Od spotkania Itachiego Uchihy minął miesiąc pełen
chusteczek, domowego miso i wypominania mi zasad ubioru w zimniejsze dni przez
moją matkę. Jedyny plus jaki w tej sytuacji widziałam była niemożliwość
spotkania się z kimkolwiek, a już zwłaszcza z młodszym Uchihą. Nawet
nieprzespane noce spowodowane zatkanym nosem czy rozkładającym bólem głowy mi
nie przeszkadzały. W końcu czasem trzeba ponieść straty.
Zeszłam
ledwo żywa na dół, gdzie w kuchni rodzice zaciekle o czymś rozmawiali. Usiadłam
przy stole, a ojciec bawił się jakąś kopertą, radośnie potakując na historyjki
mojej mamy. Położyłam głowę na blacie i powoli próbowałam zamknąć swoje oczy.
- Jak się czujesz? Może chcesz jeszcze zupy?
Pierwsze
słowa, jakie usłyszałam od mojej kochanej rodzicielki, która widocznie przez
ten miesiąc niewystarczająco się nagadała na temat ciepłej odzieży. Dodatkowo
moją karą było wypijanie wywaru przynajmniej pięć razy dziennie. Miałam go
serdecznie dosyć!
Ale co ja mam do dyskutowania z
cudownym „lekiem” mojej mamy?
- Rozumiem aluzję. W każdym bądź razie
odpokutowałam i proszę cię o posiłek niezwiązany z miso.
Jeszcze bardziej rozłożyłam się
na stole, a w tle rozbrzmiewał chichot taty, który nadal gustował w zabawie
papierem.
Mebuki
po do głębszej obserwacji mojej osoby, westchnęła i zaczęła rozkładać miski na
stole. Lekko się do niej uśmiechnęłam i schowałam głowę między ramiona.
- Czy jest coś, co chciałabyś nam powiedzieć,
Sakura?
Tym
razem odezwał się ojciec, który przerwał okręcać papier. W jego oczach
widziałam błysk, a na ustach zakwitł, niepokojący jak dla mnie, uśmiech.
Usiadłam prosto, a swoją miną próbowałam uzmysłowić, że nie jestem świadoma jego
pytania. Mina ojca nadal się nie zmieniła oprócz brwi, które co jakiś czas
podnosiły się do góry.
- Dzisiaj, jakąś godzinę temu albo dwie
zawitał jakiś mężczyzna, który chciał się z tobą koniecznie spotkać.
Powiedziałam mu, że jesteś strasznie chora, więc nie możesz przyjąć gości i
kazał ci przekazać ten list.
Pod mój
nos została podsunięta koperta, z którą wcześniej zabawiał się mój ojciec.
Obejrzałam kopertę z obu stron szukając jakiegoś znaku o tożsamości nadawcy.
- Kto wam ją dał? ANBU?
List
położyłam na stole i obserwowałam rodziców, którzy posyłali sobie ukradkowe
spojrzenia. Takie same jak wcześniej puszczał mi tata. Nadal nie potrafiłam
odszyfrować ich myśli. Domyślałam się jednak, że coś tam im świta, co raczej
nie spodoba mi się.
- Nie, to raczej nie było ANBU. To był taki
przystojny brunet, wysoki, a włosy miał chyba związane. W każdym bądź razie
mówił…
Związane,
czarne włosy. Od razu do głowy wpadła mi tylko jedna osoba.
Itachi
Uchiha!
Miałam
ochotę zabić Naruto, a zaraz potem Itachiego! Bo kto mógłby powiedzieć jemu,
gdzie mieszkam jak nie nasz Szanowny Hokage.
Najgorsze
jednak jest to, że uznali starszego Uchihę za potencjalnego kandydata na
partnera. Nie wiem czy wszyscy rodzice tak mają, ale moi zawsze gdy widzą mnie
w obecności chłopaka, wariują. Jeden do dzisiaj omija mnie szerokim łukiem.
Musiał przesiedzieć cały dzień u moich rodziców, dlatego, że pomylił domy. Biedaczek.
- Ehhh… To tylko znajomy, którego poznałam
niedawno. Ale nie mówił wam, w jakiej konkretnie sprawie tu przyszedł?
Usłyszałam
tylko ich westchnięcia, a jedyny mężczyzna w tym domu zawiedziony odwrócił
wzrok w stronę okna.
- Jednie tyle, że musisz się z kimś spotkać i
jak najszybciej do nich przyjść, bo mają jakieś nowe informacje.
Skwaszony
wyraz mojej rodzicielki zawsze zarezerwowany był przy rozmowach na temat
shinobi. Do dzisiaj nie mogła się pogodzić z tym, że wybrałam taką a nie inną
drogę. A zwłaszcza po powrocie z tej „misji”. Raczej już zawsze będzie
sceptycznie do tego nastawiona.
Energicznie,
jak na mój stan, wybiegłam z kuchni zmierzając do pokoju. Zastosowałam się do
nakazów matki i przebierając się w cieplejsze rzeczy wyszłam z domu kierując
się do rezydencji braci Uchiha.
Od razu
domyślałam się, że może chodzić o Akumu, bo o co innego. Teraz to jest jeden z
tematów, którym władze wiosek żyjąc i próbują rozwiązać.
Zatrzasnęłam
drzwi, a chłodny wiatr zaczął silnie chuchać. Gdyby nie ta irytująca ciekawość
połączona z chęcią zaczerpnięcia świeżego powietrza, zapewne zaczęłabym jeść
ten obiad zamiast przeciskać się między mieszkańcami wioski. Widząc z daleka
niedawno poznane mury przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku.
Zapukałam
w drzwi, choć najchętniej bym je wyważyła i dowiedzieć się czegoś nowego. Od
progu zawitał mnie Itachi, który wpatrywał się we mnie niczym w ducha. Gdy
odsunął się bardziej od wejścia wparowałam do środka rozglądając się w każdą
możliwą stronę.
- Spokojnie, nie ma go. O ile dobrze pamiętam,
Naruto go wyciągnął na miasto.
Brunet
po zamknięciu drzwi skierował się do salonu, gdzie również i ja poszłam.
Usiadłam na wygodnej sobie, a Uchiha grzebał patykiem w rozpalonym kominku.
- Nadal jest chłodno, a ty jeszcze wyszłaś
chora. Jesteś nierozważna…
Buchnęłam
urażona bardziej zatapiając się w swoim wełnianym szalu. Odgarnęłam jedynie kosmyk włosów, który
dyndał cały czas przed moimi oczami.
- Mówiłeś, że mam jak najszybciej przyjść,
więc jestem. To, że jeszcze trochę choruję nie oznacza kolejnych dni spędzonych
w domu.
Po tych
słowach oczywiście musiałam zakaszleć. A jakże by inaczej! Ciało zawsze musi
buntować się przeciw mnie!
Czarnooki
spojrzał na mnie zza ramienia, zaprzestając poruszania drewna. Jednak to nie
trwało długo. Po chwili znowu wlepił oczy w ogień. Ja natomiast niespokojnie
wierciłam się na sofie próbując pozbyć się guli w gardle.
- Miałaś rację.
Zaprzestałam
walki z wkurzającym problemem i zdziwiona wpatrywałam się w plecy gospodarza,
na których dumnie widniał znak klanu Uchiha.
Nie potrafiłam
zrozumieć, o co mogło mu chodzić. W czym miałam niby mieć racje, że to aż takie
ważne?
Chrząknęłam
parę razy dając mu do zrozumienia, by kontynuował. On jednak niby tego nie
słyszał i nadal patykiem szturchał kłody. Zaczęłam się tym powoli irytować.
Kaszlnęłam głośno, co dopiero wzbudziło jakąś jego reakcję.
- Pójdę ci zrobić herbaty. Nie chcemy, byś
jeszcze bardziej zachorowała. Tym bardziej, że jesteś nam potrzebna.
Niby od
niechcenia ruszył w kierunku kuchni, a ja ze zdenerwowaniem wypisanym na
twarzy, poszłam za nim. Usiadłam na krzesełku spoglądając na bruneta
przeszukującego szafki.
Teraz
czułam się jeszcze dziwniej. Do czego im jestem potrzebna?! Ja- niezbyt silna
medic-ninja, która uwielbia ciągnąć za sobą problemy i kłopoty. Więc dlaczego
mnie chcą ode mnie? I przede wszystkim, co oni planują zrobić?
- Może mi tak łaskawie wytłumaczysz, po co
jestem wam potrzebna i w czym miałam racje?!
Zakryłam
nos pod szalem zdając sobie sprawę, że zbyt bardzo się poniosłam.
- Akumu polują na ludzi, a nie zabijają bez
przyczyny. Z tego, czego się dowiedzieliśmy posiadają książkę podobną do naszej
księgi BINGO.
Duma
mnie od środka rozpierała. Nienawidziłam jednak uczucia, że jednak nadal
jesteśmy w martwym punkcie, z którego się trudno będzie rozwiązać. To, że wiemy
o istnieniu jakiejś tam kupy papieru nie oznacza naszego zwycięstwa. Bardziej
to pokazuje jak w beznadziejnej sytuacji się znajdujemy, że jakaś grupa zabija
bezkarnie ludzi.
Czy to nie jest oznaka naszej
bezsilności przeciw nim?
- W każdym bądź razie próbujemy naszych
szpiegów wepchać do nich. Niestety, nie wiemy zbyt dużo, co się równa z tym, że
nie wiemy, gdzie mogą się zgłosić. Jeśli uda nam się zdobyć tą książkę będziemy
mogli zapobiec ich planowi.
- Jednak nadal nie wyjaśniłeś mi,
do czego ja jestem wam potrzebna.
Nie wiedziałam, co spowodowało
tak nagły paraliż u mężczyzny. Też czuje poziom, jaki ta sprawa przybiera? I
pomyśleć, że to dopiero początek całej historii. W chwilach takich jak ta mam
ochotę zostawić wszystko tak jak jest i uciec tam, gdzie nic mnie nie
dosięgnie. Brak problemów i monotonność dnia. Dwie rzeczy, których już od
prawie sześciu lat nie potrafiłam zaznać.
Uchiha postawił wodę na gaz, a
sam oparł się o wysepkę kuchenną oglądając wszystko inne oprócz mnie. Nie, żeby
mi to przeszkadzało, ale jednak. Wolałabym wy bardziej zwrócił na mnie uwagę, a
zwłaszcza kiedy próbuje mi coś ważnego przekazać.
- Mówiłaś, że spotkali się w okolicy Kraju
Lasów. Z tego, co opowiadałaś Naruto, znasz dość dobrze te tereny. Konoha
praktycznie się tam nie zapuszcza, więc nie wiemy za dużo o tamtym miejscu,
dlatego będziesz naszym… - brunet zaczął przekręcać chaotycznie oczami. Aż w
końcu zatrzymał się za okiennym krajobrazem - … przewodnikiem? To raczej dobre
określenie.
Ulga spłynęła gwałtownie po mnie,
a serce zwolniło swoje tempo. Bałam się, ale właściwie nie potrafiłam określić
dokładnie czego. Trudnych przeciwników, przerastającej mnie misji czy tym, że
mogę stracić własne życie. Przynajmniej dopóki siedzę w wiosce to ostatnie tak
szybko mnie nie złapie.
- Chcesz przez to powiedzieć, że Wioska Lasu
może mieć coś wspólnego z Akumu?
Odpowiedzią było jedynie
skinienie głowy. Ja spuściłam głowę.
- Myślisz, że Ki też może być wmieszana w to
bagno.
Od
kilku lat obie te wioski mają ze sobą wręcz wspaniałe relacje. Nie licząc mnie,
to tylko mieszkańcom Lasu pozwalano wejść. Jak jedno czegoś potrzebowało to
drugie mu pomagało. Przyjacielskie kontakty mogą doprowadzić do tego, że
wioska, która mogłaby stać się moim drugim domem, morduje ludzi?
- Nie jest to wykluczone, ale również na razie
ich skreślać nie będziemy. To, że są zaprzyjaźnione nie przesądza wszystkiego.
I choć chciałam
wierzyć w jego słowa, nie potrafiłam. Czułam się w tym momencie zdradzona. Tak
bardzo myliłam się co do nich. Nawet, jeśli nie miałam w stu procentach
gwarancji, że należą do Akumu, to mimo tego wątpiłam w ich niewinność.
- W każdym bądź razie mamy plan by za kilka
miesięcy wyruszyć. Musimy jednak zrobić kilka rzeczy zanim to zrobimy.
Nagle
poważna mina bruneta nabrała przyjemniejszych rys, a na twarzy zawitał
przyjazny uśmiech. Zalał herbaty, po czym zasiadł na krzesełku naprzeciwko mnie
podając mi kubek.
- Mianowicie, możecie mnie wtajemniczyć w wasze
„niecne” plany?
Jego
łagodna twarz zapewniała mnie, że to straszne nie jest, ale i tak mi coś w tym
się nie podobało. Jakby miał ukryty cel.
- Jedna prawa jest oczywista. Mianowicie
chodzi o Sasuke…
Palec
przyłożyłam do ust, a potem machałam ręką by mówił dalej, niezwiązanego z
Sasuke. Niech oszczędzi sobie wywodu na temat swojego brata, którego bałam się
spotkać. Jakoś nadal nie potrafię wyrzucić z głowy naszych prób wzajemnego
mordu.
- Druga sprawa jest tak, że Kraj Lasów może
być niebezpieczny. Jak to w życiu bywa, trzeba się będzie umieć przed nimi
bronić…
Uchiha
wbrew przekonaniu jeszcze bardziej się uśmiechnął. Moja mina za to całkowicie
odzwierciedlała moje myśli. Co on ma na myśli?!
- Czyli chcecie kogoś zrekrutować do grupy?
Pierwsza
lepsza myśl, która wpadła mi do głowy. Niestety, kiedy Itachi zaczął kręcić
głową wiedziałam, że spudłowałam.
- Będzie nas niewiele, a przynajmniej nie
więcej niż 10. Dokładniej będziemy ustalać później.
Dobrze
wiedzieć tylko nie rozumiem, czemu nie powie od razu, co ma na myśli. Co
prawda, moje szare komórki po takiej długiej przerwie powinny się trochę
wysilić. Ale ja nawet nie wiem, czego mogę się spodziewać po umyślne tak
silnego shinobi. Chyba, że to byłby pomysł Naruto.
- Kto to wymyślił?
Burknęłam
pod nosem, co spotkało się ze zdezorientowaną miną gospodarza. Długo to jednak
nie trwało i po chwili wszystko wróciło do stanu sprzed chwili. Złapałam za
kubek z ciepłą herbatą popijając drobnymi łyczkami.
- Nie wiem, jakie to ma znaczenie.
- Jak dla mnie duże. Bo jeśli to Naruto
wymyślił to będzie mi lepiej zgadnąć, o co chodzi.
Westchnięcie
Uchihy było dla mnie w tym momencie nie do odgadnięcia. W końcu od zawsze Itachi
stanowili dla mnie wielką zagadkę, więc skąd miałam wiedzieć jak zareaguje, a
co dopiero, co mu w głowie świta.
- Naruto wymyślił, a ja zgłosiłem się na
ochotnika.
Teraz
już w ogóle nie rozumiałam jego toku myślenia. Zgłosił się na ochotnika, ale na
co i po co?
Jak ja uwielbiam zgadywać, co ludzie mają na
myśli!
- Nie lubię zgadywanek. Zresztą niespodzianek
też nie. Dlatego z łaski swojej, powiedz mi, co nasz Wielebny wymyślił.
Próbowałam
swoją poważną postawą pokazać, że to nie są przelewki. Każda osoba, która mnie
dobrze zna zdaje sobie sprawę, że umiejętności aktorskie są na niskim poziomie.
Skutkowało to salwą śmiechu bruneta.
- Nie śmiej się tak, tylko mów!
Moja
frustracja jednak nie poskutkowała w całości, bo pan Najsilniejszy z Klanu
nadal rechotał po nosem. Buchnęłam na niego obrażona i ze skrzyżowałam ręcę.
Niech nie myśli, że mi się to podoba!
- Już nie wyglądasz na tak strasznie chorą.
Nie ma co się z resztą tak bulwersować. Po prostu zabawna jesteś.
Zmrużyłam
oczy i spojrzeniem mordercy obserwowałam wygiętą w uśmiechu twarz Uchihy.
A czy
to, że jestem zabawna ma być z jego strony komplementem czy raczej przeciwnie?
- To mów od razu, o co wam chodzi, bo chcę
wrócić do domu.
Cień
czegoś podobnego do smutku połączonej z tęsknotą przejawił się na jego twarzy, ale
szybko jednak się ulotnił. Zgadywać nie trzeba było za bardzo. Na mnie w domu
czekają rodzice, których on już nie posiada. Jedynie, co mu pozostało, to
Sasuke.
- Co ty na to, żebyś zaczęła trenować pod
czyimś okiem? Bo wiesz… medycy raczej się nie uczą za bardzo walczyć, więc...
Byłam
zażenowana. Jak dla mnie to cios w policzek, który skutecznie uraził moją dumę.
Właśnie mi zasugerował, że medycy nie umieją walczyć. A to bezczelny drań! Może
i jest w tym cień prawdy to jednak powinien inaczej się wyrazić.
- Nieprawda! Potrafimy, ale nie tak dobrze jak
inni. My się specjalizujemy w czymś innym.
Swoje
zdanie musiałam mu powiedzieć, bo oczywiście nie pasowała mi to jak o nas,
medykach, myśli. Ja potrafiłam walczyć wykorzystując do tego swoją siłę.
- Nieważne…
- Dla mnie to jest ważne!
Pokręcił
głową i zakrył oczy dłonią. Sama miałam ochotę zapaść się pod ziemie, bo ta
rozmowa jakoś dziwnie wyglądała. A tu idziemy z tekstem o herbacie, potem
zgadywanka, a teraz wymieniamy nasze zdanie na temat, co potrafią medycy, a
czego nie. Rozmowa zmierza nie w tym kierunku, co trzeba.
- Dobrze, niech ci będzie. Wystarczy, że
dzisiaj się pokłóciłem z Sasuke, więc z tobą nie chce.
W tej
chwili jego problemy z bratem mało mnie interesowały. Tym bardziej, że słabo
ich znałam, a tok ich myślenia był dla mnie niepojęty, więc powody ich kłótni
mogły być równie niezrozumiałe.
- To możesz mi teraz powiedzieć, na czym to
„genialny” plan wyszkolenia polega, że zgłosiłeś się na ochotnika?
Jego
usta znów się wykrzywiły w ten uśmiech, który w chwili obecnej powodował u mnie
napady białej gorączki połączone z chęcią zniwelowania dobrego humorku u pana
Uchihy. Cały czas się uśmiechał, a przynajmniej praktycznie zawsze przy mnie.
Podobnie jak Naruto. Teraz się zastanawiam, który może być gorszy.
- W Wiosce Lasów może być niebezpiecznie,
dlatego musisz się nauczyć samoobrony, a najlepiej jakbyś rozwinęła bardziej
swoją paletę możliwości…
Westchnęłam
i zażenowana, rozpłaszczając się na blacie stołu. Przynajmniej nie czuję się
winna tym, że co chwila zmieniam temat. W końcu teraz to on zaczyna gadać to,
co raczej już zdążyłam z niego wyciągnąć.
- A pomijając atrybuty malarskie, możesz w
końcu łaskawie wyjaśnić swój plan, zamiast powtarzać to, co już wiem?
Chrząknął
i oparł swoją głowę na dłoniach. Początkowo przyglądał się mnie jakby szukał we
mnie potencjalnej ofiary. I po dwóch minutach ciszy wyprostował się ponownie
się uśmiechnął, i gdyby nie ściana, zapewne spadłabym z krzesła.
- Postanowiliśmy, że będę cię trenować.
Od Autora: Głupio mi jak nie wiem, że
tyle zajęło mi napisanie tego. Ale wiadomo, szkoła jeden z problemów młodzieży.
Na szczęście połowa najgorszego jest za
mną i teraz powinno się polepszyć. Co najzabawniejsze, tydzień temu w weekend
zachorowałam. Czyli tydzień po napisaniu o chorobie. Najdziwniejsze jednak było
to, że od 8 lat nie byłam tak chora. Widocznie będę musiała częściej pisać o
chorobach…
W takim
razie jest rozdział jest i mam nadzieje, że następny ukarze się szybciej. Pozdrawiam!