Odór
alkoholu pomieszany z dymem papierosowym roznosił się wszędzie. Nawet na
balkonie nadal czułam, jakby coś mnie non stop gryzło w nos. W końcu, gdy udało
mi się wydostać z tłumu podpitych ludzi, mogłam wziąć choć minimalną dawkę
świeżego powietrza. Już nie wspomnę o dodatkowym polu do swobodnego poruszania.
Nadal
byłam wściekła na Uzumakiego, który obiecywał mi, że będzie zaledwie
dwadzieścia osób. Na moje nieszczęście, blondyn postanowił w swojej wypowiedzi
nie uwzględnić jeszcze jednego zera.
Zadziwiające
jest jednak to, że dom jeszcze stoi w jednym kawałku.
Oparłam
się o balustradę czując lekki ból głowy. Kieliszek z niedopitym winem wylądował
kilka centymetrów ode mnie. Głowę spuściłam w dół, gdzie utkwiłam wzrok w
ozdobnych krzakach.
- Ktoś tu za dużo wypił.
Obróciłam
głowę w stronę przybysza, który wziął moją lampkę i bezczelnie wylał resztę. Nie
wiem czy uznać to za troskę, jaką teraz postanowił mi okazać Inuzuka, czy
raczej woli zaskoczyć mnie czymś innym?
- Pijana jeszcze nie jestem. A przynajmniej
chodzić jeszcze potrafię…
Wyprostowałam
się, pomimo nieznośnego uścisku w głowie. Szatyn zachichotał jedynie i nakazał
ruchem ręki podparcia się balustrady obok niego.
W
powietrzu czułam, że Kiba nie przychodzi na przyjacielskie pogaduszki po
latach. Czarne oczy skupione były na pewnym miejscu, a właściwie na pewnej
osobie, która jako jedyna nie przewracała się wśród tłumu „tańczących” osób.
Korciło
mnie, by spojrzeć przez ramię i upewnić się, jaki temat planuje zacząć psiarz.
Moja droga do balustrady nie była długa, a po zajęciu miejsce odnalazłam obiekt
rozmowy - Itachi Uchiha!
- Jak się trzymasz po powrocie do Konohy?
Jego
pytanie wytrąciło mnie kompletnie z rytmu. W głowie miałam już ułożonych kilka
możliwych odpowiedzi na niektóre pytania. A tu proszę! Pytanie, którego bym się
bardziej spodziewała na początku imprezy niż przed wyczekiwanym, przeze mnie,
końcem.
- Zgaduję, że tak naprawdę nie o tym chcesz
rozmawiać.
Szum
głowy nie sprzyjał poważnej mimice twarzy, która wolała bardziej wygiąć się w
bólu.
- Wszyscy wiemy, że Naruto jest głupi… -
Zaciekawiło mnie jego pierwsze zdanie. Nie odzywałam się i machnęłam tylko
głową na znak, by kontynuował swoją myśl. - Co prawda zmądrzał, od kiedy ożenił
się z Hinatą i został Hokage, ale czy idiotyzmem nie było przyjęcie tych
kryminalistów z powrotem do wioski?!
Głos
przesiąknięty jadem i, w jakimś stopniu, wściekłością, rozniósł się cicho po
balkonie. Muzyka stała się nagle
głośniejsza, a wiatr coraz mocniej poruszał liśćmi, co dodawało jeszcze więcej
hałasu.
Serce
nagle wskoczyło do gardła i biło szybkim tempem. Mogłam się spodziewać.
Właściwie, to było do przewidzenia, że rozmowa zejdzie na ten tor, ale nie
potrafię zrozumieć, czemu stresowałam się bardziej niż przy egzaminie na Chuunina.
Głębokim
westchnięciem próbowałam zatuszować swoje zdenerwowanie, co widocznie mi się
udało, bo nie zostałam w jakikolwiek sposób skomentowana przez Inuzukę.
- I co w związku z tym?
Odpowiedź
na szybko, która miała odwieść chociażby na chwilę szatyna od wątku mojego
zdania na temat postępowania Uzumakiego. To pytanie i tak w końcu padnie, ale
wolałam, jak na razie, omijać ten temat tak samo jak młodszego z braci Uchiha.
Oburzenie
wymalowało się na twarzy mojego towarzysza, który oprócz zapewnienia dreszczy
swoją aurą, obdarzył mnie jeszcze oskarżającym spojrzeniem.
- To kryminaliści! Co z tego, że niby pomogli
nam na wojnie, skoro wcześniej sami zabijali nie tylko naszych ludzi, ale
również niewinnych cywilów! Kryminalista zawsze pozostanie kryminalistą!
W
głowie przewinął się moment mojego wtargnięcia na (jeszcze) wczorajszą naradę.
Te same słowa, ale wypowiedziane w innym miejscu, w innym czasie i przy innej
rozmowie. Żołądek znajomo fiknął, a serce wdrapało się jeszcze wyżej.
Sumienie
mnie teraz gryzło, a na dodatek głowa jeszcze bardziej dawała się o sobie
przypominać. Wewnętrzna walka między drużyną, która chciała obronić nieszczęsne
rodzeństwo przeciw wojsku gromiącym pozytywne uczucia do Uchihów, ale głownie
do Sasuke.
- A nie uważasz, że ludzie mogą popełnić
błędy? W końcu każdy je musi przecież popełnić…
Nagle w
głowie pojawił mi się obraz stojącego, tuż przede mną, Uchihy. Cytowanie
niektórych zwrotów nie działało pozytywnie na moje samopoczucie, więc starałam
się w jakikolwiek sposób sformułować je inaczej. Jednak by miały ten sama sens.
- Czy ty ich bro…
- Nie bronię ich, ale patrzę z logicznego
punktu widzenia.
Nastała
cisza uspakajająca mnie cisza, ale również jeszcze bardziej denerwująca.
Inuzuka, który przez kilka minut w tępym spojrzeniem obserwował niebo, oberwał
się od dotychczasowego oparcia i ruszył wolnym krokiem w kierunku podpitych
gości.
- Logika nakazuje trzymanie się od takich
ludzi z daleka. Chyba, że nie masz już chęci do życia.
Zanim
się zorientowałam, mój rozmówca zlał się ze zbiorowiskiem. Chciałam ruszyć za
nim, ale smród fajek stanowił pewną barierę, której nie potrafię przejść. Z
tego powodu stałam w tym samym miejscu, nie ruszając się chociażby milimetr.
Dopiero
po dłuższej chwili schowałam twarz w dłoniach, a do oczu cisnęły się łzy.
Dlaczego
tak musi być, że w Ki nigdy nie płakałam. Tam było zbyt spokojnie by przeżywać
jakieś zawody czy zaburzenia emocjonalne. Ogromna Konoha za to powodowała oba
ta czynniki. Choć winę również mogę zwalić na nieszczęsne wydarzenia, jak
również zmiany, jakie zaszły od powrotu do wioski.
Chciałabym
wyzbyć się tych buzujących emocji. W takich momentach żałuję, że nie mieszkam
nadal w Ki!
Wczoraj
widząc mój stan, w jakim wróciłam do domu, jak również promile, w jakie siebie
wlałam, nie mogłam się spodziewać takiego bólu głowy. Choć w tym momencie
winowajcą mogła być wczorajsza wewnętrzna wojna lub niewyspana noc.
Po
krótkiej drzemce wstałam i od razu skierowałam się na dół, gdzie powitał mnie
ten sam obrazek, co każdego dnia. Mama, w swojej tradycji, stała i gotowała
obiad, natomiast tata jak zwykle miał wzrok wlepiony w czarno-białe kartki.
- Witaj, jak po imprezie?
Uśmiechnięta
Mebuki przywitała mnie z małą miską wypełnioną jakimiś warzywami oraz kubkiem
gorącej herbaty ryżowej. Bez jakiegokolwiek odzewu usiadłam przed talerzem i
starałam się połknąć cokolwiek.
- Widzę, że jednak udana…
Nie,
nie była udana!
Pierwsze
słowa, jakie cisnęły mi się na usta. Siedziałam cicho, gdy mama zaczęła opowiadać
o kolejnym dziecku znajomej. Potem ględziła na temat urodzin sąsiadki, a
skończyła na pytaniach skierowanych w moją stronę.
- A kiedy przyjdzie Itachi albo Sasuke?
Musiała
poznać ich imiona jak wpadli do mnie wczoraj do domu. Uśmiech mojej rodzicielki
tylko jeszcze bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że żyję w jakimś
trójkącie miłosnym i mam dylemat, za który się mam brać.
Czy jak
ja wyglądam jak nastolatka żyjąca w tanim romansidle?!
- Mam nadzieje, że nigdy! I weź im już daj
spokój. Nie miałam, nie mam i w najbliższym czasie nie planuje mieć chłopaka.
Usłyszałam
tylko jej fuknięcie i dźwięk odsuwanego krzesła. Dopiero po chwili zdałam sobie
sprawę, że dotąd zaczytany opiekun postanowił w końcu podnieść się z siedziska.
- Zrozum matkę. Masz już dwadzieścia jeden
lat, a wokół ciebie coraz więcej mężczyzn. Ona po prostu nie może się doczekać
wnuków. Podobnie jak ja.
Westchnęłam
tylko chwilę próbując uspokoić nerwy, a jednocześnie by przystosować się do
informacji.
Z tego,
co mi opowiadali w dzieciństwie, oni wzięli ślub, gdy obojgu wybiła
dwudziestka. Co prawda mnie urodzili dopiero po pięciu latach, ale oni
widocznie już chcą się nacieszyć gromadką hałaśliwych dzieci.
Wiedziałam,
że macierzyństwo w obecnej chwili nie było dobrym pomysłem dla mnie. Argumentem
ostateczny to fakt, że układać sobie życia nie można z byle kim. A jak na razie
nie widzę w swoim otoczeniu żadnego kandydata. Za to oni widzą ich na każdym
kroku.
- Obiecuję wam, że jak sobie kogoś znajdę lub
będę miała dzieci, to was o tym poinformuję. Do tego czasu nie zadawajcie mi
tych pytań.
Rozmowa
się urwała, a każdy zajął się czymś innym. Rodzice zajęli się swoimi
codziennymi obowiązkami, a mnie ciekawość postanowiła zaprowadzić pod same
drzwi domu Uzumakich. Z grzeczności zapukałam w drzwi, ale ostatecznie i tak
weszłam sama.
Odór
już nie gryzł tak jak wczoraj, ale nadal był mocno wyczuwalny, a miejscami
leżeli jacyś ludzie. Wśród nich wypatrzyłam blondyna, smacznie chrapiącego tuż
przy stole.
- Wstawaj!
Oprócz
gospodarza, wybudziłam jeszcze kilku gości, którzy w tym momencie próbowali
mnie usunąć za pomocą nienawistnych spojrzeń. Bezskutecznie, bo nadal stałam i
obserwowałam wstającego blondyna, który masował miejsce, gdzie wcześniej uderzył
stół.
- O, już wstałaś. Nie widziałaś przypadkiem
Sasuke?
- Nie, nawet go nie było tu.
I nagle,
jak na złość, do salonu wszedł młody Uchiha. Przywitał się z nami jakimś
półsłówkiem i lustrował salon, który teraz wyglądał jak pole bitwy. Brakowało
jedynie kilku dziur i litrów krwi.
- Czemu nie przyszedłeś na imprezę?
Uzumaki,
już wyprostowany, uwiesił się na ramieniu bruneta.
- Byłem.
Jak on
może?!
Jestem
święcie przekonana! Nie było go! W końcu nie po to przez pierwsze pół godziny
chodziłam po domu szukając jego wśród tłumu. Zawsze był tylko jego brat. Nawet
przed wyjściem sprawdzałam!
A teraz
on go okłamuje! Co za bezczelność!
- Widocznie Sakurcia nie zauważyła cię.
Uśmiech
Naruto automatycznie się poszerzył, a ja postanowiłam odejść od tego duetu,
czując się przy tej dwójce jak dziecko, które nigdy nie ma racji. Postanowiłam
pójść na górę i poszukać Hinaty. Chciałam uniknąć kłótni, która zapewne zaraz
wybuchnie, powodując przebudzenie wszystkich śpiących.
Granatowłosą
znalazłam w kuchni, która zaczęła robić herbatę.
-Cześć, Hinata! Tak teraz wchodzę i myślę, że
będziesz miała pełne ręce roboty.
Mimika
kobiety wyglądała mi bardziej, jakby chciała mnie przeprosić za całe zło świata
niż poinformować o robocie, jaka ją czeka do końca dnia.
- Chcesz herbaty?
Pokiwałam
głową i usadowiłam się na wysepce kuchennej, niedaleko dwóch kubków
wypełnionych liśćmi.
Chciałam
przerwać jakoś tą ciszę, ale żaden temat w tym momencie mi się nie nasuwał.
Najchętniej wygadałabym się jakiejś osobie o targających mną uczuciach względem
braci. Idealna nadawała się tylko w tym momencie Taida, która zapewnię spała
sobie smacznie oddalona ode mnie o jakieś kilkadziesiąt kilometrów. Tylko ona
potrafiła przybrać postać bezstronnego widza.
- Planujecie mieć dzieci?
Do
głowy przyszła mi rozmowa z rodzicami. Małżeństwo Uzumakich też się pobrało
zaraz po osiągnięciu pełnoletności, ale znając wiedzę Naruto na temat stosunków
fizycznych między kobietą a mężczyzną, nie zdziwiłabym się, gdyby nagle wśród
mieszkańców rozchodziła się plotka o narodzinach ich dziecka.
Zaśmiałam
się z jej czerwonej twarzy. Oni byli naprawdę jak ogień i woda, aż dziw, że są
wstanie ze sobą dogadać. Choć chętnie zobaczyłabym jak to między niby bywa, gdy
nikt nie patrzy.
- Na razie nie. Naruto się boi, że przez Akumu
wybuchnie kolejna wojna i nie chce ryzykować.
Dostałam
parujący kubek, a na jego wierzchu unosiły się liście, którym poświęciłam dużą
uwagę.
- A myślisz, że Ki może być ich częścią?
Czy to nie
było oczywiste?!
Mała,
odizolowana wioska, która ma dobre stosunki w kraju, gdzie panoszą się
członkowie tej grupy. Idealni podejrzani! A ja głupio miałam nadzieje, że tak
nie jest.
To
mógłby tylko przypadek!
- Nie jest to wykluczone, ale istnieje cień
szansy, że nie są w to wmieszani.
Podniosłam wzrok z fusów na okno, doszukując
się tego cienia szansy.
- No właśnie. Tylko cień. Ale duży procent
przemawia za tym, że oni są ich częścią.
I znowu
nastała kolejna cisza, która pozwoliła dojść mi do jednego wniosku.
Jeśli
jest coś, dzięki czemu uda mi się udowodnić niewinność Ki, to to znajdę. W
najgorszym wypadku ludzie, których kiedyś uważałam i gdzieś tam w głębi nadal
byli dla mnie jak druga rodzina, staną się dla mnie wrogami.
Innej
opcji nie widziałam.
- Co tu taka przygnębiająca atmosfera?
Za
Naruto, oprócz Sasuke, wlókł się Sai i Itachi. Cała czwórka zasiadł do stołu i
czekała, aż im jakaś wróżka poda śniadanie. Tą wróżką była Hinata, która
zerwała się jak do biegu, podając im po dwóch minutach jakieś jedzenie.
Ja za
to nie ruszyłam się z blatu i popijając od czasu napar, obserwowałam
obżerających się chłopaków. Tak naprawdę to tylko blondyn jadł jak opętany, a
reszta zachowała jakieś oznaki dobrych manier.
- Co dzisiaj będziesz robić?
Odezwał
się do mnie starszy z braci, który pierwszy skończył swoje śniadanie.
Na
ustach miał jakiś niebezpieczny uśmiech, który mówił sam za siebie „Mam dla
ciebie niespodziankę!”.
- Zapewne pomogę Hinacie w sprzątaniu domu, co
przypuszczalnie zajmie cały dzień.
Uśmieszek
nadal nie schodził z jego twarzy. Zamiast tego spojrzał się na całe męskie
zgromadzenie.
Wyczuwałam spisek!
W głowie próbowałam przypomnieć
sobie, z jakiej okazji mogliby coś przede mną ukrywać. Do urodzin jeszcze
daleko, tak samo jak to reszty rocznic, wiążących się w jakimiś etapami mojego
życia. Ale każda albo już minęła, albo była za minimalnie miesiąc.
Zostaje opcja, że to nie dla
mnie.
- Idę trenować.
I gdyby nie fakt, że za nim
ruszyła reszta łącznie z panią Uzumaki, w cale by mnie to nie zdziwiło. Granatowłosa
dopiero po chwili wróciła z jakimiś ściereczkami, miotłą i mopem.
Przez ogromne okno zauważyłam, że
tak naprawdę nie kierowali się wcale w kierunku pola treningowego. Chyba, że
Naruto nagle wymyślił, że w centrum wioski powinno się znaleźć jakieś jedna
strefa do szkolenia umiejętności. Ale na tyle to on głupi nie był? Prawda?
- Czy tylko ja mam wrażenie, że to oni coś
ukrywają?
Zdezorientowany wzrok utkwiła na
znikających sylwetkach. Miałam nadzieje, że w końcu się dowiem, co jest takiego
tajnego, że przede mną ukrywają.
- Nie wiem. On mi nie mówi o takich sprawach.
Nie byłam zawiedziona, bo
wiedziałam, że tak będzie. Nawet jeśli by wiedziała to i tak by milczała. Tak
naprawdę nie oczekiwałam od niej odpowiedzi. Po prostu potraktowałam to jak
pytanie retoryczne.
Ale nie podoba mi się, że oni
przede mną coś ukrywają i zapewne nie byłabym sobą, gdybym zostawiła tą sprawę
bez wetknięcia w niej nosa.
OD AUTORA: 1,5 miesiąca minęło, a jak dla mnie to niecały tydzień.
No ostatecznie spięłam swoje piękne cztery literki i napisałam. Jestem dumna z
tej notki i nie wiem, dlaczego, ale jestem.
No i to, za co już się wzięłam i powoli kończę,
to tak zwane „Lista podejrzanych”. Będą tam wypisane wszystkie stworzone przeze
mnie postacie na potrzeby bloga, jak również i krótkie informacje na temat
wiosek i organizacji <Akumu nie będzie jedyną grupą w opowiadaniu i to mogę
zdradzić>. Problem polega na tym, że
nie wiem, od kiedy to zacznie istnieć, ale przed lipcem już na bank powinno się
pojawić.
W dodatku zaczęłam robić swój
własny szablon, a że to moje pierwsze takie spotkanie z grafiką komputerową,
więc nie opublikuje go <chyba>. Nie wiem, jakim cudem, ale z ciemnego
stał się różowy…
I ostatecznie zaplanowałam do
końca całą fabułę. Jedyna moja obawa, że historia może być zbyt poplątana i
wiele ludzi może jej nie zrozumieć. To opowiadanie tak naprawdę powstało, nie tylko,
dlatego że uwielbiam pisać SasuSaku, ale również sprawdzenie czy jednak
potrafię zaskoczyć ludzi. Głównie mi chodzi o przywódcach Akumu niż o samych jego
członków. Dlatego ucieszyłabym się, gdybyście raz na jakiś czas napisali, kogo
podejrzewacie o dowodzenie, jak również o ich celach. I tak dla chętnych:
Jakie są wasze ulubione postacie? Sama jestem ciekawa tego, bo nie wszystkie
swoje postacie lubię <może dlatego, że wiem do kogo się nie przywiązywać i
kto jest ten zły>.
I tak na koniec dziękuje Anonimkowi, który jakoś poruszył moim
serduszkiem i jeszcze z większą chęcią mi się chciało pisać.
No i to powinno być na tyle. Mam
nadzieje, że ta moja długa przerw nie sprawiła, że wam odechciewa się to
czytać. Teraz na pewno szybciej napisze, a w międzyczasie postaram się coś
zrobić z szablonem i stronami.
Pozdrawiam!