu. Ja, niczym zakorzeniona w ziemi, stałam żegnając sylwetkę młodego Uchihy zdziwionym spojrzeniem. Może faktycznie się zmienił. Może ma w zanadrzu jakiś plan, do którego potrzebne jest mu moje wsparcie. Tyle pytań,a odpowiedzi znała tylko jedna osoba. Sasuke Uchiha- człowiek, który jest dla mnie chodzącą zagadką.




Poranek, w porównaniu do wczoraj, w cale nie był lepszy. Z tą różnicą, że głowa bolała niemiłosiernie, a rodzice przyprowadzili do domu jakichś głośnych znajomych. Zasnąć nie mogłam, a z łóżka nie chciało mi się ruszać. Domyślałam się, że Itachi będzie zły. Ten tekst o kryminalistach, i na dodatek nie przyszłam na trening.
Zza ciemnych kotar wydobywał się promień, który strasznie mnie denerwował. Odwróciłam się na plecy i przykryłam się jeszcze bardziej kołdrą. Założyłam poduszkę na głowę, ale nadal słyszałam te krzyki. Co prawda, nigdy nie zdarzyło się, żeby moi rodzice zapraszali aż TAK głośnych znajomych. Nie mam im tego za złe, bo w końcu jest piętnasta. Normalni ludzie raczej już nie śpią. Tylko ja, jak głupia leżę w tym łóżku mając nadzieje, że hałasy ucichną, a ja będę mogła jeszcze pospać.
Zbyt dużo myślałam w nocy nad słowami Sasuke. On chyba naprawdę coś planuje, bo aż się człowiekowi nie chce wierzyć, że byłby w stanie coś takiego powiedzieć. Spać przez to nie mogłam doszukując się jakiś haczyków lub wskazówek na kolejny niecny plan młodego Uchihy. Ale jeszcze bardziej byłam świadoma, iż nigdy go nie zrozumiem. I ta sprawa mnie denerwowała.
 -Sakura, może byś wyszła z łóżka?
Zobaczyłam moją mamę, stojącą we framudze drzwi. Tak głośno było, że nawet nie usłyszałam, jak tu idzie. O tym, iż pukania też nie słyszałam, nie wspomnę. Osoba jaką jest moja matka nigdy nie puka do MOJEGO pokoju.
„W końcu to jest jej dom i ona go utrzymuje”- tradycyjne słowa, gdy proszę mamę o pukanie. W takich momentach tęskniłam za samotnym mieszkaniem w domku na uboczu Ki.
Obróciłam się na drugą stronę, gdzie promyk, w swej upartości, świecił mi po oczach.
 -Nie chce mi się. Idź lepiej do gości.
Usłyszałam tylko jej głośne westchnięcie, a po chwili hałasy ustały. W zamian w domu rozbrzmiewały szepty połączone z tupotem butów. Wielu butów. Zakryłam się jeszcze bardziej kołdrą myśląc, że wszyscy teraz się zbiorą u mnie w pokoju. Oczywiście, to co najgorsze w moim przypadku jest nieomylne.
 Kroki ustały, ale ktoś i tak się zbliżał. Ignorowałam, mając nadzieje, iż wszyscy mnie zignorują i sobie pójdą. Dopiero wyswobodziłam się z kołdry, gdy poczułam jak łóżko zaczyna się uginać.
 -Nie dziwie ci się, że nie chcesz wstać, Sakura! Cholernie wygodnie masz to łóżko.
Odwróciłam się w stronę Naruto, który bez żadnej krępacji leżał w MOIM łóżku i w MOIM pokoju. Pierwsze co zrobiłam to kopnięciem zwaliłam blondyna na podłogę.
 -Sakura, nie powinno się tak traktować Hokage!
Swoje kilka groszy musiała dodać matka. Dopiero teraz zobaczyłam, gości mojej mamy. Oprócz Uzumakiego przybyła Ino, Hinata i, o zgrozo, bracia Uchiha. Starałam się nie obserwować tego młodszego, co wychodziło mi prawie idealnie. Jednak prawie robi wielką różnicę.
Zakryłam się po samą szyję z wyraźnym mordem w oczach, obserwując podnoszącą się ofiarę.
 -Twoja mama ma rację. Nie powinnaś mnie zrzucać łóżka. Swojego najlepszego przyjaciela!
Chciałam mu odpyskować, że kto tu niby zachowuje się jak przyjaciel, ale w porę ugryzłam się w język. Wolałam, by rodzice nie dowiedzieli się o wczorajszej (w moim mniemaniu) aferze. Wystarczająco mi już starczy reprymend i zażaleń mojej matki. Coraz częściej się zastanowiłam, kto jeszcze musi przeżywać takie katusze.
 -Co wy tu robicie?
Wszyscy, jak jeden mąż, uśmiechnęli się. Nielicznym wyjątkiem był Sasuke, który cały czas miał tą swoją typową maskę. Ach, marzeniem byłoby kiedyś odkryć, co się dokładnie pod nią kryje.
 -Przyszliśmy cię odwiedzić. Poza tym dzisiaj chciałem urządzić takie małe przyjęcie. W końcu jak już spotkałaś się z Sasuke to nic nie stoi na przeszkodzie, co nie?
Jego uśmiech był dla mnie jak przyjemna wiadomość o burzy. Jakoś nie napędzała mnie myśl pójścia na jakiekolwiek przyjęcie. Na ostatnim jakoś mi się udało uciec, ale teraz oni mi raczej nie odpuszczą. Rodziców zapewne i tak już przekonali, więc wyrzucą mnie z domu na to przyjęcie.
Jeszcze raz spojrzałam na zgromadzonych i głośno westchnęłam. Widocznie dzisiaj będę miała trudny wieczór.
 -Niech wam będzie, ale to nie znaczy, że…
Z ukosa obserwowałam młodego Uchihę, który nie był dłużny. Jedyna różnica, że on tego wcale nie robił dyskretnie, co zauważył jego brat.
 -To świetnie! O dwudziestej u mnie!
Odskoczył od łóżka i, nie odwracając się do mnie plecami, powoli się wycofywał. Natomiast za ramienia Ino wysunął się Itachi, który z prędkością żółwia zbliżał się do mnie.
 -Możemy pogadać?
Usiadł na skraju łóżka, a ja cały czas wpatrywałam się z przymrużeniem oczu na niego. Drzwi się zamknęły, a ja wiedziałam, że szykuje się kolejna z „trudnych rozmów”.
 -Przepraszam za to, co powiedziałam o kryminalistach.
Wypaliłam na początku widząc się otwierające usta bruneta. I choć wyglądał jakbym zbiła go z rytmu, ale po chwili i tak wróciła mu ta poważniejsza mina. W duchu odetchnęłam, bo wygląda na to, że się nie gniewa o to. Niestety, wiedziałam, iż kolejna wiadomość mnie czeka. Coś, co mi może się nie spodobać.
-Możesz mi powiedzieć, o czym wczoraj rozmawiałaś z Sasuke?
To pytanie było ostatnim, jakie mogłam się po nim spodziewać. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć, więc cały czas spoglądałam na niego. Dopiero, gdy onchrząknął, postanowiłam się w końcu odezwać.
-Nic konkretnego. Poza tym, sam się go spytaj.
Itachi przejechał dłonią po twarzy, głośno wzdychając.
-Od wczoraj się jakoś inaczej zachowywał. Jak dzisiaj się go pytałem to mi nie chciałpowiedzieć.
-To już nie mój problem.
Poszłamdo łazienki i zamknęłam się, dopiero, gdy usłyszałam trzask drzwi, ruszyłqm się spod drzwi. Ostatecznie postanowiłam jedni: Czas uprzykrzyć życie Sasuke!


OD AUTORA: Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Wybity palec jednak nie sprzyja pisaniu. Wczoraj( czytaj: 22grudnia) obchodziłam swoje urodziny(musiałam się tym pochwalić), więc z tej okazji spięłam tyłek i napisałam. Po przeczytaniu kilku blogów, stwierdziłam, że jak się za siebie nie wezmę to będzie kicha.  Z tego miejsca chciałabym podziękować mojej,kochanejZuzi za najlepszy prezent jaki dostałam. Poza tym, Wesołych Świąt, wspaniałego Sylwestra. Postaram się jak najszybciej napisać następną notke, więc trzymajcie kciuki i do zobaczenia!

sobota, 9 listopada 2013

VI. Niemoc

               Od spotkania Itachiego Uchihy minął miesiąc pełen chusteczek, domowego miso i wypominania mi zasad ubioru w zimniejsze dni przez moją matkę. Jedyny plus jaki w tej sytuacji widziałam była niemożliwość spotkania się z kimkolwiek, a już zwłaszcza z młodszym Uchihą. Nawet nieprzespane noce spowodowane zatkanym nosem czy rozkładającym bólem głowy mi nie przeszkadzały. W końcu czasem trzeba ponieść straty.
                Zeszłam ledwo żywa na dół, gdzie w kuchni rodzice zaciekle o czymś rozmawiali. Usiadłam przy stole, a ojciec bawił się jakąś kopertą, radośnie potakując na historyjki mojej mamy. Położyłam głowę na blacie i powoli próbowałam zamknąć swoje oczy.
                 - Jak się czujesz? Może chcesz jeszcze zupy?
                Pierwsze słowa, jakie usłyszałam od mojej kochanej rodzicielki, która widocznie przez ten miesiąc niewystarczająco się nagadała na temat ciepłej odzieży. Dodatkowo moją karą było wypijanie wywaru przynajmniej pięć razy dziennie. Miałam go serdecznie dosyć!
Ale co ja mam do dyskutowania z cudownym „lekiem” mojej mamy?
 - Rozumiem aluzję. W każdym bądź razie odpokutowałam i proszę cię o posiłek niezwiązany z miso.
Jeszcze bardziej rozłożyłam się na stole, a w tle rozbrzmiewał chichot taty, który nadal gustował w zabawie papierem.
                Mebuki po do głębszej obserwacji mojej osoby, westchnęła i zaczęła rozkładać miski na stole. Lekko się do niej uśmiechnęłam i schowałam głowę między ramiona.
                 - Czy jest coś, co chciałabyś nam powiedzieć, Sakura?
                Tym razem odezwał się ojciec, który przerwał okręcać papier. W jego oczach widziałam błysk, a na ustach zakwitł, niepokojący jak dla mnie, uśmiech. Usiadłam prosto, a swoją miną próbowałam uzmysłowić, że nie jestem świadoma jego pytania. Mina ojca nadal się nie zmieniła oprócz brwi, które co jakiś czas podnosiły się do góry.
                 - Dzisiaj, jakąś godzinę temu albo dwie zawitał jakiś mężczyzna, który chciał się z tobą koniecznie spotkać. Powiedziałam mu, że jesteś strasznie chora, więc nie możesz przyjąć gości i kazał ci przekazać ten list.
                Pod mój nos została podsunięta koperta, z którą wcześniej zabawiał się mój ojciec. Obejrzałam kopertę z obu stron szukając jakiegoś znaku o tożsamości nadawcy.
                 - Kto wam ją dał? ANBU?
                List położyłam na stole i obserwowałam rodziców, którzy posyłali sobie ukradkowe spojrzenia. Takie same jak wcześniej puszczał mi tata. Nadal nie potrafiłam odszyfrować ich myśli. Domyślałam się jednak, że coś tam im świta, co raczej nie spodoba mi się.
                 - Nie, to raczej nie było ANBU. To był taki przystojny brunet, wysoki, a włosy miał chyba związane. W każdym bądź razie mówił…
                Związane, czarne włosy. Od razu do głowy wpadła mi tylko jedna osoba.
                Itachi Uchiha!
                Miałam ochotę zabić Naruto, a zaraz potem Itachiego! Bo kto mógłby powiedzieć jemu, gdzie mieszkam jak nie nasz Szanowny Hokage.
                Najgorsze jednak jest to, że uznali starszego Uchihę za potencjalnego kandydata na partnera. Nie wiem czy wszyscy rodzice tak mają, ale moi zawsze gdy widzą mnie w obecności chłopaka, wariują. Jeden do dzisiaj omija mnie szerokim łukiem. Musiał przesiedzieć cały dzień u moich rodziców, dlatego, że pomylił domy. Biedaczek.
                 - Ehhh… To tylko znajomy, którego poznałam niedawno. Ale nie mówił wam, w jakiej konkretnie sprawie tu przyszedł?
                Usłyszałam tylko ich westchnięcia, a jedyny mężczyzna w tym domu zawiedziony odwrócił wzrok w stronę okna.
                 - Jednie tyle, że musisz się z kimś spotkać i jak najszybciej do nich przyjść, bo mają jakieś nowe informacje.
                Skwaszony wyraz mojej rodzicielki zawsze zarezerwowany był przy rozmowach na temat shinobi. Do dzisiaj nie mogła się pogodzić z tym, że wybrałam taką a nie inną drogę. A zwłaszcza po powrocie z tej „misji”. Raczej już zawsze będzie sceptycznie do tego nastawiona.
                Energicznie, jak na mój stan, wybiegłam z kuchni zmierzając do pokoju. Zastosowałam się do nakazów matki i przebierając się w cieplejsze rzeczy wyszłam z domu kierując się do rezydencji braci Uchiha.
                Od razu domyślałam się, że może chodzić o Akumu, bo o co innego. Teraz to jest jeden z tematów, którym władze wiosek żyjąc i próbują rozwiązać.
                Zatrzasnęłam drzwi, a chłodny wiatr zaczął silnie chuchać. Gdyby nie ta irytująca ciekawość połączona z chęcią zaczerpnięcia świeżego powietrza, zapewne zaczęłabym jeść ten obiad zamiast przeciskać się między mieszkańcami wioski. Widząc z daleka niedawno poznane mury przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku.
                Zapukałam w drzwi, choć najchętniej bym je wyważyła i dowiedzieć się czegoś nowego. Od progu zawitał mnie Itachi, który wpatrywał się we mnie niczym w ducha. Gdy odsunął się bardziej od wejścia wparowałam do środka rozglądając się w każdą możliwą stronę.
                 - Spokojnie, nie ma go. O ile dobrze pamiętam, Naruto go wyciągnął na miasto.
                Brunet po zamknięciu drzwi skierował się do salonu, gdzie również i ja poszłam. Usiadłam na wygodnej sobie, a Uchiha grzebał patykiem w rozpalonym kominku.
                 - Nadal jest chłodno, a ty jeszcze wyszłaś chora. Jesteś nierozważna…
                Buchnęłam urażona bardziej zatapiając się w swoim wełnianym szalu.  Odgarnęłam jedynie kosmyk włosów, który dyndał cały czas przed moimi oczami.
                 - Mówiłeś, że mam jak najszybciej przyjść, więc jestem. To, że jeszcze trochę choruję nie oznacza kolejnych dni spędzonych w domu.
                Po tych słowach oczywiście musiałam zakaszleć. A jakże by inaczej! Ciało zawsze musi buntować się przeciw mnie!
                Czarnooki spojrzał na mnie zza ramienia, zaprzestając poruszania drewna. Jednak to nie trwało długo. Po chwili znowu wlepił oczy w ogień. Ja natomiast niespokojnie wierciłam się na sofie próbując pozbyć się guli w gardle.
                 - Miałaś rację.
                Zaprzestałam walki z wkurzającym problemem i zdziwiona wpatrywałam się w plecy gospodarza, na których dumnie widniał znak klanu Uchiha.
                Nie potrafiłam zrozumieć, o co mogło mu chodzić. W czym miałam niby mieć racje, że to aż takie ważne?
                Chrząknęłam parę razy dając mu do zrozumienia, by kontynuował. On jednak niby tego nie słyszał i nadal patykiem szturchał kłody. Zaczęłam się tym powoli irytować. Kaszlnęłam głośno, co dopiero wzbudziło jakąś jego reakcję.
                 - Pójdę ci zrobić herbaty. Nie chcemy, byś jeszcze bardziej zachorowała. Tym bardziej, że jesteś nam potrzebna.
                Niby od niechcenia ruszył w kierunku kuchni, a ja ze zdenerwowaniem wypisanym na twarzy, poszłam za nim. Usiadłam na krzesełku spoglądając na bruneta przeszukującego szafki.
                Teraz czułam się jeszcze dziwniej. Do czego im jestem potrzebna?! Ja- niezbyt silna medic-ninja, która uwielbia ciągnąć za sobą problemy i kłopoty. Więc dlaczego mnie chcą ode mnie? I przede wszystkim, co oni planują zrobić?
                 - Może mi tak łaskawie wytłumaczysz, po co jestem wam potrzebna i w czym miałam racje?!
                Zakryłam nos pod szalem zdając sobie sprawę, że zbyt bardzo się poniosłam.
                 - Akumu polują na ludzi, a nie zabijają bez przyczyny. Z tego, czego się dowiedzieliśmy posiadają książkę podobną do naszej księgi BINGO.
                Duma mnie od środka rozpierała. Nienawidziłam jednak uczucia, że jednak nadal jesteśmy w martwym punkcie, z którego się trudno będzie rozwiązać. To, że wiemy o istnieniu jakiejś tam kupy papieru nie oznacza naszego zwycięstwa. Bardziej to pokazuje jak w beznadziejnej sytuacji się znajdujemy, że jakaś grupa zabija bezkarnie ludzi.
Czy to nie jest oznaka naszej bezsilności przeciw nim?
 - W każdym bądź razie próbujemy naszych szpiegów wepchać do nich. Niestety, nie wiemy zbyt dużo, co się równa z tym, że nie wiemy, gdzie mogą się zgłosić. Jeśli uda nam się zdobyć tą książkę będziemy mogli zapobiec ich planowi.
- Jednak nadal nie wyjaśniłeś mi, do czego ja jestem wam potrzebna.
Nie wiedziałam, co spowodowało tak nagły paraliż u mężczyzny. Też czuje poziom, jaki ta sprawa przybiera? I pomyśleć, że to dopiero początek całej historii. W chwilach takich jak ta mam ochotę zostawić wszystko tak jak jest i uciec tam, gdzie nic mnie nie dosięgnie. Brak problemów i monotonność dnia. Dwie rzeczy, których już od prawie sześciu lat nie potrafiłam zaznać.
Uchiha postawił wodę na gaz, a sam oparł się o wysepkę kuchenną oglądając wszystko inne oprócz mnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jednak. Wolałabym wy bardziej zwrócił na mnie uwagę, a zwłaszcza kiedy próbuje mi coś ważnego przekazać.
 - Mówiłaś, że spotkali się w okolicy Kraju Lasów. Z tego, co opowiadałaś Naruto, znasz dość dobrze te tereny. Konoha praktycznie się tam nie zapuszcza, więc nie wiemy za dużo o tamtym miejscu, dlatego będziesz naszym… - brunet zaczął przekręcać chaotycznie oczami. Aż w końcu zatrzymał się za okiennym krajobrazem - … przewodnikiem? To raczej dobre określenie.
Ulga spłynęła gwałtownie po mnie, a serce zwolniło swoje tempo. Bałam się, ale właściwie nie potrafiłam określić dokładnie czego. Trudnych przeciwników, przerastającej mnie misji czy tym, że mogę stracić własne życie. Przynajmniej dopóki siedzę w wiosce to ostatnie tak szybko mnie nie złapie.
 - Chcesz przez to powiedzieć, że Wioska Lasu może mieć coś wspólnego z Akumu?
Odpowiedzią było jedynie skinienie głowy. Ja spuściłam głowę.
 - Myślisz, że Ki też może być wmieszana w to bagno.
                Od kilku lat obie te wioski mają ze sobą wręcz wspaniałe relacje. Nie licząc mnie, to tylko mieszkańcom Lasu pozwalano wejść. Jak jedno czegoś potrzebowało to drugie mu pomagało. Przyjacielskie kontakty mogą doprowadzić do tego, że wioska, która mogłaby stać się moim drugim domem, morduje ludzi?
                 - Nie jest to wykluczone, ale również na razie ich skreślać nie będziemy. To, że są zaprzyjaźnione nie przesądza wszystkiego.
                I choć chciałam wierzyć w jego słowa, nie potrafiłam. Czułam się w tym momencie zdradzona. Tak bardzo myliłam się co do nich. Nawet, jeśli nie miałam w stu procentach gwarancji, że należą do Akumu, to mimo tego wątpiłam w ich niewinność.
                 - W każdym bądź razie mamy plan by za kilka miesięcy wyruszyć. Musimy jednak zrobić kilka rzeczy zanim to zrobimy.
                Nagle poważna mina bruneta nabrała przyjemniejszych rys, a na twarzy zawitał przyjazny uśmiech. Zalał herbaty, po czym zasiadł na krzesełku naprzeciwko mnie podając mi kubek.
                 - Mianowicie, możecie mnie wtajemniczyć w wasze „niecne” plany?
                Jego łagodna twarz zapewniała mnie, że to straszne nie jest, ale i tak mi coś w tym się nie podobało. Jakby miał ukryty cel.
                 - Jedna prawa jest oczywista. Mianowicie chodzi o Sasuke…
                Palec przyłożyłam do ust, a potem machałam ręką by mówił dalej, niezwiązanego z Sasuke. Niech oszczędzi sobie wywodu na temat swojego brata, którego bałam się spotkać. Jakoś nadal nie potrafię wyrzucić z głowy naszych prób wzajemnego mordu.
                 - Druga sprawa jest tak, że Kraj Lasów może być niebezpieczny. Jak to w życiu bywa, trzeba się będzie umieć przed nimi bronić…
                Uchiha wbrew przekonaniu jeszcze bardziej się uśmiechnął. Moja mina za to całkowicie odzwierciedlała moje myśli. Co on ma na myśli?!
                 - Czyli chcecie kogoś zrekrutować do grupy?
                Pierwsza lepsza myśl, która wpadła mi do głowy. Niestety, kiedy Itachi zaczął kręcić głową wiedziałam, że spudłowałam.
                 - Będzie nas niewiele, a przynajmniej nie więcej niż 10. Dokładniej będziemy ustalać później.
                Dobrze wiedzieć tylko nie rozumiem, czemu nie powie od razu, co ma na myśli. Co prawda, moje szare komórki po takiej długiej przerwie powinny się trochę wysilić. Ale ja nawet nie wiem, czego mogę się spodziewać po umyślne tak silnego shinobi. Chyba, że to byłby pomysł Naruto.
                 - Kto to wymyślił?
                Burknęłam pod nosem, co spotkało się ze zdezorientowaną miną gospodarza. Długo to jednak nie trwało i po chwili wszystko wróciło do stanu sprzed chwili. Złapałam za kubek z ciepłą herbatą popijając drobnymi łyczkami.
                 - Nie wiem, jakie to ma znaczenie.
                 - Jak dla mnie duże. Bo jeśli to Naruto wymyślił to będzie mi lepiej zgadnąć, o co chodzi.
                Westchnięcie Uchihy było dla mnie w tym momencie nie do odgadnięcia. W końcu od zawsze Itachi stanowili dla mnie wielką zagadkę, więc skąd miałam wiedzieć jak zareaguje, a co dopiero, co mu w głowie świta.
                 - Naruto wymyślił, a ja zgłosiłem się na ochotnika.
                Teraz już w ogóle nie rozumiałam jego toku myślenia. Zgłosił się na ochotnika, ale na co i po co?
 Jak ja uwielbiam zgadywać, co ludzie mają na myśli!
                 - Nie lubię zgadywanek. Zresztą niespodzianek też nie. Dlatego z łaski swojej, powiedz mi, co nasz Wielebny wymyślił.
                Próbowałam swoją poważną postawą pokazać, że to nie są przelewki. Każda osoba, która mnie dobrze zna zdaje sobie sprawę, że umiejętności aktorskie są na niskim poziomie. Skutkowało to salwą śmiechu bruneta.
                 - Nie śmiej się tak, tylko mów!
                Moja frustracja jednak nie poskutkowała w całości, bo pan Najsilniejszy z Klanu nadal rechotał po nosem. Buchnęłam na niego obrażona i ze skrzyżowałam ręcę. Niech nie myśli, że mi się to podoba!
                 - Już nie wyglądasz na tak strasznie chorą. Nie ma co się z resztą tak bulwersować. Po prostu zabawna jesteś.
                Zmrużyłam oczy i spojrzeniem mordercy obserwowałam wygiętą w uśmiechu twarz Uchihy.
                A czy to, że jestem zabawna ma być z jego strony komplementem czy raczej przeciwnie?
                 - To mów od razu, o co wam chodzi, bo chcę wrócić do domu.
                Cień czegoś podobnego do smutku połączonej z tęsknotą przejawił się na jego twarzy, ale szybko jednak się ulotnił. Zgadywać nie trzeba było za bardzo. Na mnie w domu czekają rodzice, których on już nie posiada. Jedynie, co mu pozostało, to Sasuke.
                 - Co ty na to, żebyś zaczęła trenować pod czyimś okiem? Bo wiesz… medycy raczej się nie uczą za bardzo walczyć, więc...
                Byłam zażenowana. Jak dla mnie to cios w policzek, który skutecznie uraził moją dumę. Właśnie mi zasugerował, że medycy nie umieją walczyć. A to bezczelny drań! Może i jest w tym cień prawdy to jednak powinien inaczej się wyrazić.
                 - Nieprawda! Potrafimy, ale nie tak dobrze jak inni. My się specjalizujemy w czymś innym.
                Swoje zdanie musiałam mu powiedzieć, bo oczywiście nie pasowała mi to jak o nas, medykach, myśli. Ja potrafiłam walczyć wykorzystując do tego swoją siłę.
                 - Nieważne…
                 - Dla mnie to jest ważne!
                Pokręcił głową i zakrył oczy dłonią. Sama miałam ochotę zapaść się pod ziemie, bo ta rozmowa jakoś dziwnie wyglądała. A tu idziemy z tekstem o herbacie, potem zgadywanka, a teraz wymieniamy nasze zdanie na temat, co potrafią medycy, a czego nie. Rozmowa zmierza nie w tym kierunku, co trzeba.
                  - Dobrze, niech ci będzie. Wystarczy, że dzisiaj się pokłóciłem z Sasuke, więc z tobą nie chce.
                W tej chwili jego problemy z bratem mało mnie interesowały. Tym bardziej, że słabo ich znałam, a tok ich myślenia był dla mnie niepojęty, więc powody ich kłótni mogły być równie niezrozumiałe.
                 - To możesz mi teraz powiedzieć, na czym to „genialny” plan wyszkolenia polega, że zgłosiłeś się na ochotnika?
                Jego usta znów się wykrzywiły w ten uśmiech, który w chwili obecnej powodował u mnie napady białej gorączki połączone z chęcią zniwelowania dobrego humorku u pana Uchihy. Cały czas się uśmiechał, a przynajmniej praktycznie zawsze przy mnie. Podobnie jak Naruto. Teraz się zastanawiam, który może być gorszy.
                 - W Wiosce Lasów może być niebezpiecznie, dlatego musisz się nauczyć samoobrony, a najlepiej jakbyś rozwinęła bardziej swoją paletę możliwości…
                Westchnęłam i zażenowana, rozpłaszczając się na blacie stołu. Przynajmniej nie czuję się winna tym, że co chwila zmieniam temat. W końcu teraz to on zaczyna gadać to, co raczej już zdążyłam z niego wyciągnąć.
                 - A pomijając atrybuty malarskie, możesz w końcu łaskawie wyjaśnić swój plan, zamiast powtarzać to, co już wiem?
                Chrząknął i oparł swoją głowę na dłoniach. Początkowo przyglądał się mnie jakby szukał we mnie potencjalnej ofiary. I po dwóch minutach ciszy wyprostował się ponownie się uśmiechnął, i gdyby nie ściana, zapewne spadłabym z krzesła.
                 - Postanowiliśmy, że będę cię trenować.

                Od Autora: Głupio mi jak nie wiem, że tyle zajęło mi napisanie tego. Ale wiadomo, szkoła jeden z problemów młodzieży.  Na szczęście połowa najgorszego jest za mną i teraz powinno się polepszyć. Co najzabawniejsze, tydzień temu w weekend zachorowałam. Czyli tydzień po napisaniu o chorobie. Najdziwniejsze jednak było to, że od 8 lat nie byłam tak chora. Widocznie będę musiała częściej pisać o chorobach…

                W takim razie jest rozdział jest i mam nadzieje, że następny ukarze się szybciej.             Pozdrawiam!

niedziela, 22 września 2013

V. Kłopotliwe przypadki

                Siedziałam na skórzanej sofie stojącej naprzeciwko kominka, z ciepłą herbatą w ręku i ciasteczkami przed sobą. Gospodarz przed chwilą zniknął za ścianami kuchni, a ja natomiast ciekawskim wzrokiem rozglądałam się po beżowym salonie, którego większość mieszkańców wioski mogłaby jedynie pozazdrościć. Oczywiście łącznie ze mną! W końcu mój mały rodzinny domek nawet w połowie nie dorównuje jemu. Z zafascynowania nawet nie zauważyłam, kiedy pan domu usiadł naprzeciwległym fotelu obitej w ten sam twór, co sofa.
                 -Widze, że ci się podoba nasz salon?- radosny baryton czarnowłosego echem odbijał się w moich uszach. Niezbyt przytomna pokiwałam jedynie głową. Mężczyzna skwitował to krótkim śmiechem.- Jak chcesz to możesz tu przychodzić, kiedy chcesz.
                Początkowo spojrzałam na niego jak na idiotę, ale po do głębszym namyśle zgodziłam się delikatnym skinieniem łepetynki. W końcu nie zawsze można poznać człowieka, który pomimo swojej złej sławy dyskretnie proponuje następne spotkania. Tym bardziej, że moje dotychczasowe wyobrażenia na temat niego były całkiem inne niż teraz.
 -Ale muszę przyznać, że jesteś dosyć odważna, bo jakoś nadal tutaj siedzisz.
                Wbrew pozorom radosny grymas na twarzy dodawał mu jeszcze więcej uroku i roztaczał wokół siebie niesamowicie przyjazną aurę, przy której grzechem byłoby ją zignorować. Bez chwili zawahania odwzajemniłam gest.
                 -Przesadzasz! W końcu większość osób na twoim miejscu miotłami i widłami by mnie odganiała.
                Brunet ponownie się zaśmiał, ale tym razem głośniej. Mimowolnie sama wydałam z siebie dźwięk, który pierwotnie miał być śmiechem. Wyszło coś podobnego do burknięcia trwającego niecałe dwie sekundy. Winowajcą była gula w gardle, stojąca od początku przekroczenia progu tego domu. Na szczęście moje burczenie było całkowicie zagłuszone przez niego, za co dziękowałam akustyce tego pomieszczenia.
                 -No nie mów, że taki straszny jestem, żeby ludzi z widłami ganiać? Możesz wierzyć mi lub nie, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty. Ale miło pogadać z kimś, kto twojego domu nie omija szerokim łukiem.
                Oczęta mojego towarzysza skierowały się za okno, gdzie nadal wiatr nie odpuszczał przeginając czubki drzew. Natomiast z nieba zaczęły spadać pierwsze krople wody.
                Głupio mi trochę było, bo to, że tu się pojawiłam było wynikiem głupiego przypadku, mojej niewiedzy i chęcią uwolnienia się spod pieczy moich rodziców. Zapewne, gdyby nie te fakty stałabym się jak większość mieszkańców. Unikająca bliższego spotkania z kryminalistą, który mieszka na końcu osiedla otoczonego ogromnym murem.
Żal mi go było, bo na razie pokazał mi się z tej dobrej strony. Są ludzie, którym trzeba wybaczyć winy, a serce podpowiadała mi, że on do takich należał. Z opowieści innych wydawał się inny. Okrutny. Żądny krwi i śmierci. Natomiast teraz prezentował się w całkiem innym świetle. Takim innym i oddalonym od tego pierwotnego.
A teraz siedzę z nim w jego domu przy herbatce i słodkościach. I pomimo, że strach przed nim dawał mi o sobie znać w postaci kurczenia się żołądka, ciało nadal pozostawało w obecności tego kryminalisty i mordercy. Koło Itachiego Uchiha.
 Chcąc zmienić temat, szukałam w pokoju jakiejś inspiracji do zaczerpnięcia takiego, który zniszczyłby aktualną ciszę. Mój wzrok przykuło niewielkie zdjęcie stojące na małej komódce nieopodal wielkiego lustra.
Czarnowłosa, młoda kobieta uśmiechała się radośnie w kierunku obiektywu trzymając swojego blondwłosego towarzysza po ramię. Obie twarze były takie znajome, ale jednocześnie na pewno nie były przeze mnie poznane.
 -Ta kobieta na zdjęciu… To twoja matka?- spytałam się cicho mając nadzieje, że nie zdołuje go tym pytaniem. Przypominanie wymordowania własnej rodziny zapewne nie należały do tych godnych zapamiętania.
 Twarz Uchihy przybrała bardziej spokojnych wyrazów. Na twarzy jednak pozostał mały uśmiech, który wyglądał nijako przy jego poprzednim. Z daleka było widać, że był smutny, a ja żałowałam swojej przeklętej ciekawości. Nawet poza Ki nadal jest tak samo silna.
 -Tak. Co prawda nie wiem jak ma na imię ten facet, ale to jest jej jedyne zdjęcie z czasów zanim wyszła za mojego ojca. Kiedyś się jej pytałem, ale nie odpowiedziała.
Czarnooki wręczył mi ramkę, dzięki czemu mogłam się bliżej przypatrzeć ich twarzom. Rysy kobiety zdecydowanie przypominała rysy brata Itachiego. Jednakże blondwłosy chłopak nadal pozastawiał dla mnie zagadką. Przymknięte oczy tym bardziej uniemożliwiałby mi w jego zidentyfikowaniu.
 -Mam wrażenie, że widziałam gdzieś tego faceta, ale nie jestem pewna gdzie.
Oddałam jemu pamiątkę, którą z słabo widoczną czcią odłożył na poprzednie miejsce. Wlepił na kilka minut swoje smoliste tęczówki w fotografię, po czym zasiadł ponownie naprzeciw mnie ze swoim nastawieniem sprzed mojego pytania.
 -Właściwie, co się z tobą działo, że tak często Naruto nawiedzał mojego brata wypłakując mu się w koszule? Podobno zaginęłaś…
Naruto wypłakiwał się w Sasuke?! To było widać, że brunet podkolorował tą sytuację by dodać więcej komizmu do ich zachowania. Jednak sam fakt, że postać mojego byłego przyjaciela- o ile można go tak nazwać- miała okazję na przechadzanie się tymi samymi uliczkami, co ja w tym momencie, powodował kolejne niekontrolowane odezwy żołądka.
Jednak nie doczytałam, kiedy umarł, a ja przypuszczam, że on był już na drugim świecie, kiedy jego brat próbował znów się zaaklimatyzować w rodzinnej wiosce.
 -Danzo wysłał mnie na pięcioletnią misję do Kigakure. To taka niezależna osada niedaleko Kraju Lasów - dodałam widząc otwierające się usta Uchihy. Opuścił lekko głowę przymykając lekko oczy.
 -Kojarzę Kraj Lasów, ale o żadnej samowładczej wiosce nie słyszałem.
 -Ki niedawno zawarła sojusz z tym Krajem, poza tym ta wioska jest zamknięta na turystów. Sama nie wiem, dlaczego próbują się odizolować od reszty społeczeństwa.
Itachi ponownie skamieniał z schyloną głową. Przesiedział tak kolejne parę minut. Od czasu do czasu opierał głowę o rękę pomrukując coś pod nosem.
Wielokrotnie pytałam się Aidoru czy nawet pana Kibishiego, czemu tak jest. Ich odpowiedź zawsze brzmiała tak samo: „Nie chcemy by ktoś się dowiedział o naszych tajemnicach”. Wtedy te słowa nie robiły na mnie większego znaczenia. W obecnej sytuacji żałowałam, że nie próbowałam się dopytać o szczegóły. Może gdybym ugłaskała Momi, to bym się czegoś dowiedziała?
Do głowy jednak wpadł mi kolejna myśl. Blondyn ze zdjęcia. On mi przypominał Taidę i Aidoru! Takie same rysy twarzy, blond czupryna i ogromny uśmiech. I dopiero mając w głowie obraz blond bliźniaków, nieznajomy został skojarzony, ale dowodem to nie było, że to faktycznie ojciec rodzeństwa.
 -Za parę dni będę miał misję w tamtych okolicach.
 -Nie uda ci się tam wejść i niczego się o nich nie dowiesz. Zresztą wiesz, dlaczego.
Przebłysk w oczach czarnowłosego upewnił mnie, że i tak będzie próbował. Westchnęłam jedynie popijając wystygniętą herbatę.
Jeśli ja, będąc praktycznie w centrum wioski, nie dowiedziałam się nic na temat ich izolacji, więc jakim cudem jemu ma się udać. W końcu nawet wnuczka pana Kibishiego dokładniejszej przyczyny nie zna. Od razu wątpiłam, iż starania Uchihy przyniosą jakieś skutki.
 -Powinnaś się przywitać z Sasuke, jak jutro wróci.
Czyli on żyje?! Ale jak to jest możliwe?!
Czułam jak woda zamiast trafić do przełyku kieruje się w stronę moich płuc. Zaczęłam kaszleć próbując wygonić płyn i uratować się od śmierci. Mój „informator” doskoczył w dwóch susach do mnie waląc mnie w plecy.
 -Naruto mi opowiadał, co was łączyła, ale sądzę, że pomimo tego powinniście…
 -To nie o to chodzi- wyszeptałam zakrywając usta ręką. Itachi spojrzał pytająco nie rozumiejąc mnie. Nawet sama siebie nie rozumiem dokładnie. Miedzy innymi, dlaczego przejmuję się tą denną sprawą z Akumu? W końcu to nie moja sprawa, nie?!
Pomimo tego zawsze wciskam nos w nieswoje sprawy. Już nie wspominając o sprawach, które według mojej opinii należą do moich interesów.
 Spojrzałam kątem oka na gospodarza, który wyglądał jakby chciał mi powiedzieć: „Ach, ta dzisiejsza młodzież”. Pokaszlałam kilka razy próbując się pozbyć nieznośnego drapania w gardle.
 -Myślałam, że on nie żyje… Że został zamordowany.
Słowa z trudem jakoś mi przechodziły. Cały czas miałam wrażenie, że ta cząstka uczucia, gdzieś tam we mnie głęboko tkwi i zawsze na wspomnienie o nim próbowała pokazać swoją dominacje nad wszelkimi innymi uczuciami. I nawet to, że parę razy próbowaliśmy siebie zabić nawzajem nie zniechęcało tego kawałka.
 -Nie wiem, kto ci takich bzdur nagadał, ale bym wiedział o tym, że coś mu się stało.  Poza tym, co mu się może stać na dwudniowej misji?
 Po jego wypowiedzi jakoś szybkie bicie serca ustało i stawało się wolniejsze. Od razu poczułam ulgę, choć podświadomość dawała mi mocno do zrozumienia, że to nie wyjaśnia wszystkiego.
 - Co prawda jego drużyna została zabita przez Akumu z dwa czy tam czy tygodnie temu, więc może pomyślałaś, że on do nich się zalicza.
Wzdrygnęłam się nieznacznie na dźwięk tajemniczej organizacji. Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że ci ludzie z zaułku mogą być winni śmierci byłych towarzyszy młodszego Uchihy.
Ale nadal nie rozumiem, co oni mają do Ki?!
 -Co wiesz o Akumu?
Przybrałam poważny wyraz twarzy zdając sobie sprawę, że nasza rozmowa stacza się na coraz strome zbocza. Jedyna rzecz, która mnie uszczęśliwiała a jednocześnie dołowała, że w przeciągu tej wizyty dowiem się więcej niż w przeciągu pięciu lat mieszkania w osadzie.
 -Niewiele. Zabijają różnych ludzi, który nie mają tak naprawdę ze sobą nic wspólnego nie wliczając, że wszyscy to Shinobi. Mają również niecodzienną tendencję do zabijania wszystkich prócz jednej osoby. Jak Taka była na misji i zostali przez nich zaatakowani to ignorowali całkowicie Sasuke, pomimo że on cały czas próbował z nimi walczyć. Ostatecznie zginęli.
Oni też chcieli zostawić jakąś dziewczynę. Jednak i to dało mi wiele do myślenia. Może to nie są przypadkowe osoby i wybierają ich sobie? Może są im do czegoś potrzebni i oszczędzają tych wybrańców?
 -Sądzisz, że ci, którzy przeżyli są im do czegoś potrzebni?
Brunet wzruszył ramionami i sięgnął po czekoladowy wypiek. Sama również złapałam wyrób mając głupią nadzieje, że spowoduje to nagły przebłysk oświecenia. Taki jak w typowych filmach detektywistycznych. Oczywiście nic się takiego nie stało, ale pomarzyć zawsze można.
 -Może i należałem do organizacji przestępczej, ale nie widzę sensu tego wszystkiego. Po nich można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Nawet tego, że twoja teza może się okazać prawdziwa.
Westchnęłam z dezaprobaty i wzięłam ostatni kęs ciasteczka. Moja intuicja mi podpowiada, że coś jest na rzeczy, ale oni nie będą skorzy w wytłumaczenie nam swoich planów na przyszłość. Natomiast roztaczają w okół siebie duże ilości tajemniczości i strachu o życie. Nie wiadomo, kogo będą chcieli teraz zabić.
Ostatni raz rzuciłam okiem na ramkę i odwróciłam spojrzenie ponownie na bruneta.
 -Mogłabym pożyczyć tamto zdjęcie?



Zapukałam cicho do gabinetu Wielmożnego wierząc, że on odpowie mi na dręczące mnie pytania. Po usłyszeniu cichego „Wejść” pewnie wkroczyłam do pokoju. Naruto siedząc przed swoim biurkiem pochłaniał najprawdopodobniej piątą miskę ramenu.
 Podniósł się automatycznie widząc mnie.
 -Co cię do mnie sprowadza, Sakurcia? Chcesz ramenu?
-Nie, mam do ciebie pytanie, na które MASZ mi odpowiedzieć! A nawet i dwa się takie znajdą…
Niewielkimi wysiłkami powtórzyłam minę z rozmowy o Akumu w domu braci Uchiha. Sam fakt, że on o nich mi nie powiedział wystarczająco mnie denerwował, ale nie jak sprawa tej morderczej organizacji.
Uzumaki odłożył swój posiłek na biurko, które ominął stawając przed nim. Jego twarz przybrała ten sam wyraz, co mój i gestem głowy zezwolił mi na dalszą przemowę.
 -Jak wróciłam do Konohy powiedziałam ci, żebyś nie wysyłał ludzi do Suny. Chcę wiedzieć, kim byli ci ludzie.
Blondyn z ociągnięciem wyjął z szuflady teczkę, którą następnie mi podał. Zanim ją otworzyłam rzuciłam krótkie spojrzenie na Uzumakiego oglądającego nieobecnym wzrokiem panoramę Konohy. Dokumenty opisywały ninja, których kompletnie nie znałam. Dziewczyna znajdująca się na samym końcu również się niczym specjalnym nie wyróżniała. Nie licząc tego, że pochodzi z Suny. I po przeczytaniu wszystkiego od deski do deski nie znalazłam żadnych podobieństw między nią a Sasuke.
 -Mogę wiedzieć, po co dokładnie było ci to potrzebne?- zapytał, kiedy oddałam mu teczkę. Zanim jednak się odezwałam obserwowałam jego tęczówki, które próbowały w nieudolny sposób przewiercić się w głąb moich myśli.
 -Ja i Itachi mamy domysły, że Akumu specjalnie nie zabija pewnych osób, bo chcą przez to coś osiągnąć. Chciałam jedynie porównać tą dziewczynę, którą rzekomo mieli zostawić, z Sasuke.
Mina chłopaka była na tyle zabawna, że gdyby nie chodziło o Akumu zapewne turlałabym się po ziemi ze łzami w oczach. Do śmiechu mi nie było, więc nadal stałam czekając na jakąkolwiek wypowiedz z ust niebieskookiego.
 -Po pierwsze, skąd wiesz o Itachim i Sasuke? Po drugie, skąd wiesz o Akumu i po trzecie, czemu mi o niech wcześniej nie powiedziałaś?!
Rysy jego twarzy stały się ostrzejsze, a szczęka się mocno zacisnęła. Widocznie nie jestem jedyna związaną z tajemniczym ugrupowaniem.
 -Przez przypadek się jakoś spotkaliśmy. Jeśli chodzi o Akumu dowiedziałam się w tym samym momencie, co o tej misji, a nie powiedziałam, bo nie wiedziałam, że oni aż tak szaleją.
Coraz lepiej idzie mi kłamanie, bo wypowiadając ostatnie zdanie nie wyczułam niczego, co mogłoby wskazywać na to, że blefuje. Reakcja Uzumakiego również nie wskazywała by to wyczuł. Duma rozbierała mnie nie wyobrażalnie, ale wyparowała równie szybko, co przyszła. Na jej miejsce znowu wskoczyła powaga.
Tak naprawdę chciałam zająć się tą sprawą sama, choć faktem było to, iż nie wiedziałam o tym jak już narozrabiali.
 -Zresztą nieważne. Znalazłaś jakieś informacje czy cokolwiek? A może wiesz coś o nich więcej niż my? Szukamy wszystkiego, co mogłoby nas naprowadzić na ich główne organy rządzące.
Pokiwałam przecząco głową, na co Uzumaki tylko głośno westchnął. Wiedziałam jak mógł się czuć tym bardziej, że im więcej osób będzie ginąć wina poleci głównie na niego. Nie wspominając o ocalałych.
 -Sama chciałabym wiedzieć coś więcej na ten temat, ale wiem tyle samo, co wy. Pozostają tylko domysły, które mają małe prawdopodobieństwo. Musimy jakoś zrozumieć ich plan działania.
 -A myślisz, że co próbujemy zrobić!- głośny krzyk blondyna było można słyszeć zapewnię w całym budynku. Dodatkowo uderzył pięścią w biurko, które wydało donośny dźwięk. Osobiście się lekko wzdrygnęłam, ale próbowałam pokazać, że tak naprawdę to mnie nie ruszyło.
W każdym bądź razie taka reakcja mnie odrobinę zaskoczyła, bo rzadkością dla mnie było go widywać aż tak wściekłego. Może zdarzyło się to raz albo dwa. Na pewno nie więcej.
 -Nie denerwuj się tak, bo wydzieranie się na pół wioski nie pomoże na w ich schwytaniu. Ta cała sprawa mnie też niepokoi, więc postaram się jak tylko mogę by czegoś się dowiedzieć. Ale może to być trudne.
Spojrzenie Uzumakiego zaczęło łagodnieć, a na ustach pojawiał się coraz to większy uśmiech.
-Masz rację. Razem odkryjemy ich tajemnice i wsadzimy za kratki. W końcu moim obowiązkiem jest ochrona wioski, nie?
Odwzajemniłam gest czując jak napięta sytuacja coraz bardziej znika. Czułam się zdeterminowana do całkowitego spełnienia moich słów i wątpiłam by jakakolwiek siła była w stanie mnie teraz powstrzymać.
W końcu Akumu może chcieć zaatakować każdego - nawet mnie, więc trzeba wsiąść się w garść i natrzeć na nich. Najlepszą obroną jest atak! A ceną może się okazać dosyć poważna.
 -Po drugie, czemu mi nie powiedziałeś o Uchiha?
Blondyn zaczął się nerwowo drapać po głowie i równie spanikowanym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu.
 -No, bo… Myślałem, że nie chcesz go spotkać, więc nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować.
Wkurzyłam się, co widocznie i on zauważył, bo wycofał się za biurko, którym zasłonił większość swojego ciała. Patrzyłam na niego chwilę groźnym wzrokiem, ale potem i tak mu odpuściłem.
Z głupotą trzeba się urodzić i żyć do końca życia.
 -A ty jak zwykle masz tu bałagan! Mógłbyś w końcu posprzątać tą graciarnie, a nie żyć w takim chlewie pełnym misek po ramenie.
Naruto coś zaczął szeptać sobie pod nosem biorąc do ręki porozrzucane naczynia. Przy okazji próbował ułożyć wszystkie papiery w stosy, ale jego prędkość pracy powodowała, że za nim mu się to uda minąłby tydzień.
 -Jak wrócę za pół godziny ma być tu na błysk wysprzątane, jasne?
Spojrzałam się na niego znacząco, co spowodował zwiększenie jego tępa i zniesmaczenie na twarzy.
-Dobrze, mamo!
I w tym momencie poczułam się jak za dawnych, dobrych czasów.
Stara Sakura powoli wraca i ma zamiar wziąć stery w swoje ręce!



OD AUTORA: Trzy tygodnie! Przepraszam, że tak długo, ale miałam małą przerwę, którą postaram wam się jakoś wynagrodzić. Nie będę się tłumaczyć, bo i tak 80% z was mało to obchodzi. W każdym bądź razie postaram się tym razem dotrzymać terminu! Do następnego!

sobota, 31 sierpnia 2013

IV. Oda do domu

                Dumnym krokiem przeszłam przez granice wioski z uśmiechem wielkości banana. W tej chwili jedynie odczuwałam w jakimś stopniu ulgę i radość. Na chwilę udało mi się zapomnieć o tej niepewności. Po prostu byłam szczęśliwa!
                Spojrzałam na budkę, gdzie smacznie spali Kotetsu i Izumo, a pomimo moich przekonań usta wygięły się jeszcze bardziej. Nareszcie jestem w domu!    
                Odwróciłam się cała w skowronkach w stronę moich towarzyszy stojących nadal przed bramą. Byłam zdziwiona, bo miałam nadzieje, że chodziarz na chwilkę wstąpią. Niestety, nadzieja matką głupich.
                 -Zgaduje, że macie coś do załatwienia, więc musimy się już pożegnać.
                Mój cały entuzjazm wyparował w przeciągu sekundy widząc wyraz twarzy Usono. Ale czego ja się w końcu spodziewałam? Więc jedynie, co mogłam zrobić w danej sytuacji do podreptać z powrotem do nich jednocześnie się żegnając.
                 -Ja nie wiem, jakie wy macie obowiązki, więc oznacza to, że mnie nie dotyczą. Zostaje tu dłużej!
                Głos blondynki był stanowczy, a sama jej aura nie pozwalała się nie zgodzić. Szarowłosy wyczuł to i jedynie głośno westchnął.
                 -Niech ci będzie, ale jutro rano wyruszamy.- Po tych słowach Tsunagu jedynie okręcił się na pięcie i ruszył gdzieś w las. Niebieskowłosy jeszcze raz mnie przytulił i sprintem dorównał mojemu dręczycielowi. Ja natomiast złapałam Momi w łokciu w kierunku siedzimy głowy wioski.
                 -A co z tamtymi?
                Kciukiem wskazała dwóch śpiących mężczyzn. Machnęłam ręką i wpisałam nasze nazwiska do jakiejś książki leżącej między nimi, po czym chwyciłam towarzyszkę pod pachę. Nasz cel: siedziba Hokage!
                Wpatrywałam się w budynki niczym oczarowana i nawet fakt, że byłam obiektem nabijania się brązowookiej mi nie przeszkadzał.
                Konoha wiele przeżyła pięć lat temu. Walka z Peinem, a potem Wojna. Pomimo, że zniknęły mi tak znajome budynki, miałam wrażenie, że i tak już tu wcześniej były. Gdzieś tam we mnie miała to urok, który powodował u mnie chwile zapomnienia. Cały niepokój na temat powrotu zniknął w głębinach i popłynął hen za horyzont upewniając mnie, że już nie powróci. Z tego szczęścia miałam ochotę latać, co dla mnie nie było niestety możliwe.
                Czując ból na stopie spojrzałam na podirytowaną Taidę, która widocznie ledwo trzymała swoją złość na wodzy. Puściłam dziewczynę odchodząc od niej na kilka kroków.
                 -Rozumiem, że się cieszysz z powrotu, ale ile trzeba do ciebie mówić, żebyś się w końcu ocknęła?!- głos z każdym słowem stawał się coraz głośniejszy, co ostatecznie skończyło się krzykiem.
                Uśmiechnęłam się, ale o dziwo nie było to głupawy wyraz. Po prostu szczęście było w tej chwili moim jedynym uczuciem, które we mnie stacjonowało. Nawet sroga mina wnuczki pana Kibishiego nie był w stanie tego zniszczyć.
                 -Przepraszam cię, Taida. Po prostu stęskniłam się za wioską.
                Ta jedynie pokiwała głową z dziwnym uśmieszkiem, ale nic nie powiedziała i wkroczyła do budynku. Odruchowo spojrzałam się na ostatnią twarz znajdującej się na górze Hokage. Najwidoczniej pierwszą osobą, z jaką się przywitam, będzie Naruto- mój przyjaciel i aktualny przywódca wioski.
                W korytarzu blondynka zagadywała do jakiejś szatynki, która rękami wskazywała jej różne kierunku. Oczywiście zamiast się skupić na instrukcjach kobiety oglądałam wystrój. Aż dech zapierało jak to pomieszczenie wyglądało. A był to dopiero hol.
                 -Sakura, choć! Inaczej do jutra niczego nie załatwisz.
                Pokiwałam radośnie głową i minęłam zdziwioną szatynkę. Podążyłam za brązowooką lustrując (w miarę moich możliwości) każdy najmniejszy szczegół korytarzy. Takiej euforii nigdy w życiu nie czułam i powątpiewam, by się powtórzyła, dlatego korzystałam z tego stanu najdłużej jak się dało.
                Odnajdując na końcu korytarza drzwi z tabliczką „Hokage” od razu się ocknęłam. Trochę się stresowałam przed tym spotkaniem.
 Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi?
Jak mnie zaakceptuje?
Te i inne pytania krążyły w mojej głowie tworząc przy okazji te dobre jak i złe scenariusze. Może i wysłał mnie na tą misję, ale jako wierna przyjaciółka powinnam, chociaż raz na jakiś czas dać znać o swoimi istnieniu.
Początkowo zapukałam cicho, a po chwili i kilku głębszych oddechach, zdecydowałam się na głośniejsze uderzenia. Kiedy jednak i to nie dawało z drżącymi dłońmi, złapałam pozłacaną klamkę. Cichutko wemknęłam się do środka natomiast Momi weszła jakby była u siebie w domu. Cmoknęła jedynie widząc śpiącego na papierach Naruto.
Śmiać mi się chciało, bo przypominało mi to czasy, kiedy z rana wędrowałam do Tsunade i zastawałam ją w takim stanie. Właśnie, co się stało z Tsunade?
 -Konoha ma chyba wrodzone to, że lubią spać podczas pracy.
Coś dzisiaj była złośliwa. Cały czas jej coś nie pasowała, a zwłaszcza, od kiedy rozstaliśmy się pod bramą z chłopakami. Szybko się irytowała i taka nerwowa nigdy nie była. Widocznie wahania nastroju nie tylko ma pani Tori.
Blondynka złapała za parasol i szturchała nim Uzumakiego, który jedynie machał ręką jakby próbował odgonić złośliwą muchę. Dodatkowo jego skwaszona mina była rozbrajająca.
 -Daj mi spokój. Nie myśl, że o…- Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami, aby wypatrzeć godzinę.-… 4. 51 ludzie będą tacy żywi.
Mój rozmówczyni wzruszyła ramionami i nadal dręczył swoją ofiarę. I zapewne ta zabawa trwała by dłużej gdyby nie łomotanie w wejście. Jak na zawołanie obie odwróciłyśmy się w kierunku hałasu. Do gabinetu wkroczyło dwóch członków ANBU, którzy zaraz zaczęli nas lustrować, więc i ja postanowiłam ich ocenić.
Byli wysocy, więc to na pewno byli mężczyźni. Stuprocentowej pewności nie miałam, ponieważ ich sylwetki zakrywał długi płaszcz z kapturem. Jeden był niewiele wyższy od drugiego. Maska tego pierwszego przedstawiała kota, a jego towarzysza miała paszczę tygrysa. Jedyną cechą jaką ich łączyła była nieprzenikniona czerń na ich tęczówkach.
Nie wiedząc nawet, kiedy ten wyższy podszedł do blondyna. Złapał go za ramię i potrząsał nim do momentu, kiedy śpioch postanowił otworzyć swoje oczęta.
Jego pobudka trwała jak dla mnie długo, bo zanim zorientował się, że nie jest sam, musiał poziewać, powycierać oczy i podrapać się parę razy po głowie.
 -Ooo, to wy! Już wróciliście? Jak tam misja?- Złapał jakieś karki w dłoń przenosząc na nie swoje lazurowe tęczówki. Niższy położył przed przywódcą jakiś zwój i razem ze swym kamratem wyszedł bez żadnego słowa. Wielmożny pochwycił przedmiot i na nim skupił całą swoją uwagę.
 -Już nie wiem, kto jest głupszy: Aibo czy ten tu?-szepcząc głową wskazał mi osobę, o którą jej chodziło. Nie skojarzyłam, kiedy ona pojawiła się tuż obok mnie.
Skrzyżowałam ręce pod biustem obserwując pogrążoną w treści zwoju postać Naruto. Pokręciłam głową chwilę i przesadnie głośnym kaszlnięciem próbowałam zwrócić jego uwagę.
 -Tak, możecie już iść.- Pomachał ręką w kierunku drzwi nie odwracając wzroku ze swoje nowej zdobyczy.
-Jeden głupszy od drugiego. Zacięta rywalizacja jest między nimi.- kolejny szept spowodował, że we mnie gromadziła się coraz większa wściekłość na mężczyznę siedzącego za dębowym biurkiem.
-Nic się nie zmieniłeś! Nadal jesteś tym samym idiotą i młotkiem, co za dawnych czasów!
Byłam już zdenerwowana jego zachowaniem, więc postanowiłam się odezwać.  Mina blondyna wskazywała, że nie za bardzo podoba mu się podobały przezwiska, jakim go przed momentem obdarzyłam.
-Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał, Sa…-od razu urwał, kiedy się na mnie spojrzał. Przechylił swoją czuprynę w prawo i lustrował mnie przez bite 3 minuty.- Sakura! To naprawdę ty?!
Chłopak szybko zerwał się z fotela i próbując do mnie jak najszybciej podbiec. Biedaczek spotkał niestety na swojej drodze kupę dokumentów, które łącznie z nim pospadały na podłogę. Sprawdza wypadku jednak się szybko wylizał i zanim zdążyłam otworzyć usta, trafiłam w objęcia mojego przyjaciela. Teraz jestem pewna, że niezależnie od wszystkiego, nasze więzi się nie zerwą. To by nie było w jego stylu.
 -Czemu się przez taki czas nie odzywałaś?! Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwili?! Nawet chciałem raz po ciebie wysłać jakąś grupę, ale Hinatka mnie powstrzymała! Gdzie ty się szlajałaś przez te pięć lat?! Wiesz ile w wiosce zmieniło?! Kiedy ty właściwie wróciłaś?!...
Zapewne, gdyby nie moje uderzenie Uzumaki nadal wygłaszałby te stosy pytań i zażaleń. Jego tyłek ponownie przywitał się z drewnianymi panelami. Jedną ręką cały czas masował niewielkiego guza na głowie.
-Wiesz, że to bolało, Sakurciu! Mam wrażenie, że jesteś silniejsza niż wcześniej.- ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie niż do mnie, ale po mimo tego i tak je usłyszałam.
 -Dla twojej wielmożnej głowy byłam w Kigakure, gdzie TY WYSŁAŁEŚ mnie na misję, a nie odzywałam się, bo nie za bardzo miałam jak.
Niebieskooki na początku spojrzał na mnie jak na kretynkę, ale po chwili stał na równe nogi głośno wzdychając.
 -To nie ja cię wysłałem na tą mis…
-Ale jak to?! Przecież dziadziuś dostał list od Hokage, że Sakura będzie przez pewien czas tam przebywała.
Sama byłam zdezorientowana odpowiedzią mojego przyjaciela, ale Taida jeszcze bardziej mnie zaniepokoiła. Czyli ktoś się podszywał pod Hokage, żeby się mnie pozbyć z wioski?
-Widzicie, przed wojną przez krótką chwilę Hokage był Danzo. Przypisał kilka misji shinobi. Jedną z nich była właśnie twoja. Nie mogliśmy jednak zlokalizować twojego położenia, ponieważ sługusy z Korzenia wszystkie popaliły, ale ludzi i tak zostali wysłani. Było ich około 37, a wróciło jak na razie jedynie 20 licząc ciebie.
Niebywale poważna mina Naruto spowodowała stwierdzenie, że może stanowisko głowy wioski w niewielkim stopniu zmieniła jego nastawienie na pewne sprawy.
 -Rozumiem, a skoro już mówimy o misjach to mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś nie wysyłać za pięć dni ludzi do Suny?- sama wyczułam jak mój głos w tym momencie drżał. Nagły pot również ukazywał to, że byłam niezwykle zdenerwowana.
Obie blond czupryny zmarszczyły brwi i lustrowały wzrokiem, które kat mógł im pozazdrościć. Bardziej stresować już raczej nie mogłam niż teraz.
 -Dlaczego nie mam ich wysyłać i skąd wiesz, że mam kogoś tam wysłać?
Lazurowe tęczówki próbowały przewiercić je od środka. Widocznie coś mu nie wychodziło, bo nie spuszczał ze mnie swojego spojrzenia. Za to moja towarzyszka uszczypnęła mnie lekko w łokieć budząc mnie z transu.
 -Będąc w jednej wiosce usłyszałam to, że jakiś człowiek kazał zabić wszystkich oprócz jakiejś dziewczyny, ale nie wymieniali po nazwiskach, więc nie wiem, o kogo im chodziło.
Naruto jedynie westchnął i zwracając swoją głowę w kierunku panoramy wioski coś sobie szepnął. Nie zdążyłam jednak załapać czego.
 -W takim razie wyślę ich jeszcze dzisiaj.- Nagle odwrócił się do nas ze swoim tradycyjnym uśmiechem.- Co wy na to by zjeść u mnie obiad?
 -Jeśli ty gotujesz i ma to być Ramen to nie. Poza tym muszę się jeszcze przywitać z rodzicami, a Taida odpocząć, bo jutro wyrusza.
Uzumaki znów postanowił przeprowadzić ze sobą monolog, rzucając przy okazji jakieś przekleństwa. Spojrzał to na mnie, to na blondynkę pełen wyrzutów.
 -Szkoda, ale w takim razie przyjdź do mnie jutro. Może jeszcze innych zaproszę, bo zapewne możesz się dzisiaj nie przywitać ze wszystkimi, a tak…
Usłyszałam chichot brązowookiej, którą w między czasie kręciła z politowaniem głową. A Naruto nic sobie z tego nie robiąc nadal obmyślał plan obiadu.
 -Ale ty nie będziesz gotować, prawda?- zaśmiałam się z niezadowolonej miny niebieskookiego, który skrzyżował ręce na klatce i naburmuszył minę.
 -Oczywiście, że nie. Hinatka gotuje. Ona nawet mi do kuchni nawet wejść nie pozwoli! Jak można nie wpuścić człowieka do jego własnej kuchni, ja się pytam?!
 -Ja się tam jej nie dziwie. Też bym ci nie pozwoliła. A właściwie, co się tak Hinaty uczepiłeś?
Nie wiedzieć nawet, kiedy drzwi szeroko się otworzyły, a w nich stanęła granatowłosa. Nie mogłam jej początkowo poznać, ale po jej uśmiechu zrozumiałam jedno. To Hyuuga Hinata!
Po raz enty dzisiejszego dnia usłyszałam swoje imię, a następnie poczuła oplatające mnie ramiona, które uniemożliwiały mi jakąkolwiek możliwość ruchu. I pomimo moich starań, nie udało mi się wyswobodzić z ramion białookiej. Z czasem jednak mnie w końcu puściła.
 -Kiedy ty przyszłaś i gdzie się podziewałaś?! Wiesz jak my się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! Tak nagle zniknęłaś po wojnie, że myśleliśmy…
-Nie chce mi się wszystkim tego powtarzać, więc powiem wam na obiedzie, który ma zorganizować Naruto.
Hyuuga pokiwała głową spoglądając na jedynego mężczyznę w pomieszczeniu. Po chwili jednak wyszła bez żadnego słowa, co dość mocno mnie zaskoczyło. I nie tylko mnie.
Hokage usiadł przed swoim biurkiem i zaczął wypełniać jakieś papierki. Momi zaczęła mi coś szeptać do ucha, ale jakoś nie potrafiłam nic usłyszeć. Miałam w głowie inne sprawy niż porównywanie Naruto do Usono.
 -Idź się przywitać. Zobaczymy się jutro!
 -Ta… To do jutra
Pomachałam mu i poczyniłam tą samą czynność, co parę sekund temu, Hinata. Blondynka, która wiernie kroczyła cały czas przy mnie o dziwo siedziała cicho i nawet nie raczyła skomentować Wielmożnego. Jednak nie interesowałam się tym zbytnio do momentu, w którym się odezwała.
 -Ostatnimi czasy węszyłaś przy dziadku. Coś znalazłaś?- zapytała szeptem odwracając mnie w swoją stronę. Zadarłam lekko głowę by spojrzeć w brązowe oczy mojej przyjaciółki, która była znacznie ode mnie wyższa.
 -Nie znalazłam, ale dlaczego cię to interesuje, w końcu mówiłaś…
 -Wiem, co mówiłam, ale zaczynam się niepokoić. Aidoru, babcia, dziadek, nawet ten twój Aibo coś kombinują, a dodatkowo ty ostatnimi czasy zachowujesz się inaczej niż zawsze.- przerwała na chwile i głośno westchnęła.- Relacje między tobą, a Wesołkiem też się zmieniły, a to wszystko od tej sytuacji z kominkiem.- Sama nie wiem, dlaczego, ale byłam wściekła i ze złości musiałam zacisnąć pięści.- Dlatego postanowiłam ci pomóc.
Z nieukrywanym zdziwieniem spojrzałam na blondynkę. Osoba, która nie kazała mi się wtrącać postanawia mi pomóc? I to z własnej, nieprzymuszonej woli? Zaskoczyło mnie to, ale również ucieszyło, bo może w końcu coś ruszy.
                Pokiwałam jedynie głową i obdarzyłam dziewczynę szerokim uśmiechem, który ona odwzajemniła. I już zdecydowanie lepszym humorze ruszyłyśmy do mojego domu, na spotkanie z moimi rodzicami.

***
2 tygodnie póżniej…
               
                Pomimo wielkiego wiatru postanowiłam jednak się przejść. Szalem owinęłam niedbale szyje i dziarskim krokiem ruszyłam w stronę największego parku w całej wiosce. Tam mogłam spokojnie odpocząć.
                Od kiedy wróciłam do wioski większość czasu przesiaduje w szpitalu, a resztę oblegają znajomi i rodzice. Przez co nawet chwili nie mogłam spędzić sama w spokoju. Więc to ludzkie, że postanowiłam wyjść z domu, w którym stacjonowali teraz rodzice. Niesprzyjające warunki atmosferyczne nie były w tej sytuacji przeszkodą.
                Nie śpieszyłam się, bo to ma być w końcu spacer. I nawet się nie zorientowałam, gdy wkroczyłam do jednej z dzielnic, które według pogłosek miejskich przekupek, mieszkają dwaj kryminaliści.
                Pamiętam, jak później dopytywałam się Naruto o tożsamość byłych przestępców, ale spławił mnie słowami, że to nikt ważny. Początkowo nie odpuszczałam i nadal ciągnęłam ten temat, a po pewnym czasie jednak zrezygnowałam.
                Wszystkie budynki tu były takie same. Drewniane płotki, mały ogródek przed wejściem, ganek i dom, który wszędzie zbudowane tym samym stylem architektonicznym. Może, dlatego mój wzrok przykuł ogromny, ceglany płot na końcu owej drogi.
                Nagle powiał silniejszy wiatr, co spowodowało, że szalik przeleciał przez gigantyczny mur i ugrzęznął na najbliższym krzaku
                 -Szlak!
                Przezkoczyłam zwinnie przez ogrodzenie podbiegając do roślinki.Klękłam i próbowałam wyciągnąć zaplontaną apaszkę z pomiędzy gałęzi, co nie było łatwym wyczynem, zważywszy na to, że nie chciałam uszkodzić jej cienkiego materiału. Do momentu, gdy przede mną nie pojawił się cień, najprawdopodobniej właściciela działki.
 Z niewiadomych przyczyn od razu w głowie zaświtała mi myśl, że to domostwo mogą zajmować kryminaliści. Spowodowało to mój niepokój i lekkie drgawki, które zauważyć można była na moich rękach.
Cień zmienił swój kształt stając się coraz to mniejszy. Zakryłam usta by nie krzyknąć z napadu paniki.
                 -Pomóc ci w czymś?

                OD AUTORKI: Tadam! Rozdział by się zapewnię pojawił wcześniej, gdyby nie fakt, że mi się nie chciało poprawiać. Ale, że obiecałam wam tą notkę przed końcem sierpnia, a więc macie.
                Co do następnej notki nie jestem pewna. We wrześniu jeszcze uda mi się w stanie napisać raz na 2 tygodnie, ale co do reszty miesięcy nie jestem pewna. Ostatnia klasa niesie ze sobą najwięcej nauki, tym bardziej, że udało mi się wybłagać rodziców na mój wymarzony japoński. Warunkiem jest to, że nie mogę się opuścić. Jeszcze dojdą dodatkowe z angielskiego i francuskiego…
                Postaram się napisać do połowy września, ale nie obiecuje. Tym bardziej, że ostatnio przeżywam kryzys twórczy i muszę jeszcze popracować dokładnie nad fabułą.
                Zapraszam do komentowania i zadawania pytań. Obiecuje nie ugryzę!

                Do następnego!