niedziela, 22 września 2013

V. Kłopotliwe przypadki

                Siedziałam na skórzanej sofie stojącej naprzeciwko kominka, z ciepłą herbatą w ręku i ciasteczkami przed sobą. Gospodarz przed chwilą zniknął za ścianami kuchni, a ja natomiast ciekawskim wzrokiem rozglądałam się po beżowym salonie, którego większość mieszkańców wioski mogłaby jedynie pozazdrościć. Oczywiście łącznie ze mną! W końcu mój mały rodzinny domek nawet w połowie nie dorównuje jemu. Z zafascynowania nawet nie zauważyłam, kiedy pan domu usiadł naprzeciwległym fotelu obitej w ten sam twór, co sofa.
                 -Widze, że ci się podoba nasz salon?- radosny baryton czarnowłosego echem odbijał się w moich uszach. Niezbyt przytomna pokiwałam jedynie głową. Mężczyzna skwitował to krótkim śmiechem.- Jak chcesz to możesz tu przychodzić, kiedy chcesz.
                Początkowo spojrzałam na niego jak na idiotę, ale po do głębszym namyśle zgodziłam się delikatnym skinieniem łepetynki. W końcu nie zawsze można poznać człowieka, który pomimo swojej złej sławy dyskretnie proponuje następne spotkania. Tym bardziej, że moje dotychczasowe wyobrażenia na temat niego były całkiem inne niż teraz.
 -Ale muszę przyznać, że jesteś dosyć odważna, bo jakoś nadal tutaj siedzisz.
                Wbrew pozorom radosny grymas na twarzy dodawał mu jeszcze więcej uroku i roztaczał wokół siebie niesamowicie przyjazną aurę, przy której grzechem byłoby ją zignorować. Bez chwili zawahania odwzajemniłam gest.
                 -Przesadzasz! W końcu większość osób na twoim miejscu miotłami i widłami by mnie odganiała.
                Brunet ponownie się zaśmiał, ale tym razem głośniej. Mimowolnie sama wydałam z siebie dźwięk, który pierwotnie miał być śmiechem. Wyszło coś podobnego do burknięcia trwającego niecałe dwie sekundy. Winowajcą była gula w gardle, stojąca od początku przekroczenia progu tego domu. Na szczęście moje burczenie było całkowicie zagłuszone przez niego, za co dziękowałam akustyce tego pomieszczenia.
                 -No nie mów, że taki straszny jestem, żeby ludzi z widłami ganiać? Możesz wierzyć mi lub nie, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty. Ale miło pogadać z kimś, kto twojego domu nie omija szerokim łukiem.
                Oczęta mojego towarzysza skierowały się za okno, gdzie nadal wiatr nie odpuszczał przeginając czubki drzew. Natomiast z nieba zaczęły spadać pierwsze krople wody.
                Głupio mi trochę było, bo to, że tu się pojawiłam było wynikiem głupiego przypadku, mojej niewiedzy i chęcią uwolnienia się spod pieczy moich rodziców. Zapewne, gdyby nie te fakty stałabym się jak większość mieszkańców. Unikająca bliższego spotkania z kryminalistą, który mieszka na końcu osiedla otoczonego ogromnym murem.
Żal mi go było, bo na razie pokazał mi się z tej dobrej strony. Są ludzie, którym trzeba wybaczyć winy, a serce podpowiadała mi, że on do takich należał. Z opowieści innych wydawał się inny. Okrutny. Żądny krwi i śmierci. Natomiast teraz prezentował się w całkiem innym świetle. Takim innym i oddalonym od tego pierwotnego.
A teraz siedzę z nim w jego domu przy herbatce i słodkościach. I pomimo, że strach przed nim dawał mi o sobie znać w postaci kurczenia się żołądka, ciało nadal pozostawało w obecności tego kryminalisty i mordercy. Koło Itachiego Uchiha.
 Chcąc zmienić temat, szukałam w pokoju jakiejś inspiracji do zaczerpnięcia takiego, który zniszczyłby aktualną ciszę. Mój wzrok przykuło niewielkie zdjęcie stojące na małej komódce nieopodal wielkiego lustra.
Czarnowłosa, młoda kobieta uśmiechała się radośnie w kierunku obiektywu trzymając swojego blondwłosego towarzysza po ramię. Obie twarze były takie znajome, ale jednocześnie na pewno nie były przeze mnie poznane.
 -Ta kobieta na zdjęciu… To twoja matka?- spytałam się cicho mając nadzieje, że nie zdołuje go tym pytaniem. Przypominanie wymordowania własnej rodziny zapewne nie należały do tych godnych zapamiętania.
 Twarz Uchihy przybrała bardziej spokojnych wyrazów. Na twarzy jednak pozostał mały uśmiech, który wyglądał nijako przy jego poprzednim. Z daleka było widać, że był smutny, a ja żałowałam swojej przeklętej ciekawości. Nawet poza Ki nadal jest tak samo silna.
 -Tak. Co prawda nie wiem jak ma na imię ten facet, ale to jest jej jedyne zdjęcie z czasów zanim wyszła za mojego ojca. Kiedyś się jej pytałem, ale nie odpowiedziała.
Czarnooki wręczył mi ramkę, dzięki czemu mogłam się bliżej przypatrzeć ich twarzom. Rysy kobiety zdecydowanie przypominała rysy brata Itachiego. Jednakże blondwłosy chłopak nadal pozastawiał dla mnie zagadką. Przymknięte oczy tym bardziej uniemożliwiałby mi w jego zidentyfikowaniu.
 -Mam wrażenie, że widziałam gdzieś tego faceta, ale nie jestem pewna gdzie.
Oddałam jemu pamiątkę, którą z słabo widoczną czcią odłożył na poprzednie miejsce. Wlepił na kilka minut swoje smoliste tęczówki w fotografię, po czym zasiadł ponownie naprzeciw mnie ze swoim nastawieniem sprzed mojego pytania.
 -Właściwie, co się z tobą działo, że tak często Naruto nawiedzał mojego brata wypłakując mu się w koszule? Podobno zaginęłaś…
Naruto wypłakiwał się w Sasuke?! To było widać, że brunet podkolorował tą sytuację by dodać więcej komizmu do ich zachowania. Jednak sam fakt, że postać mojego byłego przyjaciela- o ile można go tak nazwać- miała okazję na przechadzanie się tymi samymi uliczkami, co ja w tym momencie, powodował kolejne niekontrolowane odezwy żołądka.
Jednak nie doczytałam, kiedy umarł, a ja przypuszczam, że on był już na drugim świecie, kiedy jego brat próbował znów się zaaklimatyzować w rodzinnej wiosce.
 -Danzo wysłał mnie na pięcioletnią misję do Kigakure. To taka niezależna osada niedaleko Kraju Lasów - dodałam widząc otwierające się usta Uchihy. Opuścił lekko głowę przymykając lekko oczy.
 -Kojarzę Kraj Lasów, ale o żadnej samowładczej wiosce nie słyszałem.
 -Ki niedawno zawarła sojusz z tym Krajem, poza tym ta wioska jest zamknięta na turystów. Sama nie wiem, dlaczego próbują się odizolować od reszty społeczeństwa.
Itachi ponownie skamieniał z schyloną głową. Przesiedział tak kolejne parę minut. Od czasu do czasu opierał głowę o rękę pomrukując coś pod nosem.
Wielokrotnie pytałam się Aidoru czy nawet pana Kibishiego, czemu tak jest. Ich odpowiedź zawsze brzmiała tak samo: „Nie chcemy by ktoś się dowiedział o naszych tajemnicach”. Wtedy te słowa nie robiły na mnie większego znaczenia. W obecnej sytuacji żałowałam, że nie próbowałam się dopytać o szczegóły. Może gdybym ugłaskała Momi, to bym się czegoś dowiedziała?
Do głowy jednak wpadł mi kolejna myśl. Blondyn ze zdjęcia. On mi przypominał Taidę i Aidoru! Takie same rysy twarzy, blond czupryna i ogromny uśmiech. I dopiero mając w głowie obraz blond bliźniaków, nieznajomy został skojarzony, ale dowodem to nie było, że to faktycznie ojciec rodzeństwa.
 -Za parę dni będę miał misję w tamtych okolicach.
 -Nie uda ci się tam wejść i niczego się o nich nie dowiesz. Zresztą wiesz, dlaczego.
Przebłysk w oczach czarnowłosego upewnił mnie, że i tak będzie próbował. Westchnęłam jedynie popijając wystygniętą herbatę.
Jeśli ja, będąc praktycznie w centrum wioski, nie dowiedziałam się nic na temat ich izolacji, więc jakim cudem jemu ma się udać. W końcu nawet wnuczka pana Kibishiego dokładniejszej przyczyny nie zna. Od razu wątpiłam, iż starania Uchihy przyniosą jakieś skutki.
 -Powinnaś się przywitać z Sasuke, jak jutro wróci.
Czyli on żyje?! Ale jak to jest możliwe?!
Czułam jak woda zamiast trafić do przełyku kieruje się w stronę moich płuc. Zaczęłam kaszleć próbując wygonić płyn i uratować się od śmierci. Mój „informator” doskoczył w dwóch susach do mnie waląc mnie w plecy.
 -Naruto mi opowiadał, co was łączyła, ale sądzę, że pomimo tego powinniście…
 -To nie o to chodzi- wyszeptałam zakrywając usta ręką. Itachi spojrzał pytająco nie rozumiejąc mnie. Nawet sama siebie nie rozumiem dokładnie. Miedzy innymi, dlaczego przejmuję się tą denną sprawą z Akumu? W końcu to nie moja sprawa, nie?!
Pomimo tego zawsze wciskam nos w nieswoje sprawy. Już nie wspominając o sprawach, które według mojej opinii należą do moich interesów.
 Spojrzałam kątem oka na gospodarza, który wyglądał jakby chciał mi powiedzieć: „Ach, ta dzisiejsza młodzież”. Pokaszlałam kilka razy próbując się pozbyć nieznośnego drapania w gardle.
 -Myślałam, że on nie żyje… Że został zamordowany.
Słowa z trudem jakoś mi przechodziły. Cały czas miałam wrażenie, że ta cząstka uczucia, gdzieś tam we mnie głęboko tkwi i zawsze na wspomnienie o nim próbowała pokazać swoją dominacje nad wszelkimi innymi uczuciami. I nawet to, że parę razy próbowaliśmy siebie zabić nawzajem nie zniechęcało tego kawałka.
 -Nie wiem, kto ci takich bzdur nagadał, ale bym wiedział o tym, że coś mu się stało.  Poza tym, co mu się może stać na dwudniowej misji?
 Po jego wypowiedzi jakoś szybkie bicie serca ustało i stawało się wolniejsze. Od razu poczułam ulgę, choć podświadomość dawała mi mocno do zrozumienia, że to nie wyjaśnia wszystkiego.
 - Co prawda jego drużyna została zabita przez Akumu z dwa czy tam czy tygodnie temu, więc może pomyślałaś, że on do nich się zalicza.
Wzdrygnęłam się nieznacznie na dźwięk tajemniczej organizacji. Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że ci ludzie z zaułku mogą być winni śmierci byłych towarzyszy młodszego Uchihy.
Ale nadal nie rozumiem, co oni mają do Ki?!
 -Co wiesz o Akumu?
Przybrałam poważny wyraz twarzy zdając sobie sprawę, że nasza rozmowa stacza się na coraz strome zbocza. Jedyna rzecz, która mnie uszczęśliwiała a jednocześnie dołowała, że w przeciągu tej wizyty dowiem się więcej niż w przeciągu pięciu lat mieszkania w osadzie.
 -Niewiele. Zabijają różnych ludzi, który nie mają tak naprawdę ze sobą nic wspólnego nie wliczając, że wszyscy to Shinobi. Mają również niecodzienną tendencję do zabijania wszystkich prócz jednej osoby. Jak Taka była na misji i zostali przez nich zaatakowani to ignorowali całkowicie Sasuke, pomimo że on cały czas próbował z nimi walczyć. Ostatecznie zginęli.
Oni też chcieli zostawić jakąś dziewczynę. Jednak i to dało mi wiele do myślenia. Może to nie są przypadkowe osoby i wybierają ich sobie? Może są im do czegoś potrzebni i oszczędzają tych wybrańców?
 -Sądzisz, że ci, którzy przeżyli są im do czegoś potrzebni?
Brunet wzruszył ramionami i sięgnął po czekoladowy wypiek. Sama również złapałam wyrób mając głupią nadzieje, że spowoduje to nagły przebłysk oświecenia. Taki jak w typowych filmach detektywistycznych. Oczywiście nic się takiego nie stało, ale pomarzyć zawsze można.
 -Może i należałem do organizacji przestępczej, ale nie widzę sensu tego wszystkiego. Po nich można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Nawet tego, że twoja teza może się okazać prawdziwa.
Westchnęłam z dezaprobaty i wzięłam ostatni kęs ciasteczka. Moja intuicja mi podpowiada, że coś jest na rzeczy, ale oni nie będą skorzy w wytłumaczenie nam swoich planów na przyszłość. Natomiast roztaczają w okół siebie duże ilości tajemniczości i strachu o życie. Nie wiadomo, kogo będą chcieli teraz zabić.
Ostatni raz rzuciłam okiem na ramkę i odwróciłam spojrzenie ponownie na bruneta.
 -Mogłabym pożyczyć tamto zdjęcie?



Zapukałam cicho do gabinetu Wielmożnego wierząc, że on odpowie mi na dręczące mnie pytania. Po usłyszeniu cichego „Wejść” pewnie wkroczyłam do pokoju. Naruto siedząc przed swoim biurkiem pochłaniał najprawdopodobniej piątą miskę ramenu.
 Podniósł się automatycznie widząc mnie.
 -Co cię do mnie sprowadza, Sakurcia? Chcesz ramenu?
-Nie, mam do ciebie pytanie, na które MASZ mi odpowiedzieć! A nawet i dwa się takie znajdą…
Niewielkimi wysiłkami powtórzyłam minę z rozmowy o Akumu w domu braci Uchiha. Sam fakt, że on o nich mi nie powiedział wystarczająco mnie denerwował, ale nie jak sprawa tej morderczej organizacji.
Uzumaki odłożył swój posiłek na biurko, które ominął stawając przed nim. Jego twarz przybrała ten sam wyraz, co mój i gestem głowy zezwolił mi na dalszą przemowę.
 -Jak wróciłam do Konohy powiedziałam ci, żebyś nie wysyłał ludzi do Suny. Chcę wiedzieć, kim byli ci ludzie.
Blondyn z ociągnięciem wyjął z szuflady teczkę, którą następnie mi podał. Zanim ją otworzyłam rzuciłam krótkie spojrzenie na Uzumakiego oglądającego nieobecnym wzrokiem panoramę Konohy. Dokumenty opisywały ninja, których kompletnie nie znałam. Dziewczyna znajdująca się na samym końcu również się niczym specjalnym nie wyróżniała. Nie licząc tego, że pochodzi z Suny. I po przeczytaniu wszystkiego od deski do deski nie znalazłam żadnych podobieństw między nią a Sasuke.
 -Mogę wiedzieć, po co dokładnie było ci to potrzebne?- zapytał, kiedy oddałam mu teczkę. Zanim jednak się odezwałam obserwowałam jego tęczówki, które próbowały w nieudolny sposób przewiercić się w głąb moich myśli.
 -Ja i Itachi mamy domysły, że Akumu specjalnie nie zabija pewnych osób, bo chcą przez to coś osiągnąć. Chciałam jedynie porównać tą dziewczynę, którą rzekomo mieli zostawić, z Sasuke.
Mina chłopaka była na tyle zabawna, że gdyby nie chodziło o Akumu zapewne turlałabym się po ziemi ze łzami w oczach. Do śmiechu mi nie było, więc nadal stałam czekając na jakąkolwiek wypowiedz z ust niebieskookiego.
 -Po pierwsze, skąd wiesz o Itachim i Sasuke? Po drugie, skąd wiesz o Akumu i po trzecie, czemu mi o niech wcześniej nie powiedziałaś?!
Rysy jego twarzy stały się ostrzejsze, a szczęka się mocno zacisnęła. Widocznie nie jestem jedyna związaną z tajemniczym ugrupowaniem.
 -Przez przypadek się jakoś spotkaliśmy. Jeśli chodzi o Akumu dowiedziałam się w tym samym momencie, co o tej misji, a nie powiedziałam, bo nie wiedziałam, że oni aż tak szaleją.
Coraz lepiej idzie mi kłamanie, bo wypowiadając ostatnie zdanie nie wyczułam niczego, co mogłoby wskazywać na to, że blefuje. Reakcja Uzumakiego również nie wskazywała by to wyczuł. Duma rozbierała mnie nie wyobrażalnie, ale wyparowała równie szybko, co przyszła. Na jej miejsce znowu wskoczyła powaga.
Tak naprawdę chciałam zająć się tą sprawą sama, choć faktem było to, iż nie wiedziałam o tym jak już narozrabiali.
 -Zresztą nieważne. Znalazłaś jakieś informacje czy cokolwiek? A może wiesz coś o nich więcej niż my? Szukamy wszystkiego, co mogłoby nas naprowadzić na ich główne organy rządzące.
Pokiwałam przecząco głową, na co Uzumaki tylko głośno westchnął. Wiedziałam jak mógł się czuć tym bardziej, że im więcej osób będzie ginąć wina poleci głównie na niego. Nie wspominając o ocalałych.
 -Sama chciałabym wiedzieć coś więcej na ten temat, ale wiem tyle samo, co wy. Pozostają tylko domysły, które mają małe prawdopodobieństwo. Musimy jakoś zrozumieć ich plan działania.
 -A myślisz, że co próbujemy zrobić!- głośny krzyk blondyna było można słyszeć zapewnię w całym budynku. Dodatkowo uderzył pięścią w biurko, które wydało donośny dźwięk. Osobiście się lekko wzdrygnęłam, ale próbowałam pokazać, że tak naprawdę to mnie nie ruszyło.
W każdym bądź razie taka reakcja mnie odrobinę zaskoczyła, bo rzadkością dla mnie było go widywać aż tak wściekłego. Może zdarzyło się to raz albo dwa. Na pewno nie więcej.
 -Nie denerwuj się tak, bo wydzieranie się na pół wioski nie pomoże na w ich schwytaniu. Ta cała sprawa mnie też niepokoi, więc postaram się jak tylko mogę by czegoś się dowiedzieć. Ale może to być trudne.
Spojrzenie Uzumakiego zaczęło łagodnieć, a na ustach pojawiał się coraz to większy uśmiech.
-Masz rację. Razem odkryjemy ich tajemnice i wsadzimy za kratki. W końcu moim obowiązkiem jest ochrona wioski, nie?
Odwzajemniłam gest czując jak napięta sytuacja coraz bardziej znika. Czułam się zdeterminowana do całkowitego spełnienia moich słów i wątpiłam by jakakolwiek siła była w stanie mnie teraz powstrzymać.
W końcu Akumu może chcieć zaatakować każdego - nawet mnie, więc trzeba wsiąść się w garść i natrzeć na nich. Najlepszą obroną jest atak! A ceną może się okazać dosyć poważna.
 -Po drugie, czemu mi nie powiedziałeś o Uchiha?
Blondyn zaczął się nerwowo drapać po głowie i równie spanikowanym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu.
 -No, bo… Myślałem, że nie chcesz go spotkać, więc nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować.
Wkurzyłam się, co widocznie i on zauważył, bo wycofał się za biurko, którym zasłonił większość swojego ciała. Patrzyłam na niego chwilę groźnym wzrokiem, ale potem i tak mu odpuściłem.
Z głupotą trzeba się urodzić i żyć do końca życia.
 -A ty jak zwykle masz tu bałagan! Mógłbyś w końcu posprzątać tą graciarnie, a nie żyć w takim chlewie pełnym misek po ramenie.
Naruto coś zaczął szeptać sobie pod nosem biorąc do ręki porozrzucane naczynia. Przy okazji próbował ułożyć wszystkie papiery w stosy, ale jego prędkość pracy powodowała, że za nim mu się to uda minąłby tydzień.
 -Jak wrócę za pół godziny ma być tu na błysk wysprzątane, jasne?
Spojrzałam się na niego znacząco, co spowodował zwiększenie jego tępa i zniesmaczenie na twarzy.
-Dobrze, mamo!
I w tym momencie poczułam się jak za dawnych, dobrych czasów.
Stara Sakura powoli wraca i ma zamiar wziąć stery w swoje ręce!



OD AUTORA: Trzy tygodnie! Przepraszam, że tak długo, ale miałam małą przerwę, którą postaram wam się jakoś wynagrodzić. Nie będę się tłumaczyć, bo i tak 80% z was mało to obchodzi. W każdym bądź razie postaram się tym razem dotrzymać terminu! Do następnego!