sobota, 9 listopada 2013

VI. Niemoc

               Od spotkania Itachiego Uchihy minął miesiąc pełen chusteczek, domowego miso i wypominania mi zasad ubioru w zimniejsze dni przez moją matkę. Jedyny plus jaki w tej sytuacji widziałam była niemożliwość spotkania się z kimkolwiek, a już zwłaszcza z młodszym Uchihą. Nawet nieprzespane noce spowodowane zatkanym nosem czy rozkładającym bólem głowy mi nie przeszkadzały. W końcu czasem trzeba ponieść straty.
                Zeszłam ledwo żywa na dół, gdzie w kuchni rodzice zaciekle o czymś rozmawiali. Usiadłam przy stole, a ojciec bawił się jakąś kopertą, radośnie potakując na historyjki mojej mamy. Położyłam głowę na blacie i powoli próbowałam zamknąć swoje oczy.
                 - Jak się czujesz? Może chcesz jeszcze zupy?
                Pierwsze słowa, jakie usłyszałam od mojej kochanej rodzicielki, która widocznie przez ten miesiąc niewystarczająco się nagadała na temat ciepłej odzieży. Dodatkowo moją karą było wypijanie wywaru przynajmniej pięć razy dziennie. Miałam go serdecznie dosyć!
Ale co ja mam do dyskutowania z cudownym „lekiem” mojej mamy?
 - Rozumiem aluzję. W każdym bądź razie odpokutowałam i proszę cię o posiłek niezwiązany z miso.
Jeszcze bardziej rozłożyłam się na stole, a w tle rozbrzmiewał chichot taty, który nadal gustował w zabawie papierem.
                Mebuki po do głębszej obserwacji mojej osoby, westchnęła i zaczęła rozkładać miski na stole. Lekko się do niej uśmiechnęłam i schowałam głowę między ramiona.
                 - Czy jest coś, co chciałabyś nam powiedzieć, Sakura?
                Tym razem odezwał się ojciec, który przerwał okręcać papier. W jego oczach widziałam błysk, a na ustach zakwitł, niepokojący jak dla mnie, uśmiech. Usiadłam prosto, a swoją miną próbowałam uzmysłowić, że nie jestem świadoma jego pytania. Mina ojca nadal się nie zmieniła oprócz brwi, które co jakiś czas podnosiły się do góry.
                 - Dzisiaj, jakąś godzinę temu albo dwie zawitał jakiś mężczyzna, który chciał się z tobą koniecznie spotkać. Powiedziałam mu, że jesteś strasznie chora, więc nie możesz przyjąć gości i kazał ci przekazać ten list.
                Pod mój nos została podsunięta koperta, z którą wcześniej zabawiał się mój ojciec. Obejrzałam kopertę z obu stron szukając jakiegoś znaku o tożsamości nadawcy.
                 - Kto wam ją dał? ANBU?
                List położyłam na stole i obserwowałam rodziców, którzy posyłali sobie ukradkowe spojrzenia. Takie same jak wcześniej puszczał mi tata. Nadal nie potrafiłam odszyfrować ich myśli. Domyślałam się jednak, że coś tam im świta, co raczej nie spodoba mi się.
                 - Nie, to raczej nie było ANBU. To był taki przystojny brunet, wysoki, a włosy miał chyba związane. W każdym bądź razie mówił…
                Związane, czarne włosy. Od razu do głowy wpadła mi tylko jedna osoba.
                Itachi Uchiha!
                Miałam ochotę zabić Naruto, a zaraz potem Itachiego! Bo kto mógłby powiedzieć jemu, gdzie mieszkam jak nie nasz Szanowny Hokage.
                Najgorsze jednak jest to, że uznali starszego Uchihę za potencjalnego kandydata na partnera. Nie wiem czy wszyscy rodzice tak mają, ale moi zawsze gdy widzą mnie w obecności chłopaka, wariują. Jeden do dzisiaj omija mnie szerokim łukiem. Musiał przesiedzieć cały dzień u moich rodziców, dlatego, że pomylił domy. Biedaczek.
                 - Ehhh… To tylko znajomy, którego poznałam niedawno. Ale nie mówił wam, w jakiej konkretnie sprawie tu przyszedł?
                Usłyszałam tylko ich westchnięcia, a jedyny mężczyzna w tym domu zawiedziony odwrócił wzrok w stronę okna.
                 - Jednie tyle, że musisz się z kimś spotkać i jak najszybciej do nich przyjść, bo mają jakieś nowe informacje.
                Skwaszony wyraz mojej rodzicielki zawsze zarezerwowany był przy rozmowach na temat shinobi. Do dzisiaj nie mogła się pogodzić z tym, że wybrałam taką a nie inną drogę. A zwłaszcza po powrocie z tej „misji”. Raczej już zawsze będzie sceptycznie do tego nastawiona.
                Energicznie, jak na mój stan, wybiegłam z kuchni zmierzając do pokoju. Zastosowałam się do nakazów matki i przebierając się w cieplejsze rzeczy wyszłam z domu kierując się do rezydencji braci Uchiha.
                Od razu domyślałam się, że może chodzić o Akumu, bo o co innego. Teraz to jest jeden z tematów, którym władze wiosek żyjąc i próbują rozwiązać.
                Zatrzasnęłam drzwi, a chłodny wiatr zaczął silnie chuchać. Gdyby nie ta irytująca ciekawość połączona z chęcią zaczerpnięcia świeżego powietrza, zapewne zaczęłabym jeść ten obiad zamiast przeciskać się między mieszkańcami wioski. Widząc z daleka niedawno poznane mury przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku.
                Zapukałam w drzwi, choć najchętniej bym je wyważyła i dowiedzieć się czegoś nowego. Od progu zawitał mnie Itachi, który wpatrywał się we mnie niczym w ducha. Gdy odsunął się bardziej od wejścia wparowałam do środka rozglądając się w każdą możliwą stronę.
                 - Spokojnie, nie ma go. O ile dobrze pamiętam, Naruto go wyciągnął na miasto.
                Brunet po zamknięciu drzwi skierował się do salonu, gdzie również i ja poszłam. Usiadłam na wygodnej sobie, a Uchiha grzebał patykiem w rozpalonym kominku.
                 - Nadal jest chłodno, a ty jeszcze wyszłaś chora. Jesteś nierozważna…
                Buchnęłam urażona bardziej zatapiając się w swoim wełnianym szalu.  Odgarnęłam jedynie kosmyk włosów, który dyndał cały czas przed moimi oczami.
                 - Mówiłeś, że mam jak najszybciej przyjść, więc jestem. To, że jeszcze trochę choruję nie oznacza kolejnych dni spędzonych w domu.
                Po tych słowach oczywiście musiałam zakaszleć. A jakże by inaczej! Ciało zawsze musi buntować się przeciw mnie!
                Czarnooki spojrzał na mnie zza ramienia, zaprzestając poruszania drewna. Jednak to nie trwało długo. Po chwili znowu wlepił oczy w ogień. Ja natomiast niespokojnie wierciłam się na sofie próbując pozbyć się guli w gardle.
                 - Miałaś rację.
                Zaprzestałam walki z wkurzającym problemem i zdziwiona wpatrywałam się w plecy gospodarza, na których dumnie widniał znak klanu Uchiha.
                Nie potrafiłam zrozumieć, o co mogło mu chodzić. W czym miałam niby mieć racje, że to aż takie ważne?
                Chrząknęłam parę razy dając mu do zrozumienia, by kontynuował. On jednak niby tego nie słyszał i nadal patykiem szturchał kłody. Zaczęłam się tym powoli irytować. Kaszlnęłam głośno, co dopiero wzbudziło jakąś jego reakcję.
                 - Pójdę ci zrobić herbaty. Nie chcemy, byś jeszcze bardziej zachorowała. Tym bardziej, że jesteś nam potrzebna.
                Niby od niechcenia ruszył w kierunku kuchni, a ja ze zdenerwowaniem wypisanym na twarzy, poszłam za nim. Usiadłam na krzesełku spoglądając na bruneta przeszukującego szafki.
                Teraz czułam się jeszcze dziwniej. Do czego im jestem potrzebna?! Ja- niezbyt silna medic-ninja, która uwielbia ciągnąć za sobą problemy i kłopoty. Więc dlaczego mnie chcą ode mnie? I przede wszystkim, co oni planują zrobić?
                 - Może mi tak łaskawie wytłumaczysz, po co jestem wam potrzebna i w czym miałam racje?!
                Zakryłam nos pod szalem zdając sobie sprawę, że zbyt bardzo się poniosłam.
                 - Akumu polują na ludzi, a nie zabijają bez przyczyny. Z tego, czego się dowiedzieliśmy posiadają książkę podobną do naszej księgi BINGO.
                Duma mnie od środka rozpierała. Nienawidziłam jednak uczucia, że jednak nadal jesteśmy w martwym punkcie, z którego się trudno będzie rozwiązać. To, że wiemy o istnieniu jakiejś tam kupy papieru nie oznacza naszego zwycięstwa. Bardziej to pokazuje jak w beznadziejnej sytuacji się znajdujemy, że jakaś grupa zabija bezkarnie ludzi.
Czy to nie jest oznaka naszej bezsilności przeciw nim?
 - W każdym bądź razie próbujemy naszych szpiegów wepchać do nich. Niestety, nie wiemy zbyt dużo, co się równa z tym, że nie wiemy, gdzie mogą się zgłosić. Jeśli uda nam się zdobyć tą książkę będziemy mogli zapobiec ich planowi.
- Jednak nadal nie wyjaśniłeś mi, do czego ja jestem wam potrzebna.
Nie wiedziałam, co spowodowało tak nagły paraliż u mężczyzny. Też czuje poziom, jaki ta sprawa przybiera? I pomyśleć, że to dopiero początek całej historii. W chwilach takich jak ta mam ochotę zostawić wszystko tak jak jest i uciec tam, gdzie nic mnie nie dosięgnie. Brak problemów i monotonność dnia. Dwie rzeczy, których już od prawie sześciu lat nie potrafiłam zaznać.
Uchiha postawił wodę na gaz, a sam oparł się o wysepkę kuchenną oglądając wszystko inne oprócz mnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jednak. Wolałabym wy bardziej zwrócił na mnie uwagę, a zwłaszcza kiedy próbuje mi coś ważnego przekazać.
 - Mówiłaś, że spotkali się w okolicy Kraju Lasów. Z tego, co opowiadałaś Naruto, znasz dość dobrze te tereny. Konoha praktycznie się tam nie zapuszcza, więc nie wiemy za dużo o tamtym miejscu, dlatego będziesz naszym… - brunet zaczął przekręcać chaotycznie oczami. Aż w końcu zatrzymał się za okiennym krajobrazem - … przewodnikiem? To raczej dobre określenie.
Ulga spłynęła gwałtownie po mnie, a serce zwolniło swoje tempo. Bałam się, ale właściwie nie potrafiłam określić dokładnie czego. Trudnych przeciwników, przerastającej mnie misji czy tym, że mogę stracić własne życie. Przynajmniej dopóki siedzę w wiosce to ostatnie tak szybko mnie nie złapie.
 - Chcesz przez to powiedzieć, że Wioska Lasu może mieć coś wspólnego z Akumu?
Odpowiedzią było jedynie skinienie głowy. Ja spuściłam głowę.
 - Myślisz, że Ki też może być wmieszana w to bagno.
                Od kilku lat obie te wioski mają ze sobą wręcz wspaniałe relacje. Nie licząc mnie, to tylko mieszkańcom Lasu pozwalano wejść. Jak jedno czegoś potrzebowało to drugie mu pomagało. Przyjacielskie kontakty mogą doprowadzić do tego, że wioska, która mogłaby stać się moim drugim domem, morduje ludzi?
                 - Nie jest to wykluczone, ale również na razie ich skreślać nie będziemy. To, że są zaprzyjaźnione nie przesądza wszystkiego.
                I choć chciałam wierzyć w jego słowa, nie potrafiłam. Czułam się w tym momencie zdradzona. Tak bardzo myliłam się co do nich. Nawet, jeśli nie miałam w stu procentach gwarancji, że należą do Akumu, to mimo tego wątpiłam w ich niewinność.
                 - W każdym bądź razie mamy plan by za kilka miesięcy wyruszyć. Musimy jednak zrobić kilka rzeczy zanim to zrobimy.
                Nagle poważna mina bruneta nabrała przyjemniejszych rys, a na twarzy zawitał przyjazny uśmiech. Zalał herbaty, po czym zasiadł na krzesełku naprzeciwko mnie podając mi kubek.
                 - Mianowicie, możecie mnie wtajemniczyć w wasze „niecne” plany?
                Jego łagodna twarz zapewniała mnie, że to straszne nie jest, ale i tak mi coś w tym się nie podobało. Jakby miał ukryty cel.
                 - Jedna prawa jest oczywista. Mianowicie chodzi o Sasuke…
                Palec przyłożyłam do ust, a potem machałam ręką by mówił dalej, niezwiązanego z Sasuke. Niech oszczędzi sobie wywodu na temat swojego brata, którego bałam się spotkać. Jakoś nadal nie potrafię wyrzucić z głowy naszych prób wzajemnego mordu.
                 - Druga sprawa jest tak, że Kraj Lasów może być niebezpieczny. Jak to w życiu bywa, trzeba się będzie umieć przed nimi bronić…
                Uchiha wbrew przekonaniu jeszcze bardziej się uśmiechnął. Moja mina za to całkowicie odzwierciedlała moje myśli. Co on ma na myśli?!
                 - Czyli chcecie kogoś zrekrutować do grupy?
                Pierwsza lepsza myśl, która wpadła mi do głowy. Niestety, kiedy Itachi zaczął kręcić głową wiedziałam, że spudłowałam.
                 - Będzie nas niewiele, a przynajmniej nie więcej niż 10. Dokładniej będziemy ustalać później.
                Dobrze wiedzieć tylko nie rozumiem, czemu nie powie od razu, co ma na myśli. Co prawda, moje szare komórki po takiej długiej przerwie powinny się trochę wysilić. Ale ja nawet nie wiem, czego mogę się spodziewać po umyślne tak silnego shinobi. Chyba, że to byłby pomysł Naruto.
                 - Kto to wymyślił?
                Burknęłam pod nosem, co spotkało się ze zdezorientowaną miną gospodarza. Długo to jednak nie trwało i po chwili wszystko wróciło do stanu sprzed chwili. Złapałam za kubek z ciepłą herbatą popijając drobnymi łyczkami.
                 - Nie wiem, jakie to ma znaczenie.
                 - Jak dla mnie duże. Bo jeśli to Naruto wymyślił to będzie mi lepiej zgadnąć, o co chodzi.
                Westchnięcie Uchihy było dla mnie w tym momencie nie do odgadnięcia. W końcu od zawsze Itachi stanowili dla mnie wielką zagadkę, więc skąd miałam wiedzieć jak zareaguje, a co dopiero, co mu w głowie świta.
                 - Naruto wymyślił, a ja zgłosiłem się na ochotnika.
                Teraz już w ogóle nie rozumiałam jego toku myślenia. Zgłosił się na ochotnika, ale na co i po co?
 Jak ja uwielbiam zgadywać, co ludzie mają na myśli!
                 - Nie lubię zgadywanek. Zresztą niespodzianek też nie. Dlatego z łaski swojej, powiedz mi, co nasz Wielebny wymyślił.
                Próbowałam swoją poważną postawą pokazać, że to nie są przelewki. Każda osoba, która mnie dobrze zna zdaje sobie sprawę, że umiejętności aktorskie są na niskim poziomie. Skutkowało to salwą śmiechu bruneta.
                 - Nie śmiej się tak, tylko mów!
                Moja frustracja jednak nie poskutkowała w całości, bo pan Najsilniejszy z Klanu nadal rechotał po nosem. Buchnęłam na niego obrażona i ze skrzyżowałam ręcę. Niech nie myśli, że mi się to podoba!
                 - Już nie wyglądasz na tak strasznie chorą. Nie ma co się z resztą tak bulwersować. Po prostu zabawna jesteś.
                Zmrużyłam oczy i spojrzeniem mordercy obserwowałam wygiętą w uśmiechu twarz Uchihy.
                A czy to, że jestem zabawna ma być z jego strony komplementem czy raczej przeciwnie?
                 - To mów od razu, o co wam chodzi, bo chcę wrócić do domu.
                Cień czegoś podobnego do smutku połączonej z tęsknotą przejawił się na jego twarzy, ale szybko jednak się ulotnił. Zgadywać nie trzeba było za bardzo. Na mnie w domu czekają rodzice, których on już nie posiada. Jedynie, co mu pozostało, to Sasuke.
                 - Co ty na to, żebyś zaczęła trenować pod czyimś okiem? Bo wiesz… medycy raczej się nie uczą za bardzo walczyć, więc...
                Byłam zażenowana. Jak dla mnie to cios w policzek, który skutecznie uraził moją dumę. Właśnie mi zasugerował, że medycy nie umieją walczyć. A to bezczelny drań! Może i jest w tym cień prawdy to jednak powinien inaczej się wyrazić.
                 - Nieprawda! Potrafimy, ale nie tak dobrze jak inni. My się specjalizujemy w czymś innym.
                Swoje zdanie musiałam mu powiedzieć, bo oczywiście nie pasowała mi to jak o nas, medykach, myśli. Ja potrafiłam walczyć wykorzystując do tego swoją siłę.
                 - Nieważne…
                 - Dla mnie to jest ważne!
                Pokręcił głową i zakrył oczy dłonią. Sama miałam ochotę zapaść się pod ziemie, bo ta rozmowa jakoś dziwnie wyglądała. A tu idziemy z tekstem o herbacie, potem zgadywanka, a teraz wymieniamy nasze zdanie na temat, co potrafią medycy, a czego nie. Rozmowa zmierza nie w tym kierunku, co trzeba.
                  - Dobrze, niech ci będzie. Wystarczy, że dzisiaj się pokłóciłem z Sasuke, więc z tobą nie chce.
                W tej chwili jego problemy z bratem mało mnie interesowały. Tym bardziej, że słabo ich znałam, a tok ich myślenia był dla mnie niepojęty, więc powody ich kłótni mogły być równie niezrozumiałe.
                 - To możesz mi teraz powiedzieć, na czym to „genialny” plan wyszkolenia polega, że zgłosiłeś się na ochotnika?
                Jego usta znów się wykrzywiły w ten uśmiech, który w chwili obecnej powodował u mnie napady białej gorączki połączone z chęcią zniwelowania dobrego humorku u pana Uchihy. Cały czas się uśmiechał, a przynajmniej praktycznie zawsze przy mnie. Podobnie jak Naruto. Teraz się zastanawiam, który może być gorszy.
                 - W Wiosce Lasów może być niebezpiecznie, dlatego musisz się nauczyć samoobrony, a najlepiej jakbyś rozwinęła bardziej swoją paletę możliwości…
                Westchnęłam i zażenowana, rozpłaszczając się na blacie stołu. Przynajmniej nie czuję się winna tym, że co chwila zmieniam temat. W końcu teraz to on zaczyna gadać to, co raczej już zdążyłam z niego wyciągnąć.
                 - A pomijając atrybuty malarskie, możesz w końcu łaskawie wyjaśnić swój plan, zamiast powtarzać to, co już wiem?
                Chrząknął i oparł swoją głowę na dłoniach. Początkowo przyglądał się mnie jakby szukał we mnie potencjalnej ofiary. I po dwóch minutach ciszy wyprostował się ponownie się uśmiechnął, i gdyby nie ściana, zapewne spadłabym z krzesła.
                 - Postanowiliśmy, że będę cię trenować.

                Od Autora: Głupio mi jak nie wiem, że tyle zajęło mi napisanie tego. Ale wiadomo, szkoła jeden z problemów młodzieży.  Na szczęście połowa najgorszego jest za mną i teraz powinno się polepszyć. Co najzabawniejsze, tydzień temu w weekend zachorowałam. Czyli tydzień po napisaniu o chorobie. Najdziwniejsze jednak było to, że od 8 lat nie byłam tak chora. Widocznie będę musiała częściej pisać o chorobach…

                W takim razie jest rozdział jest i mam nadzieje, że następny ukarze się szybciej.             Pozdrawiam!