sobota, 31 sierpnia 2013

IV. Oda do domu

                Dumnym krokiem przeszłam przez granice wioski z uśmiechem wielkości banana. W tej chwili jedynie odczuwałam w jakimś stopniu ulgę i radość. Na chwilę udało mi się zapomnieć o tej niepewności. Po prostu byłam szczęśliwa!
                Spojrzałam na budkę, gdzie smacznie spali Kotetsu i Izumo, a pomimo moich przekonań usta wygięły się jeszcze bardziej. Nareszcie jestem w domu!    
                Odwróciłam się cała w skowronkach w stronę moich towarzyszy stojących nadal przed bramą. Byłam zdziwiona, bo miałam nadzieje, że chodziarz na chwilkę wstąpią. Niestety, nadzieja matką głupich.
                 -Zgaduje, że macie coś do załatwienia, więc musimy się już pożegnać.
                Mój cały entuzjazm wyparował w przeciągu sekundy widząc wyraz twarzy Usono. Ale czego ja się w końcu spodziewałam? Więc jedynie, co mogłam zrobić w danej sytuacji do podreptać z powrotem do nich jednocześnie się żegnając.
                 -Ja nie wiem, jakie wy macie obowiązki, więc oznacza to, że mnie nie dotyczą. Zostaje tu dłużej!
                Głos blondynki był stanowczy, a sama jej aura nie pozwalała się nie zgodzić. Szarowłosy wyczuł to i jedynie głośno westchnął.
                 -Niech ci będzie, ale jutro rano wyruszamy.- Po tych słowach Tsunagu jedynie okręcił się na pięcie i ruszył gdzieś w las. Niebieskowłosy jeszcze raz mnie przytulił i sprintem dorównał mojemu dręczycielowi. Ja natomiast złapałam Momi w łokciu w kierunku siedzimy głowy wioski.
                 -A co z tamtymi?
                Kciukiem wskazała dwóch śpiących mężczyzn. Machnęłam ręką i wpisałam nasze nazwiska do jakiejś książki leżącej między nimi, po czym chwyciłam towarzyszkę pod pachę. Nasz cel: siedziba Hokage!
                Wpatrywałam się w budynki niczym oczarowana i nawet fakt, że byłam obiektem nabijania się brązowookiej mi nie przeszkadzał.
                Konoha wiele przeżyła pięć lat temu. Walka z Peinem, a potem Wojna. Pomimo, że zniknęły mi tak znajome budynki, miałam wrażenie, że i tak już tu wcześniej były. Gdzieś tam we mnie miała to urok, który powodował u mnie chwile zapomnienia. Cały niepokój na temat powrotu zniknął w głębinach i popłynął hen za horyzont upewniając mnie, że już nie powróci. Z tego szczęścia miałam ochotę latać, co dla mnie nie było niestety możliwe.
                Czując ból na stopie spojrzałam na podirytowaną Taidę, która widocznie ledwo trzymała swoją złość na wodzy. Puściłam dziewczynę odchodząc od niej na kilka kroków.
                 -Rozumiem, że się cieszysz z powrotu, ale ile trzeba do ciebie mówić, żebyś się w końcu ocknęła?!- głos z każdym słowem stawał się coraz głośniejszy, co ostatecznie skończyło się krzykiem.
                Uśmiechnęłam się, ale o dziwo nie było to głupawy wyraz. Po prostu szczęście było w tej chwili moim jedynym uczuciem, które we mnie stacjonowało. Nawet sroga mina wnuczki pana Kibishiego nie był w stanie tego zniszczyć.
                 -Przepraszam cię, Taida. Po prostu stęskniłam się za wioską.
                Ta jedynie pokiwała głową z dziwnym uśmieszkiem, ale nic nie powiedziała i wkroczyła do budynku. Odruchowo spojrzałam się na ostatnią twarz znajdującej się na górze Hokage. Najwidoczniej pierwszą osobą, z jaką się przywitam, będzie Naruto- mój przyjaciel i aktualny przywódca wioski.
                W korytarzu blondynka zagadywała do jakiejś szatynki, która rękami wskazywała jej różne kierunku. Oczywiście zamiast się skupić na instrukcjach kobiety oglądałam wystrój. Aż dech zapierało jak to pomieszczenie wyglądało. A był to dopiero hol.
                 -Sakura, choć! Inaczej do jutra niczego nie załatwisz.
                Pokiwałam radośnie głową i minęłam zdziwioną szatynkę. Podążyłam za brązowooką lustrując (w miarę moich możliwości) każdy najmniejszy szczegół korytarzy. Takiej euforii nigdy w życiu nie czułam i powątpiewam, by się powtórzyła, dlatego korzystałam z tego stanu najdłużej jak się dało.
                Odnajdując na końcu korytarza drzwi z tabliczką „Hokage” od razu się ocknęłam. Trochę się stresowałam przed tym spotkaniem.
 Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi?
Jak mnie zaakceptuje?
Te i inne pytania krążyły w mojej głowie tworząc przy okazji te dobre jak i złe scenariusze. Może i wysłał mnie na tą misję, ale jako wierna przyjaciółka powinnam, chociaż raz na jakiś czas dać znać o swoimi istnieniu.
Początkowo zapukałam cicho, a po chwili i kilku głębszych oddechach, zdecydowałam się na głośniejsze uderzenia. Kiedy jednak i to nie dawało z drżącymi dłońmi, złapałam pozłacaną klamkę. Cichutko wemknęłam się do środka natomiast Momi weszła jakby była u siebie w domu. Cmoknęła jedynie widząc śpiącego na papierach Naruto.
Śmiać mi się chciało, bo przypominało mi to czasy, kiedy z rana wędrowałam do Tsunade i zastawałam ją w takim stanie. Właśnie, co się stało z Tsunade?
 -Konoha ma chyba wrodzone to, że lubią spać podczas pracy.
Coś dzisiaj była złośliwa. Cały czas jej coś nie pasowała, a zwłaszcza, od kiedy rozstaliśmy się pod bramą z chłopakami. Szybko się irytowała i taka nerwowa nigdy nie była. Widocznie wahania nastroju nie tylko ma pani Tori.
Blondynka złapała za parasol i szturchała nim Uzumakiego, który jedynie machał ręką jakby próbował odgonić złośliwą muchę. Dodatkowo jego skwaszona mina była rozbrajająca.
 -Daj mi spokój. Nie myśl, że o…- Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami, aby wypatrzeć godzinę.-… 4. 51 ludzie będą tacy żywi.
Mój rozmówczyni wzruszyła ramionami i nadal dręczył swoją ofiarę. I zapewne ta zabawa trwała by dłużej gdyby nie łomotanie w wejście. Jak na zawołanie obie odwróciłyśmy się w kierunku hałasu. Do gabinetu wkroczyło dwóch członków ANBU, którzy zaraz zaczęli nas lustrować, więc i ja postanowiłam ich ocenić.
Byli wysocy, więc to na pewno byli mężczyźni. Stuprocentowej pewności nie miałam, ponieważ ich sylwetki zakrywał długi płaszcz z kapturem. Jeden był niewiele wyższy od drugiego. Maska tego pierwszego przedstawiała kota, a jego towarzysza miała paszczę tygrysa. Jedyną cechą jaką ich łączyła była nieprzenikniona czerń na ich tęczówkach.
Nie wiedząc nawet, kiedy ten wyższy podszedł do blondyna. Złapał go za ramię i potrząsał nim do momentu, kiedy śpioch postanowił otworzyć swoje oczęta.
Jego pobudka trwała jak dla mnie długo, bo zanim zorientował się, że nie jest sam, musiał poziewać, powycierać oczy i podrapać się parę razy po głowie.
 -Ooo, to wy! Już wróciliście? Jak tam misja?- Złapał jakieś karki w dłoń przenosząc na nie swoje lazurowe tęczówki. Niższy położył przed przywódcą jakiś zwój i razem ze swym kamratem wyszedł bez żadnego słowa. Wielmożny pochwycił przedmiot i na nim skupił całą swoją uwagę.
 -Już nie wiem, kto jest głupszy: Aibo czy ten tu?-szepcząc głową wskazał mi osobę, o którą jej chodziło. Nie skojarzyłam, kiedy ona pojawiła się tuż obok mnie.
Skrzyżowałam ręce pod biustem obserwując pogrążoną w treści zwoju postać Naruto. Pokręciłam głową chwilę i przesadnie głośnym kaszlnięciem próbowałam zwrócić jego uwagę.
 -Tak, możecie już iść.- Pomachał ręką w kierunku drzwi nie odwracając wzroku ze swoje nowej zdobyczy.
-Jeden głupszy od drugiego. Zacięta rywalizacja jest między nimi.- kolejny szept spowodował, że we mnie gromadziła się coraz większa wściekłość na mężczyznę siedzącego za dębowym biurkiem.
-Nic się nie zmieniłeś! Nadal jesteś tym samym idiotą i młotkiem, co za dawnych czasów!
Byłam już zdenerwowana jego zachowaniem, więc postanowiłam się odezwać.  Mina blondyna wskazywała, że nie za bardzo podoba mu się podobały przezwiska, jakim go przed momentem obdarzyłam.
-Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał, Sa…-od razu urwał, kiedy się na mnie spojrzał. Przechylił swoją czuprynę w prawo i lustrował mnie przez bite 3 minuty.- Sakura! To naprawdę ty?!
Chłopak szybko zerwał się z fotela i próbując do mnie jak najszybciej podbiec. Biedaczek spotkał niestety na swojej drodze kupę dokumentów, które łącznie z nim pospadały na podłogę. Sprawdza wypadku jednak się szybko wylizał i zanim zdążyłam otworzyć usta, trafiłam w objęcia mojego przyjaciela. Teraz jestem pewna, że niezależnie od wszystkiego, nasze więzi się nie zerwą. To by nie było w jego stylu.
 -Czemu się przez taki czas nie odzywałaś?! Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwili?! Nawet chciałem raz po ciebie wysłać jakąś grupę, ale Hinatka mnie powstrzymała! Gdzie ty się szlajałaś przez te pięć lat?! Wiesz ile w wiosce zmieniło?! Kiedy ty właściwie wróciłaś?!...
Zapewne, gdyby nie moje uderzenie Uzumaki nadal wygłaszałby te stosy pytań i zażaleń. Jego tyłek ponownie przywitał się z drewnianymi panelami. Jedną ręką cały czas masował niewielkiego guza na głowie.
-Wiesz, że to bolało, Sakurciu! Mam wrażenie, że jesteś silniejsza niż wcześniej.- ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie niż do mnie, ale po mimo tego i tak je usłyszałam.
 -Dla twojej wielmożnej głowy byłam w Kigakure, gdzie TY WYSŁAŁEŚ mnie na misję, a nie odzywałam się, bo nie za bardzo miałam jak.
Niebieskooki na początku spojrzał na mnie jak na kretynkę, ale po chwili stał na równe nogi głośno wzdychając.
 -To nie ja cię wysłałem na tą mis…
-Ale jak to?! Przecież dziadziuś dostał list od Hokage, że Sakura będzie przez pewien czas tam przebywała.
Sama byłam zdezorientowana odpowiedzią mojego przyjaciela, ale Taida jeszcze bardziej mnie zaniepokoiła. Czyli ktoś się podszywał pod Hokage, żeby się mnie pozbyć z wioski?
-Widzicie, przed wojną przez krótką chwilę Hokage był Danzo. Przypisał kilka misji shinobi. Jedną z nich była właśnie twoja. Nie mogliśmy jednak zlokalizować twojego położenia, ponieważ sługusy z Korzenia wszystkie popaliły, ale ludzi i tak zostali wysłani. Było ich około 37, a wróciło jak na razie jedynie 20 licząc ciebie.
Niebywale poważna mina Naruto spowodowała stwierdzenie, że może stanowisko głowy wioski w niewielkim stopniu zmieniła jego nastawienie na pewne sprawy.
 -Rozumiem, a skoro już mówimy o misjach to mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś nie wysyłać za pięć dni ludzi do Suny?- sama wyczułam jak mój głos w tym momencie drżał. Nagły pot również ukazywał to, że byłam niezwykle zdenerwowana.
Obie blond czupryny zmarszczyły brwi i lustrowały wzrokiem, które kat mógł im pozazdrościć. Bardziej stresować już raczej nie mogłam niż teraz.
 -Dlaczego nie mam ich wysyłać i skąd wiesz, że mam kogoś tam wysłać?
Lazurowe tęczówki próbowały przewiercić je od środka. Widocznie coś mu nie wychodziło, bo nie spuszczał ze mnie swojego spojrzenia. Za to moja towarzyszka uszczypnęła mnie lekko w łokieć budząc mnie z transu.
 -Będąc w jednej wiosce usłyszałam to, że jakiś człowiek kazał zabić wszystkich oprócz jakiejś dziewczyny, ale nie wymieniali po nazwiskach, więc nie wiem, o kogo im chodziło.
Naruto jedynie westchnął i zwracając swoją głowę w kierunku panoramy wioski coś sobie szepnął. Nie zdążyłam jednak załapać czego.
 -W takim razie wyślę ich jeszcze dzisiaj.- Nagle odwrócił się do nas ze swoim tradycyjnym uśmiechem.- Co wy na to by zjeść u mnie obiad?
 -Jeśli ty gotujesz i ma to być Ramen to nie. Poza tym muszę się jeszcze przywitać z rodzicami, a Taida odpocząć, bo jutro wyrusza.
Uzumaki znów postanowił przeprowadzić ze sobą monolog, rzucając przy okazji jakieś przekleństwa. Spojrzał to na mnie, to na blondynkę pełen wyrzutów.
 -Szkoda, ale w takim razie przyjdź do mnie jutro. Może jeszcze innych zaproszę, bo zapewne możesz się dzisiaj nie przywitać ze wszystkimi, a tak…
Usłyszałam chichot brązowookiej, którą w między czasie kręciła z politowaniem głową. A Naruto nic sobie z tego nie robiąc nadal obmyślał plan obiadu.
 -Ale ty nie będziesz gotować, prawda?- zaśmiałam się z niezadowolonej miny niebieskookiego, który skrzyżował ręce na klatce i naburmuszył minę.
 -Oczywiście, że nie. Hinatka gotuje. Ona nawet mi do kuchni nawet wejść nie pozwoli! Jak można nie wpuścić człowieka do jego własnej kuchni, ja się pytam?!
 -Ja się tam jej nie dziwie. Też bym ci nie pozwoliła. A właściwie, co się tak Hinaty uczepiłeś?
Nie wiedzieć nawet, kiedy drzwi szeroko się otworzyły, a w nich stanęła granatowłosa. Nie mogłam jej początkowo poznać, ale po jej uśmiechu zrozumiałam jedno. To Hyuuga Hinata!
Po raz enty dzisiejszego dnia usłyszałam swoje imię, a następnie poczuła oplatające mnie ramiona, które uniemożliwiały mi jakąkolwiek możliwość ruchu. I pomimo moich starań, nie udało mi się wyswobodzić z ramion białookiej. Z czasem jednak mnie w końcu puściła.
 -Kiedy ty przyszłaś i gdzie się podziewałaś?! Wiesz jak my się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! Tak nagle zniknęłaś po wojnie, że myśleliśmy…
-Nie chce mi się wszystkim tego powtarzać, więc powiem wam na obiedzie, który ma zorganizować Naruto.
Hyuuga pokiwała głową spoglądając na jedynego mężczyznę w pomieszczeniu. Po chwili jednak wyszła bez żadnego słowa, co dość mocno mnie zaskoczyło. I nie tylko mnie.
Hokage usiadł przed swoim biurkiem i zaczął wypełniać jakieś papierki. Momi zaczęła mi coś szeptać do ucha, ale jakoś nie potrafiłam nic usłyszeć. Miałam w głowie inne sprawy niż porównywanie Naruto do Usono.
 -Idź się przywitać. Zobaczymy się jutro!
 -Ta… To do jutra
Pomachałam mu i poczyniłam tą samą czynność, co parę sekund temu, Hinata. Blondynka, która wiernie kroczyła cały czas przy mnie o dziwo siedziała cicho i nawet nie raczyła skomentować Wielmożnego. Jednak nie interesowałam się tym zbytnio do momentu, w którym się odezwała.
 -Ostatnimi czasy węszyłaś przy dziadku. Coś znalazłaś?- zapytała szeptem odwracając mnie w swoją stronę. Zadarłam lekko głowę by spojrzeć w brązowe oczy mojej przyjaciółki, która była znacznie ode mnie wyższa.
 -Nie znalazłam, ale dlaczego cię to interesuje, w końcu mówiłaś…
 -Wiem, co mówiłam, ale zaczynam się niepokoić. Aidoru, babcia, dziadek, nawet ten twój Aibo coś kombinują, a dodatkowo ty ostatnimi czasy zachowujesz się inaczej niż zawsze.- przerwała na chwile i głośno westchnęła.- Relacje między tobą, a Wesołkiem też się zmieniły, a to wszystko od tej sytuacji z kominkiem.- Sama nie wiem, dlaczego, ale byłam wściekła i ze złości musiałam zacisnąć pięści.- Dlatego postanowiłam ci pomóc.
Z nieukrywanym zdziwieniem spojrzałam na blondynkę. Osoba, która nie kazała mi się wtrącać postanawia mi pomóc? I to z własnej, nieprzymuszonej woli? Zaskoczyło mnie to, ale również ucieszyło, bo może w końcu coś ruszy.
                Pokiwałam jedynie głową i obdarzyłam dziewczynę szerokim uśmiechem, który ona odwzajemniła. I już zdecydowanie lepszym humorze ruszyłyśmy do mojego domu, na spotkanie z moimi rodzicami.

***
2 tygodnie póżniej…
               
                Pomimo wielkiego wiatru postanowiłam jednak się przejść. Szalem owinęłam niedbale szyje i dziarskim krokiem ruszyłam w stronę największego parku w całej wiosce. Tam mogłam spokojnie odpocząć.
                Od kiedy wróciłam do wioski większość czasu przesiaduje w szpitalu, a resztę oblegają znajomi i rodzice. Przez co nawet chwili nie mogłam spędzić sama w spokoju. Więc to ludzkie, że postanowiłam wyjść z domu, w którym stacjonowali teraz rodzice. Niesprzyjające warunki atmosferyczne nie były w tej sytuacji przeszkodą.
                Nie śpieszyłam się, bo to ma być w końcu spacer. I nawet się nie zorientowałam, gdy wkroczyłam do jednej z dzielnic, które według pogłosek miejskich przekupek, mieszkają dwaj kryminaliści.
                Pamiętam, jak później dopytywałam się Naruto o tożsamość byłych przestępców, ale spławił mnie słowami, że to nikt ważny. Początkowo nie odpuszczałam i nadal ciągnęłam ten temat, a po pewnym czasie jednak zrezygnowałam.
                Wszystkie budynki tu były takie same. Drewniane płotki, mały ogródek przed wejściem, ganek i dom, który wszędzie zbudowane tym samym stylem architektonicznym. Może, dlatego mój wzrok przykuł ogromny, ceglany płot na końcu owej drogi.
                Nagle powiał silniejszy wiatr, co spowodowało, że szalik przeleciał przez gigantyczny mur i ugrzęznął na najbliższym krzaku
                 -Szlak!
                Przezkoczyłam zwinnie przez ogrodzenie podbiegając do roślinki.Klękłam i próbowałam wyciągnąć zaplontaną apaszkę z pomiędzy gałęzi, co nie było łatwym wyczynem, zważywszy na to, że nie chciałam uszkodzić jej cienkiego materiału. Do momentu, gdy przede mną nie pojawił się cień, najprawdopodobniej właściciela działki.
 Z niewiadomych przyczyn od razu w głowie zaświtała mi myśl, że to domostwo mogą zajmować kryminaliści. Spowodowało to mój niepokój i lekkie drgawki, które zauważyć można była na moich rękach.
Cień zmienił swój kształt stając się coraz to mniejszy. Zakryłam usta by nie krzyknąć z napadu paniki.
                 -Pomóc ci w czymś?

                OD AUTORKI: Tadam! Rozdział by się zapewnię pojawił wcześniej, gdyby nie fakt, że mi się nie chciało poprawiać. Ale, że obiecałam wam tą notkę przed końcem sierpnia, a więc macie.
                Co do następnej notki nie jestem pewna. We wrześniu jeszcze uda mi się w stanie napisać raz na 2 tygodnie, ale co do reszty miesięcy nie jestem pewna. Ostatnia klasa niesie ze sobą najwięcej nauki, tym bardziej, że udało mi się wybłagać rodziców na mój wymarzony japoński. Warunkiem jest to, że nie mogę się opuścić. Jeszcze dojdą dodatkowe z angielskiego i francuskiego…
                Postaram się napisać do połowy września, ale nie obiecuje. Tym bardziej, że ostatnio przeżywam kryzys twórczy i muszę jeszcze popracować dokładnie nad fabułą.
                Zapraszam do komentowania i zadawania pytań. Obiecuje nie ugryzę!

                Do następnego! 

czwartek, 8 sierpnia 2013

III. Poznajcie Koszmar

                              5 dni póżniej…
               
                Z głośnym westchnięciem rzuciłam się na łóżko, które nieprzyjemnie zaskrzypiało pod moim ciężarem. Niespecjalnie się tym przejęłam i nadal próbowałam znaleźć wygodną pozycję wijąc się jak ryba na lądzie.
Chodź dziesięć minut odpoczynku! Czy ja proszę o zbyt wiele?!
                 -Sakura, co to za leniuchowanie?! Zaraz wyruszamy!- osobą, która musiała to powiedzieć był oczywiście Usono. Za nim stał uśmiechnięty Aidoru, który jakby nigdy nic wszedł do pokoju popychając lazurowookiego na pobliską szafkę, co spotkało się z fuknięciem poszkodowanego. Blondyn nic sobie z tego nie robiąc usiadł na skraju łóżka przypatrując się mojej osobie jak wół na malowane wrota. Spojrzeniem starałam się go zgromić, ale nie odniosło porządnego skutku.
                 -No o co ci chodzi? Chcemy się tobą nacieszyć zanim nas opuścisz.- pomimo powagi głosu na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek, który po chwili przerodził się w gromki śmiech.
                Nie rozumiem, dlaczego są tacy rozweseleni, ale czy ja czytam w myślach? Problem tkwi w tym, że nie. A wielka szkoda!
                 -Jestem śpiąca, a wyruszamy dopiero za 3 godziny, więc z łaski swojej dajcie się mi wyspać!
                Runęłam na łóżko odwracając się do nich plecami, a kołderką zakrywając się powyżej nosa. Znowu usłyszałam chichotanie, na które nie potrafiłam nie zareagować.
                 -Co z wami chłopaki? Przecież jest piąta godzina. Idźcie się wyspać!- wywarczałam przez zęby wtulając się ostatni raz w puchową poduchę. Rechoty chłopaków za to jeszcze bardziej przybrały na sile.
                 -Oj Sakura, Sakura. Jest już po dziesiątej!
                Od razu wybiegłam z łóżka wprost do łazienki, w której nie spędziłam więcej niż 10 minut. Z impetem wyszłam z pomieszczenia rozglądając się po moim pokoju…, którym właściwie już nim nie jest. Wzięłam swój bagaż i zeszłam na dół, gdzie w saloniku zebrała się cała sielanka: państwo Oku, Bliźniaki Momi, Usono i paru jeszcze innych osób, których imion nie pamiętam, ale twarze były znajome.
                A to cwane bestie! Wiedzieli jak mnie z łóżka wyciągnąć.
                 -No w końcu wstałaś! Ile można na ciebie czekać?!- pierwsza głos zabrała pani Oku. Jednym susem znalazła się przede mną ściskając mnie. Dosłownie uwiesiła się na mojej szyi. Bujała się lekko w każdą stronę coraz bardziej wzmacniając uścisk. Gdy skończyła mnie przytulać odeszła na krok i spojrzała na mnie z łezką w oku.
                 -Wy tak szybko uciekacie z gniazdka.- szepnęła załamanym głosem teatralnie ocierając łezkę w oku. Pann Kibishi próbując pocieszyć małżonkę poklepał ją tylko po ramieniu obdarowywując ją lekkim uśmiechem.
                 -Ech, niby to byłaś u nas tylko pięć lat, a ja mam wrażenie, że od zawsze tu byłaś. Sam nie wiem, dlaczego pozwalam ci odchodzić.
                I po raz kolejny dzisiejszego dnia spotkałam tą minę, która moim zdaniem miały zakryć smutek. Samej chciało mi się płakać, bo przyzwyczaiłam się do życia tu i gdyby nie Konoha możliwe, że zostałabym tu na zawsze.
                 -Mnie również będzie was brakować. I na pewno was w przyszłości odwiedzę- sama wątpiłam w swoje słowa, ale mój głos tego nie zdradził. Postarałam się również by mój uśmiech wpasował się w grono innych ukrywając moją głęboką niepewność, jak i smutek.
                Zanim jednak się obejrzałam zostałam wyściskana przez chmarę ludzi będących w pokoju. Każde pożegnanie było takie same, ale sformułowane inaczej.  Im więcej ludzi do mnie podchodziło czułam się coraz bardziej rozdarta, a żołądek coraz bardziej mi się kurczył.
                 -Jak zaraz nie wyruszymy do Konohy dojdziemy dopiero za miesiąc! A jeszcze musimy po drodzę gdzieś wstąpić- za mną rozbrzmiał ostry głos chłopaka, którego parę razy już widziałam. Za każdym naszym spotkaniem kroczył przy boku swojego najlepszego przyjaciela- Aidoru. A w tym momencie ze skwaszoną miną pociągnął mnie na malutki korytarz, gdzie znajdował się mój bagaż. 
                -Nie przesadzaj, Tsunagu! W końcu nie wiadomo, kiedy nasz aniołek się znów tu pojawi.- Zaraz za szarowłosym wyłonił się blondyn, który pomimo tego, że się rozdzielamy nadal grał w swoje gierki.
                 -Robicie z tego wielkie halo. A ja wam powiem, że po miesiącu już o niej pamiętać nie będziecie- wywarczał dając mi wyraźnie do zrozumienie, że nie pała do mnie chęcią. Nie wiedząc zbytnio, co zrobić jedynie głupkowato się uśmiechnęłam.
Zdawałam sobie sprawę, że tak na pewno będzie, ale słysząc to od kogoś innego niż swoje wewnętrzne JA mogło zaboleć jeszcze bardziej.
                 -Przeginasz, wiesz?
                Po mojej stronie stanął Usono, który zasłonił mnie przed złotookim, przy okazji utrudniając mi dostęp do chłopaka. Wychyliłam lekko główkę obserwując Tsunagu, który widocznie nie był w dobrym humorze.
                 -W tym momencie to wy przeginacie.- szept szarowłosego rozniósł się po niewielkiej przestrzeni dokładnie trafiając do moich uszu. Dziwnie się czułam, jako obiekt nienawiści i pogardy, a zwłaszcza od osoby, z którą w życiu raz rozmawiałam. Zanim się jednak zorientowałam długowłosy zniknął z moich oczy trzaskając drzwiami.
                 -Nie przejmuj się, Sakura. Po prostu się z dziewczyną pokłócił i teraz to odreagowuje.- Blondyn wysłał mi przepraszające spojrzenie przy okazji wręczając mi mój plecak.
                 -Nic się nie stało. W końcu nie wszyscy muszą mnie…- od razu urwałam widząc minę Taidy. Zaniepokoiłam się lekko widząc w jej oczach pewien niepokój pomieszany ze smutkiem. W tym momencie chciałam ją jakoś pocieszyć, co uniemożliwił mi silny uścisk Aidoru.
                 -Ciebie się nie na nie lubić. Aż szkoda, że między nami nic nie zaiskrzyło.
                I zamiast spojrzeć na zalotnika utkwiłam spojrzenie na państwo Oku, którzy szeptali coś do siebie. Przez te pięć dni robiłam wiele by się dowiedzieć o sekrecie łączącym Uchihę z rodziną pana Kibishiego. Skończyło się fiaskiem i kolejnymi reprymendami blondynki na temat prywatności.  Ale jak ja miałam uspokoić moją ciekawość?
                Po wyłapaniu mojego spojrzenia przez panią Tori, kobieta od razu urwała konwersacje ze swoim małżonkiem posyłając mi kolejny uśmiech. Czy coś się za tym kryło?
Jeszcze trochę, a popadnę w paranoje! Zacznę chyba chodzić na terapię.
-Wiemy Sakuro, że chcesz jak najszybciej wrócić do Konohy, ale po drodzę musicie wstąpić w kilka miejsc.
Pan Oku doszedł do mnie za pomocą swojej laski, która nie była mu tak naprawdę potrzebna. Radził sobie równie dobrze bez niej.
 -Nic się nie stało! Parę dni mnie przecież nie zbawi, prawda?
I choć miałam, co do tego mieszane uczucia, ale zdecydowanie dominował niepokój towarzyszący mi nieustannie od dwóch tygodni.

***

                 Jeszcze tylko dwa dni i będę w Konoha. Tak niewiele, a jednak dla mnie to ciągnąca się katorga. Serce jak i dusza usilnie próbowały uciec od mojej eskorty i ruszyć wprost do upragnionego celu. Jednak rozum i ciało wygrywało pozostając w tym miejscu, gdzie moi towarzysze. Mieli coś do załatwienia, czego nie chcieli mi powiedzieć… Zresztą jak ostatnimi czasy.
                 -Jutro rano wyruszamy, dziewczyny, więc się za bardzo nie rozgościcie.- autorem słów oczywiście stał się Tsunagu, który po krótkiej wymianie zdań był o wiele spokojniejszy. Niestety, wkurzanie mnie stało się jego nowym zajęciem, a musiałam z nim jeszcze wytrzymać 48 godzin jak nie więcej.
                 -Wiem, głupie nie jesteśmy!- warknęłam odwracając się w stronę szarowłosego. Na jego twarzy zawisł perfidny i kpiący uśmieszek, który jeszcze bardziej mnie rozzłościł.
                 -Kłócił bym się z tym, ale niech ci będzie!-  I gdyby nie ręka Taidy zapewne trafiłby w przeciągu trzech sekund na najbliższą ścianę. Próbowałam uspokoić nerwy, ale z marnym skutkiem. Tym bardziej, że muszę już od dobrych trzech dni znosić jego ciągłe uwagi skierowane w moją strony.
                 -Spokojnie, on tak zawsze.- Zaraz obok mnie doskoczył mój niebieskowłosy przyjaciel posyłając swój uśmiech, za którym na pewno będę tęsknić.- Ja z Koede pójdę coś załatwić, a ty z Taidą załatw jakiś hotel. Może później się przejdziemy, co Sakura?
                Pokiwałam głową z lekkim wahaniem.
Od kłótni z tygodnia jakoś niepewnie czuję się sam na sam w jego towarzystwie. Kłamstwa i zdrada (przynajmniej miałam wrażenie, że tak jest) przeciwko naszej przyjaźni była jednym z głównych powodów mojej paniki i niepewności. Ale przynajmniej wiem jedno: Aibo, choćby nie wiem jak się starał, nigdy nie ukryje swoich przekrętów. A już na pewno nie przede mną!
                Gdy chłopak w końcu zniknął za zakrętem razem z szarowłosym, ruszyłyśmy na poszukiwania, które skończyły się praktycznie po dwóch minutach.
                -Trzeba ich jakoś poinformować.- Momi wrzuciła jedynie plecak do naszego pokoju i wyszła ciągnąć za sobą również mnie.- Ale najpierw coś na osłodzenie dnia. Fumei mówił, że w wiosce kraju Lasów jest wspaniała cukiernia!- Mimika wnuczki pana Kibishiego od razu nabrała radośniejszych rys, a drogę pokonywała w niewielkich podskokach.
                 -Ale zjemy tylko po kilka ciastek, a potem szukamy Usono i tego… bęcwała.
                Śmiać mi się chciało z niezadowolonej miny blondynki. Jakbym chciała odebrać zabawkę dziecku. Czyli typowa zagrywka Taidy, jeśli chodzi o słodycze.
                 -No niech ci będzie! W zamian ty stawiasz mi dwa kawałki!- Nie mając innego wyjścia pokiwałam jedynie głową, co spowodowało piski i skokach mojej przyjaciółki.
                Gdy skończyła w nadmiarze okazywać swój entuzjazm od razu ponowiła swoją wędrówkę mocno ściskając mnie w nadgarstku. Zachichotałam jedynie cicho uświadamiając się w pewnej sprawie.
                -Ten cały Fumei nie powiedział zapewne dokładniej gdzie znajduje się ta cukiernia.
                Momi od razu się odwróciła, a jej mina mówiła sama za siebie. Nie wiedziała gdzie iść! Spuściła głowę próbując swoimi krótkimi, blond włosami zasłonić swoją twarz, na której widniały lekkie rumieńce.
                 -Widocznie trzeba się będzie popytać.- Rozejrzałam się w kółko doszukując jakiś tutejszych ludzi. W oczy rzuciła mi się grupka mężczyzn, którzy na czołach mieli opaski przedstawiające klucz.- Może zapytajmy ich.
                 -Nie jestem przekonana, co do tego pomysłu.- Momi się lekko spięła widząc jak jeden z rosłych mężczyzn przypatrywał się nam.
                 -Co ja mam z tobą? Ja ich pójdę zapytać , a ty tu poczekaj.- Odwróciłam się doszukując wcześniej wypatrzonej grupki, a zostawiając spiętą i wystraszoną dziewczynę. Zniknęli! A odwróciłam od ich wzrok tylko na parę sekund!
Rozejrzałam się dookoła próbując ich odnaleźć. Wytężając mój zmysł wzroku odnalazłam ich skręcających między jakieś budynki. Biegiem udałam się w pogoń na moje „ofiary”.
                 -… mają podobno ruszyć za tydzień z Konohy.- Schowałam się za murkiem słysząc nazwę mojej osady. Wyciszyłam chakre i skupiłam się na dialogu pomiędzy jakąś dwójką.-  Jakiś ważny zwój do Suny mają donieść. Oczywiście, szefunio sobie zażyczył, że musisz ich załatwić. Nie licząc oczywiście tej laski.
                Wzdrygnęłam się lekko. Ktoś chce zabić shinobi z wioski?! W jakim celu i po co? Przecież Konoha nie wszczęła z nikim wojny… chyba.
                Szatyn, do którego najprawdopodobniej były skierowane słowa pochwycił jakieś kartki od mówcy. Pooglądał przez krótką chwilę zawartość owych papierów, po czym używając zapalniczki spalił dowody.
                To musiała być coś ważnego, skoro z tych świstków tylko popiół został. W końcu, po co tłukli by się po jakiś uliczkach. Na pewno nie na przyjacielskie pogawędki.
                 -Czyli ją mam zostawić? Jak dla mnie to bez sensu.
Jego kolega skinął głową i zabierając zapalniczkę podpalił sobie papierosa.
  -I tak wcześniej czy później zginie. Ale nie będę przeciwstawiać się JEMU.  Wolę nie narażać się Akumu.
Akumu?! Co to lub kto to jest Akumu?! Zapewne kolejna organizacja lub przestępca. A myślałam, że po wojnie w końcu zapanuje należyty ład i porządek.
 -To nie nasza sprawa, co planuje rada. My tylko wykonujemy rozkazy i nic poza tym.
Od razu się wycofałam widząc jak grupka kieruje się w celu wydostania z zakamarka. Biegiem doszłam tylko do Taidy, która stała lekko spanikowana.
 -I co dowiedziałaś się, gdzie jest kawiarnia? Dużo ludzi, co nie?
Zapomniałam! Taida boi się nieznajomych tłumów nie mówiąc nic o ludziach, a ja jej kazałam tutaj czekać. Fobii ma więcej niż lat. Trzeba by było ją kiedyś dać na jakieś leczenie, ale to moim problemem już (chyba) nie jest!
Nie czekając dłużej podeszłam do jakiś małych dzieci, które o dziwo szybko pokazały mi drogę do ciastkarni, gdzie oczywiście zaciągnęłam moją przyjaciółkę nerwowo spoglądającą na ludzi wokół siebie.
***
Już od dobrej godziny szliśmy po parku na obrzeżach wioski. Za mną i Aibo maszerowała Momi, którą oczywiście musiałam zaciągnąć na ten spacer. Czy już mówiłam, dlaczego boje się być z nim sam na sam? Choć ten strach może się wydawać dla większości głupi nie potrafiłam inaczej. Może faktycznie w Konocha powinnam odwiedzić najbliższego psychologa?
Moja głowa w tym momencie przypominała odtwarzacz filmów. Wszystkie obrazy przedstawiały tajemniczą teczkę, za to w tle leciała rozmowa z zaułku. Miałam przeczucie, że te wszystkie sprawy mają coś wspólnego. Może to te całe Akumu zlikwidowało Takę!
 -Tak, to na pewno oni!- krzyknęłam niezbyt świadoma. Po tym spotkałam oczywiście zdziwione spojrzenia moich towarzyszy. Moją odpowiedzią był mój typowy -do takich sytuacji- uśmiech. 
 -Sakura, dobrze się czujesz?- troskliwy głos niebieskookiego sprowadził mnie ostatecznie na ziemie.- Ostatnio jakaś taka zamulona chodzisz. Już nie wspominając o tym, że bywałaś bardziej rozmowna niż teraz.
 -Przeprasza. Po prostu zastanawiam się, jak bardzo się zmieniło w Konoha.- każde następne wypowiedziane słowo zniżało się o pół tonu…
Kłamałam. Definitywnie kłamałam. Cały czas miałam w głowie ten skrawek papieru, przez co wioska schodziła na drugi plan. Nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Jeszcze dochodziła sprawa tych typków.
 -Jeszcze dwa dni i będziesz w domu. Kiedy masz zamiar nas odwiedzić?- Aibo zawiesił mi swoją rękę na szyj uśmiechając się przyjaźnie.
 -Nawet tam nie doszłam, a ty już mnie o takie rzeczy pytasz. Już chcesz się mnie pozbyć?
Niepochamowana salwa śmiechu rozniosła się po zakątkach parku. Trzeba pamiętać takie chwile, bo więcej mogą się nie powtórzyć. Aż szkoda było mi ich zostawiać. Może i z czasem czułam się coraz bardziej obco, ale jednak coś trzymało mnie w Ki.
Kątem oka spoglądałam na Taidę, która ze strachem w oczach utkwiła wzrok na Usono. Miałam się niepokoić czy raczej to uznać za chwilowy stan?
Jednak postanowiłam zadać pewne pytanie, które cały czas za mną się ciągnęło od rozmowy mieszkańców wioski Klucza.
-Wiecie coś może o Akumu?- Nie spuściłam wzroku z Momi, ale kusiło mnie by spojrzeć na Aibo. Jednak poczułam jego spięcie. Brązowooka jedynie zniżyła głowę biorąc za cel obserwacji własne buty.
Wiedziałam, że to będzie wydawać się podejrzane. Tym bardziej, że byłam święcie przekonana, że Usono nie był ze mną szczery. Co do Taidy nie miałam takiego problemu, co nie wykluczało jej z pola podejrzanych. Ale w obecnej sytuacji nie potrafiłam się powstrzymać i nie zadać tego pytania. I domyślałam się, że zapewne niczego się od nich nie dowiem.
 -Słyszałem, że to jest jakaś mała grupka przestępcza. Nie wiadomo, do czego dążą, kto jest ich przywódcą ani gdzie mieści się ich główna siedziba. Nic o nich nie wiadomo!- jak dotąd radosny głos raptownie zmienił się na obojętny, a nawet chłodny. Niebieskie tęczówki skierowane na drogę przed sobą usilnie próbowały uniknąć mojego wzroku.
Dużo mi to nie wniosło! Potrzebuje więcej informacji! Mam wrażenie, że od wie więcej, ale z pewnych względów nie chce mi powiedzieć. I jak tu o tym nie myśleć skoro nie ważne gdzie pójdziesz będzie się to za tobą ciągnęło jak smród po gaciach.
Jak tylko wrócę do wioski muszę zrobić wszystko by uzyskać odpowiedzi na każde pytanie! I nic mnie przed tym nie powstrzyma!
***

Przez dwa dni między naszą czwórką panowała cisza, z którą nigdy nie miałam okazji się spotkać. Nawet Usono stał się małomówny i zamknięty w sobie. Tsunagu kroczył z przodu przekręcając, co chwilę mapę, a Taida tylko od czasu do czasu coś do mnie powiedziała. Jak zawsze chodziło jej tylko o słodycze.
Głęboko w sobie odczuwałam ogromną radość. Serce się rwało by pobiec do Konohy i wszystkich wyściskać. Powiedzieć im jak bardzo mi ich brakowało. Jak za nimi bardzo tęskniłam. I ten błogi stan stawał się coraz to silniejszy za każdym poznanym drzewem, krzakiem, a z czasem nawet górą.
Uśmiech gościł na mojej twarzy, a atmosfera o dziwo mi nie przeszkadzała. Tyle rzeczy mnie zapewne ominęło! Przede wszystkim muszę pójść do Naruto. W końcu to z nim byłam najbardziej związana, zwłaszcza po JEGO odejściu. I to jemu najwięcej zawdzięczam
Poczułam łokieć Momi na swoim biodrze, która ręką wskazywała mi główną bramę Konohy. Z radości prawie nie podskoczyłam, ale znacznie przyśpieszyłam tępa. Widząc górę Hokage wspomnienia wracały. Najbardziej skupiłam się jednak na szóstej twarzy, która przypominała wizerunek Uzumakiego. To był znak, że spełnił jedno ze swoich marzeń.
Z mojej krtani wydobył się szept ze zdaniem, które napawało mnie nadzieją i niesamowitym błogim stanem:
-Nareszcie jestem w domu!

WAŻNE: W tytule pojawia się Koszmar z dużej litery. Jest to zaplanowane, gdyż akumu (z jap.) oznacza właśnie koszmar. Proszę zwrócić na to uwagę i nie mieć wątpliwości, co do złego zapisu tytułu.

OD AUTORKI: Przed niedzielą! Pochwale się, że dziś byłam na JAPOŃSKICH OKRĘTACH. Są w Gdyni, więc czemu nie skorzystać i chociaż wymienić dosłownie dwa słowa z Japończykami. I nawet nie doskwierał mi ból nóg od prawie dwugodzinnego szukania tych statków. Z radość szybko zaczęłam pisać tą notkę.

Co to tego chaptera jestem zawiedziona jakością końcówki i w niewielkim stopniu pożegnania, rozmowy w zaułku… ogóle wszystkiego. Nie wyszła mi, ale postaram się następną napisać o wiele lepiej. Poza tym śpieszyłam się, bo jutro wyjeżdżam <po raz kolejny> na działkę i wrócę późno w niedziele, dlatego większą część notki napisałam wczoraj, a dziś napisałam tylko jedną stronę. W każdym bądź razie życzę wam udanych dwóch tygodni sierpnia i przepraszam, że wszystkie błędy i nieścisłości, jakie tu znajdziecie. A co do następnej notki nie wiem, kiedy będzie, ale za dwa tygodnie na pewno. Pozdrawiam i do zobaczyska ludzie!