sobota, 15 lutego 2014

VIII. Deja vu

                Odór alkoholu pomieszany z dymem papierosowym roznosił się wszędzie. Nawet na balkonie nadal czułam, jakby coś mnie non stop gryzło w nos. W końcu, gdy udało mi się wydostać z tłumu podpitych ludzi, mogłam wziąć choć minimalną dawkę świeżego powietrza. Już nie wspomnę o dodatkowym polu do swobodnego poruszania.
                Nadal byłam wściekła na Uzumakiego, który obiecywał mi, że będzie zaledwie dwadzieścia osób. Na moje nieszczęście, blondyn postanowił w swojej wypowiedzi nie uwzględnić jeszcze jednego zera.
                Zadziwiające jest jednak to, że dom jeszcze stoi w jednym kawałku.
                Oparłam się o balustradę czując lekki ból głowy. Kieliszek z niedopitym winem wylądował kilka centymetrów ode mnie. Głowę spuściłam w dół, gdzie utkwiłam wzrok w ozdobnych krzakach.
                 - Ktoś tu za dużo wypił.
                Obróciłam głowę w stronę przybysza, który wziął moją lampkę i bezczelnie wylał resztę. Nie wiem czy uznać to za troskę, jaką teraz postanowił mi okazać Inuzuka, czy raczej woli zaskoczyć mnie czymś innym?
                 - Pijana jeszcze nie jestem. A przynajmniej chodzić jeszcze potrafię…
                Wyprostowałam się, pomimo nieznośnego uścisku w głowie. Szatyn zachichotał jedynie i nakazał ruchem ręki podparcia się balustrady obok niego.
                W powietrzu czułam, że Kiba nie przychodzi na przyjacielskie pogaduszki po latach. Czarne oczy skupione były na pewnym miejscu, a właściwie na pewnej osobie, która jako jedyna nie przewracała się wśród tłumu „tańczących” osób.
                Korciło mnie, by spojrzeć przez ramię i upewnić się, jaki temat planuje zacząć psiarz. Moja droga do balustrady nie była długa, a po zajęciu miejsce odnalazłam obiekt rozmowy - Itachi Uchiha!
                 - Jak się trzymasz po powrocie do Konohy?
                Jego pytanie wytrąciło mnie kompletnie z rytmu. W głowie miałam już ułożonych kilka możliwych odpowiedzi na niektóre pytania. A tu proszę! Pytanie, którego bym się bardziej spodziewała na początku imprezy niż przed wyczekiwanym, przeze mnie, końcem.
                 - Zgaduję, że tak naprawdę nie o tym chcesz rozmawiać.
                Szum głowy nie sprzyjał poważnej mimice twarzy, która wolała bardziej wygiąć się w bólu.
                 - Wszyscy wiemy, że Naruto jest głupi… - Zaciekawiło mnie jego pierwsze zdanie. Nie odzywałam się i machnęłam tylko głową na znak, by kontynuował swoją myśl. - Co prawda zmądrzał, od kiedy ożenił się z Hinatą i został Hokage, ale czy idiotyzmem nie było przyjęcie tych kryminalistów z powrotem do wioski?!
                Głos przesiąknięty jadem i, w jakimś stopniu, wściekłością, rozniósł się cicho po balkonie.  Muzyka stała się nagle głośniejsza, a wiatr coraz mocniej poruszał liśćmi, co dodawało jeszcze więcej hałasu.
                Serce nagle wskoczyło do gardła i biło szybkim tempem. Mogłam się spodziewać. Właściwie, to było do przewidzenia, że rozmowa zejdzie na ten tor, ale nie potrafię zrozumieć, czemu stresowałam się bardziej niż przy egzaminie na Chuunina.
                Głębokim westchnięciem próbowałam zatuszować swoje zdenerwowanie, co widocznie mi się udało, bo nie zostałam w jakikolwiek sposób skomentowana przez Inuzukę.
                 - I co w związku z tym?
                Odpowiedź na szybko, która miała odwieść chociażby na chwilę szatyna od wątku mojego zdania na temat postępowania Uzumakiego. To pytanie i tak w końcu padnie, ale wolałam, jak na razie, omijać ten temat tak samo jak młodszego z braci Uchiha.
                Oburzenie wymalowało się na twarzy mojego towarzysza, który oprócz zapewnienia dreszczy swoją aurą, obdarzył mnie jeszcze oskarżającym spojrzeniem.
                 - To kryminaliści! Co z tego, że niby pomogli nam na wojnie, skoro wcześniej sami zabijali nie tylko naszych ludzi, ale również niewinnych cywilów! Kryminalista zawsze pozostanie kryminalistą!
                W głowie przewinął się moment mojego wtargnięcia na (jeszcze) wczorajszą naradę. Te same słowa, ale wypowiedziane w innym miejscu, w innym czasie i przy innej rozmowie. Żołądek znajomo fiknął, a serce wdrapało się jeszcze wyżej.
                Sumienie mnie teraz gryzło, a na dodatek głowa jeszcze bardziej dawała się o sobie przypominać. Wewnętrzna walka między drużyną, która chciała obronić nieszczęsne rodzeństwo przeciw wojsku gromiącym pozytywne uczucia do Uchihów, ale głownie do Sasuke.
                 - A nie uważasz, że ludzie mogą popełnić błędy? W końcu każdy je musi przecież popełnić…
                Nagle w głowie pojawił mi się obraz stojącego, tuż przede mną, Uchihy. Cytowanie niektórych zwrotów nie działało pozytywnie na moje samopoczucie, więc starałam się w jakikolwiek sposób sformułować je inaczej. Jednak by miały ten sama sens.
                 - Czy ty ich bro…
                 - Nie bronię ich, ale patrzę z logicznego punktu widzenia.
                Nastała cisza uspakajająca mnie cisza, ale również jeszcze bardziej denerwująca. Inuzuka, który przez kilka minut w tępym spojrzeniem obserwował niebo, oberwał się od dotychczasowego oparcia i ruszył wolnym krokiem w kierunku podpitych gości.
                 - Logika nakazuje trzymanie się od takich ludzi z daleka. Chyba, że nie masz już chęci do życia.
                Zanim się zorientowałam, mój rozmówca zlał się ze zbiorowiskiem. Chciałam ruszyć za nim, ale smród fajek stanowił pewną barierę, której nie potrafię przejść. Z tego powodu stałam w tym samym miejscu, nie ruszając się chociażby milimetr.
                Dopiero po dłuższej chwili schowałam twarz w dłoniach, a do oczu cisnęły się łzy.
                Dlaczego tak musi być, że w Ki nigdy nie płakałam. Tam było zbyt spokojnie by przeżywać jakieś zawody czy zaburzenia emocjonalne. Ogromna Konoha za to powodowała oba ta czynniki. Choć winę również mogę zwalić na nieszczęsne wydarzenia, jak również zmiany, jakie zaszły od powrotu do wioski.
                Chciałabym wyzbyć się tych buzujących emocji. W takich momentach żałuję, że nie mieszkam nadal w Ki!




                Wczoraj widząc mój stan, w jakim wróciłam do domu, jak również promile, w jakie siebie wlałam, nie mogłam się spodziewać takiego bólu głowy. Choć w tym momencie winowajcą mogła być wczorajsza wewnętrzna wojna lub niewyspana noc.
                Po krótkiej drzemce wstałam i od razu skierowałam się na dół, gdzie powitał mnie ten sam obrazek, co każdego dnia. Mama, w swojej tradycji, stała i gotowała obiad, natomiast tata jak zwykle miał wzrok wlepiony w czarno-białe kartki.
                 - Witaj, jak po imprezie?
                Uśmiechnięta Mebuki przywitała mnie z małą miską wypełnioną jakimiś warzywami oraz kubkiem gorącej herbaty ryżowej. Bez jakiegokolwiek odzewu usiadłam przed talerzem i starałam się połknąć cokolwiek.
                 - Widzę, że jednak udana…
                Nie, nie była udana!
                Pierwsze słowa, jakie cisnęły mi się na usta. Siedziałam cicho, gdy mama zaczęła opowiadać o kolejnym dziecku znajomej. Potem ględziła na temat urodzin sąsiadki, a skończyła na pytaniach skierowanych w moją stronę.
                 - A kiedy przyjdzie Itachi albo Sasuke?
                Musiała poznać ich imiona jak wpadli do mnie wczoraj do domu. Uśmiech mojej rodzicielki tylko jeszcze bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że żyję w jakimś trójkącie miłosnym i mam dylemat, za który się mam brać.
                Czy jak ja wyglądam jak nastolatka żyjąca w tanim romansidle?!
                 - Mam nadzieje, że nigdy! I weź im już daj spokój. Nie miałam, nie mam i w najbliższym czasie nie planuje mieć chłopaka.
                Usłyszałam tylko jej fuknięcie i dźwięk odsuwanego krzesła. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że dotąd zaczytany opiekun postanowił w końcu podnieść się z siedziska. 
                 - Zrozum matkę. Masz już dwadzieścia jeden lat, a wokół ciebie coraz więcej mężczyzn. Ona po prostu nie może się doczekać wnuków. Podobnie jak ja.
                Westchnęłam tylko chwilę próbując uspokoić nerwy, a jednocześnie by przystosować się do informacji.
                Z tego, co mi opowiadali w dzieciństwie, oni wzięli ślub, gdy obojgu wybiła dwudziestka. Co prawda mnie urodzili dopiero po pięciu latach, ale oni widocznie już chcą się nacieszyć gromadką hałaśliwych dzieci.
                Wiedziałam, że macierzyństwo w obecnej chwili nie było dobrym pomysłem dla mnie. Argumentem ostateczny to fakt, że układać sobie życia nie można z byle kim. A jak na razie nie widzę w swoim otoczeniu żadnego kandydata. Za to oni widzą ich na każdym kroku.
                 - Obiecuję wam, że jak sobie kogoś znajdę lub będę miała dzieci, to was o tym poinformuję. Do tego czasu nie zadawajcie mi tych pytań.
                Rozmowa się urwała, a każdy zajął się czymś innym. Rodzice zajęli się swoimi codziennymi obowiązkami, a mnie ciekawość postanowiła zaprowadzić pod same drzwi domu Uzumakich. Z grzeczności zapukałam w drzwi, ale ostatecznie i tak weszłam sama.
                Odór już nie gryzł tak jak wczoraj, ale nadal był mocno wyczuwalny, a miejscami leżeli jacyś ludzie. Wśród nich wypatrzyłam blondyna, smacznie chrapiącego tuż przy stole.
                 - Wstawaj!
                Oprócz gospodarza, wybudziłam jeszcze kilku gości, którzy w tym momencie próbowali mnie usunąć za pomocą nienawistnych spojrzeń. Bezskutecznie, bo nadal stałam i obserwowałam wstającego blondyna, który masował miejsce, gdzie wcześniej uderzył stół.
                 - O, już wstałaś. Nie widziałaś przypadkiem Sasuke?
                 - Nie, nawet go nie było tu.
                I nagle, jak na złość, do salonu wszedł młody Uchiha. Przywitał się z nami jakimś półsłówkiem i lustrował salon, który teraz wyglądał jak pole bitwy. Brakowało jedynie kilku dziur i litrów krwi.
                 - Czemu nie przyszedłeś na imprezę?
                Uzumaki, już wyprostowany, uwiesił się na ramieniu bruneta.
                 - Byłem.
                Jak on może?!
                Jestem święcie przekonana! Nie było go! W końcu nie po to przez pierwsze pół godziny chodziłam po domu szukając jego wśród tłumu. Zawsze był tylko jego brat. Nawet przed wyjściem sprawdzałam!
                A teraz on go okłamuje! Co za bezczelność!
                 - Widocznie Sakurcia nie zauważyła cię.
                Uśmiech Naruto automatycznie się poszerzył, a ja postanowiłam odejść od tego duetu, czując się przy tej dwójce jak dziecko, które nigdy nie ma racji. Postanowiłam pójść na górę i poszukać Hinaty. Chciałam uniknąć kłótni, która zapewne zaraz wybuchnie, powodując przebudzenie wszystkich śpiących.
                Granatowłosą znalazłam w kuchni, która zaczęła robić herbatę.
                 -Cześć, Hinata! Tak teraz wchodzę i myślę, że będziesz miała pełne ręce roboty.
                Mimika kobiety wyglądała mi bardziej, jakby chciała mnie przeprosić za całe zło świata niż poinformować o robocie, jaka ją czeka do końca dnia.
                 - Chcesz herbaty?
                Pokiwałam głową i usadowiłam się na wysepce kuchennej, niedaleko dwóch kubków wypełnionych liśćmi.
                Chciałam przerwać jakoś tą ciszę, ale żaden temat w tym momencie mi się nie nasuwał. Najchętniej wygadałabym się jakiejś osobie o targających mną uczuciach względem braci. Idealna nadawała się tylko w tym momencie Taida, która zapewnię spała sobie smacznie oddalona ode mnie o jakieś kilkadziesiąt kilometrów. Tylko ona potrafiła przybrać postać bezstronnego widza.
                 - Planujecie mieć dzieci?
                Do głowy przyszła mi rozmowa z rodzicami. Małżeństwo Uzumakich też się pobrało zaraz po osiągnięciu pełnoletności, ale znając wiedzę Naruto na temat stosunków fizycznych między kobietą a mężczyzną, nie zdziwiłabym się, gdyby nagle wśród mieszkańców rozchodziła się plotka o narodzinach ich dziecka.
                Zaśmiałam się z jej czerwonej twarzy. Oni byli naprawdę jak ogień i woda, aż dziw, że są wstanie ze sobą dogadać. Choć chętnie zobaczyłabym jak to między niby bywa, gdy nikt nie patrzy.
                 - Na razie nie. Naruto się boi, że przez Akumu wybuchnie kolejna wojna i nie chce ryzykować.
                Dostałam parujący kubek, a na jego wierzchu unosiły się liście, którym poświęciłam dużą uwagę.
                 - A myślisz, że Ki może być ich częścią?
                Czy to nie było oczywiste?!
                Mała, odizolowana wioska, która ma dobre stosunki w kraju, gdzie panoszą się członkowie tej grupy. Idealni podejrzani! A ja głupio miałam nadzieje, że tak nie jest.
                To mógłby tylko przypadek!
                 - Nie jest to wykluczone, ale istnieje cień szansy, że nie są w to wmieszani.
                 Podniosłam wzrok z fusów na okno, doszukując się tego cienia szansy.
                 - No właśnie. Tylko cień. Ale duży procent przemawia za tym, że oni są ich częścią.
                I znowu nastała kolejna cisza, która pozwoliła dojść mi do jednego wniosku.
                Jeśli jest coś, dzięki czemu uda mi się udowodnić niewinność Ki, to to znajdę. W najgorszym wypadku ludzie, których kiedyś uważałam i gdzieś tam w głębi nadal byli dla mnie jak druga rodzina, staną się dla mnie wrogami.
                Innej opcji nie widziałam.
                 - Co tu taka przygnębiająca atmosfera?
                Za Naruto, oprócz Sasuke, wlókł się Sai i Itachi. Cała czwórka zasiadł do stołu i czekała, aż im jakaś wróżka poda śniadanie. Tą wróżką była Hinata, która zerwała się jak do biegu, podając im po dwóch minutach jakieś jedzenie.
                Ja za to nie ruszyłam się z blatu i popijając od czasu napar, obserwowałam obżerających się chłopaków. Tak naprawdę to tylko blondyn jadł jak opętany, a reszta zachowała jakieś oznaki dobrych manier.
                 - Co dzisiaj będziesz robić?
                Odezwał się do mnie starszy z braci, który pierwszy skończył swoje śniadanie.
                Na ustach miał jakiś niebezpieczny uśmiech, który mówił sam za siebie „Mam dla ciebie niespodziankę!”.
                 - Zapewne pomogę Hinacie w sprzątaniu domu, co przypuszczalnie zajmie cały dzień.
                Uśmieszek nadal nie schodził z jego twarzy. Zamiast tego spojrzał się na całe męskie zgromadzenie.
 Wyczuwałam spisek!
W głowie próbowałam przypomnieć sobie, z jakiej okazji mogliby coś przede mną ukrywać. Do urodzin jeszcze daleko, tak samo jak to reszty rocznic, wiążących się w jakimiś etapami mojego życia. Ale każda albo już minęła, albo była za minimalnie miesiąc.
Zostaje opcja, że to nie dla mnie.
 - Idę trenować.
I gdyby nie fakt, że za nim ruszyła reszta łącznie z panią Uzumaki, w cale by mnie to nie zdziwiło. Granatowłosa dopiero po chwili wróciła z jakimiś ściereczkami, miotłą i mopem.
Przez ogromne okno zauważyłam, że tak naprawdę nie kierowali się wcale w kierunku pola treningowego. Chyba, że Naruto nagle wymyślił, że w centrum wioski powinno się znaleźć jakieś jedna strefa do szkolenia umiejętności. Ale na tyle to on głupi nie był? Prawda?
 - Czy tylko ja mam wrażenie, że to oni coś ukrywają?
Zdezorientowany wzrok utkwiła na znikających sylwetkach. Miałam nadzieje, że w końcu się dowiem, co jest takiego tajnego, że przede mną ukrywają.
 - Nie wiem. On mi nie mówi o takich sprawach.
Nie byłam zawiedziona, bo wiedziałam, że tak będzie. Nawet jeśli by wiedziała to i tak by milczała. Tak naprawdę nie oczekiwałam od niej odpowiedzi. Po prostu potraktowałam to jak pytanie retoryczne.
Ale nie podoba mi się, że oni przede mną coś ukrywają i zapewne nie byłabym sobą, gdybym zostawiła tą sprawę bez wetknięcia w niej nosa.


OD AUTORA: 1,5 miesiąca minęło, a jak dla mnie to niecały tydzień. No ostatecznie spięłam swoje piękne cztery literki i napisałam. Jestem dumna z tej notki i nie wiem, dlaczego, ale jestem.
 No i to, za co już się wzięłam i powoli kończę, to tak zwane „Lista podejrzanych”. Będą tam wypisane wszystkie stworzone przeze mnie postacie na potrzeby bloga, jak również i krótkie informacje na temat wiosek i organizacji <Akumu nie będzie jedyną grupą w opowiadaniu i to mogę zdradzić>.  Problem polega na tym, że nie wiem, od kiedy to zacznie istnieć, ale przed lipcem już na bank powinno się pojawić.
W dodatku zaczęłam robić swój własny szablon, a że to moje pierwsze takie spotkanie z grafiką komputerową, więc nie opublikuje go <chyba>. Nie wiem, jakim cudem, ale z ciemnego stał się różowy…
I ostatecznie zaplanowałam do końca całą fabułę. Jedyna moja obawa, że historia może być zbyt poplątana i wiele ludzi może jej nie zrozumieć. To opowiadanie tak naprawdę powstało, nie tylko, dlatego że uwielbiam pisać SasuSaku, ale również sprawdzenie czy jednak potrafię zaskoczyć ludzi. Głównie mi chodzi o przywódcach Akumu niż o samych jego członków. Dlatego ucieszyłabym się, gdybyście raz na jakiś czas napisali, kogo podejrzewacie o dowodzenie, jak również o ich celach. I tak dla chętnych: Jakie są wasze ulubione postacie? Sama jestem ciekawa tego, bo nie wszystkie swoje postacie lubię <może dlatego, że wiem do kogo się nie przywiązywać i kto jest ten zły>.
I tak na koniec dziękuje Anonimkowi, który jakoś poruszył moim serduszkiem i jeszcze z większą chęcią mi się chciało pisać.
No i to powinno być na tyle. Mam nadzieje, że ta moja długa przerw nie sprawiła, że wam odechciewa się to czytać. Teraz na pewno szybciej napisze, a w międzyczasie postaram się coś zrobić z szablonem i stronami.

Pozdrawiam!