Miałam
tego już po dziurki w nosie. Jedyne, co mi teraz pozostało to tylko skierować
się do wyjścia.
-Co ty sobie teraz wyobrażasz gówniarzu!-
krzyk władcy wioski spotęgował po raz kolejny mój ból głowy. Złapałam się za
skronie i jak najciszej ruszyłam w kierunku drzwi, które w tej chwili były moim
jedynym zbawieniem.
-Sakura!- Odwróciłam się w stronę osób, które
w tej chwili miałam ochotę opuścić i nie zobaczyć przynajmniej do końca dnia
dzisiejszego.
-Prawda, że mam racje! Dziadziuś powinien
podpisać te papiery z panem feudalnym!- Blond włosy złapał mnie energicznie za
nadgarstek i przyprowadził przed samo biurko.
Co było
w tym momencie gorsze, ta kłótnia czy, że muszę potwierdzić rację jednemu z
nich? Albo narazić się mojemu prześladowcy, albo panu Kibishiemu. Obie wersje
nie są pocieszające.
-Sakura, jesteś rozsądna, więc zapewne
potwierdzasz moje zdanie!
Sakura,
Sakura i Sakura… czemu wszystkie ich kłótnie kończą się tym, że to ja muszę
decydować, kto ma tu racje? Coraz bardziej żałuje, że jednak tu przyszłam.
-Ja nie jestem przywódcą Ki, więc nie do mnie
należy podjęcie decyzji. Może powinniście się spytać innych ludzi, a nie…
-Sakura ma w tym momencie racje.
Trzeba będzie popytać ludzi o ich zdanie, a potem podjąć decyzję.
Złapał swoją drewnianą laseczkę, a swoje kroki
skierował w kierunku biblioteczki, na której walały się stosy zwoi i
nieposegregowanych dokumentów. Za to Aidoru, wielce obrażony książę, tupnął
nogą i przekręcił głowę w kierunku okna, jako gest złości na moją osobę.
Przejdzie mu, a potem znów się będzie przystawiał.
W tym czasie pan Oku sięgnął
swoją pomarszczoną rączką w stronę jakiejś teczki.- A czego ode mnie chciałaś Sakura?
-Kiedy będę mogła wrócić do Konohy? Nie byłam
tam już od ponad pięciu lat i tęsknię za moimi znajomymi- zabrzmiałam
stosunkowo cicho, a głos drżał mi jakbym rozmawiała z własnym katem. Nienawidzę
tego uczucia. W końcu gdybym mogła to wyruszyłabym z wioski przynajmniej trzy
lata temu. Ale chwilowo jestem pod pieczą władcy Ki.
Blondyn od razu posmutniał i
wlepił swoje kasztanowe tęczówki na staruszka, który wolno kroczył w moim
kierunku. Wcisnął w moje ręce teczkę, na której niestarannym pismem było wypisane:
„Ściśle tajne”.
-Za 5 dni lub dłużej będziesz mogła wrócić. Zanieś
tą teczkę mojej żonie. A teraz masz wolne.- Bez chwili zawahania wybiegłam z
gabinetu by przypadkiem znów nie być świadkiem kolejnej ostrej konwersacji z
ich strony. I pomyśleć, że są rodziną…
***
Nad Kigakure po raz trzeci w tym
tygodniu zawisały burzowe chmury, a jesienny wiatr z każdą minutą przybierał na
swojej sile. Opatulona w swój zielonożółty sweterek ruszyłam prawie, że
truchtem w kierunku domostwa państwa Oku.
Czułam się o dziwo nieswojo i nie
miałam ochoty zawitać do swojego aktualnego celu. Zmęczenie i nieprzespane noce
dawały się znaki, a wizyta w domu pana Kibishi’ego nie pozwoli mi szybko
ulotnić się do swojego tymczasowego zakątka. Pani Tori jest gościną i opiekuńczą
gospodynią… można powiedzieć, że aż za bardzo. Zawsze cię wepchnie do swojego
domu nawet, kiedy przyszedłeś po przysłowiową szklankę cukru.
Widząc z daleka czerwoną dachówkę
przyśpieszyłam kroku. Może położyć te dokumenty na wycieraczce i uciec zanim mnie
zaciągnie na herbatkę lub ciastko?
-Sakura!- W tym momencie miałam dość
wysłuchiwania mojego imienia. Nie, że go nie lubię, ale po pięciu latach w tej
wiosce moje imię mogło znaczyć to samo , co „
Mam do ciebie sprawę!”.
Westchnęłam głośno i truchtem
dobiegłam do drzwi, w których stała uśmiechnięta szarowłosa. Gestem ręki
wprosiła mnie do środka i skierowała w stronę salonu. Zdejmując swoje buty
rozejrzałam się po wnętrzu holu. Szafka znowu przeniesiona pod wielkie lustro,
a w niebiesko-białej donicy stały narcyzy. Czyli zmiany, które znikną za góra
tydzień. Zgrabnie położyłam moje trampki pod ścianę. W salonie spotkałam Taidę,
która w swej tradycji jadła ciasto upieczone przez jej babcie.
-Cześć Taida.- Przysiadłam się do blondynki,
która jedynie kiwnęła mi głową na powitanie.
-Co cię sprowadza do mnie moje drogie
dziecko?- Sama nawet nie wiem, kiedy przede mną na stoliczku pojawił się
kawałek wyrobu pani Tori. Położyłam teczkę przed staruszką, która szybko
przejrzała jej zawartość.
-Aż się nie chce wierzyć…- szepnęła wyciągając
z plików kartek jakiś liścik. Przejrzała go wzrokiem i podeszła do kominka
wrzucając do niego schwytane po drodze drewienko, i mały skrawek papieru.
I wszystko byłoby w porządku gdyby
nie cwany i ukryty uśmiech, który nigdy nie powinien zagościć na twarzy takiej
persony, jaką jest ona. Od razu wydało się podejrzane. Osoba o takim
charakterze nie powinna mieć w swoim asortymencie tego wyrazu twarzy.
-Zaraz ci przyniosę herbaty z rumiankiem, bo
nie wyglądasz zbyt dobrze.- Pokiwałam głową i widząc odchodząca kobietę
pokusiłam się sprawdzić, co było na tej kartce, że spowodowała tą przedziwną
minę.
Przycupnęłam przy kominku.
Spalone miejsca na kartce razem z zasłaniającym drewienkiem spowodował, że
dostrzegłam jedynie kilka wyrazy: „ Taka…
nie żyją… Uchiha”.
Wyłupiłam oczy zdając sobie
sprawę. Przecież Sasuke był przywódcą Taki, a skoro z tego liściku wynika, że
ta mała organizacja jest w innym świecie to Uchiha musi być razem z nimi.
Mimowolnie z oka wyleciała mi łezka, którą szybko otarłam wierzchem dłoni.
-Co ty tam robisz, Sakura?- Odwróciłam się
szybko, czego skutkiem był mój upadek na tyłek. Spojrzałam na nią przerażona
próbując w swojej główce znaleźć jakąś odpowiedz. Dopiero w tamtym momencie
zdałam sobie sprawę z obecności Momi w salonie.
-Ogrzewam ręce! Zimo było jak tu szłam!- Na
potwierdzenie swoich słów przybliżyłam dłonie do ogniska próbując zakryć swoje
zakłopotanie uśmiechem. Po grymasie na twarzy brązowookiej można z góry
wywnioskować, że moja bajeczka do niej nie doszła.
Aktorką dobrą nigdy nie byłam,
więc nawet głupi by wiedział, że kłamię.
-Nie powinnaś się wtrącać w nie swoje sprawy
Sakura. To zapewne są jakieś sprawy rodzinne- powiedziała szeptem, ale tak bym
tylko ja usłyszała. W końcu za ścianą znajdowała się gospodyni, która w już w
mojej wyobraźni zacierało złowieszczo ręce knując spisek z członkami swojej
rodziny. Ale przeciw komu i co ma wspólnego Sasuke z państwem Oku?! Przecież
możliwe, że w życiu w ogóle się nie spotkali. O ile dobrze mi wiadomo nikt
znany mi z tej wioski nie był nigdy w Konoha. Wyjątkiem był Usono, który zdawał
egzamin na chunina będąc jeszcze mieszkańcem Kirigakure.
-Może postanowili zwalczyć zło?- burknęłam
pod nosem, żeby nikt nie usłyszał moich przemyśleń. Skrzywiłam się na samą myśl
o tym. Coś mi tu nie pasowała. Musiał być związek między nimi. Bo po co w takim
razie to tajnych akt trafiła informacja, że on nie żyje? -Jakie sprawy
rodzinne? Wiesz coś o nich?- Byłam skołowano, co z resztą zauważyła dziewczyna
pokiwała jedynie przecząco głową delektując się ostatnim kęsem swojego ciasta.
-Mi nigdy nie mówią o takich sprawach, bo w
końcu to Aidoru ma przejąć władze w Kigakure po dziadku. Mnie i tak te sprawy
mało obchodzą. Będziesz jadła swoje ciasto?- Kiwnęłam ręką by sobie wzięła i
odwróciłam twarz w stronę kominka.
Cholera! Czy ktoś jest mi w
stanie to wszystko wyjaśnić?
-Stało się coś, Sakura? Jesteś na pewno
zdrowa? Blada się tak nagle zrobiłaś- pani Oku troskliwym głosem odstawiła
herbaty i podeszła do mnie chwytając w swoje pomarszczone dłonie moje poliki.
Jedną rękę później przeniosła na czoło. Westchnęła przeciągle wręczając mi
kubek z z parującym napojem. - Czy ty, Sakuro, się ostatnio zbyt nie
przepracowujesz? Poproszę męża, żeby dał ci woln…
Przerwałam jej cichym piskiem.
Jeśli pan Kibishi karze mi wsiąść urlop nie będę miała możliwości zbadać
sprawy. Trzeba wymyślić jakiś plan by się dowiedzieć czegoś na temat Uchihy.
Tylko jak on właściwie zginął, skoro po wojnie rozpłynął się nie wiadomo gdzie?
-Rano się śpieszyłam i zapomniałam zjeść!
Gdybym mogła walnęłam się w
głowę. Przecież ja nigdy nie jem śniadania i wszyscy to wiedzą. Po prostu
wymówki lepszej już znaleźć nie mogłam, co nie? Ale widocznie od rana moja
głowa wpada na absurdalne pomysły.
Kobieta przymrużyła oczy
lustrując nadal moją twarz. Serce biło mi za to jak młot ze strachu, że może
się domyślić. Nie chciałam wyjść na wścibską i ciekawską przed nią, ale w
obecnej chwili było mi to obojętnie. Byle by się dowiedzieć o śmierci Taki.
-Nic mu nie powiem, ale pod warunkiem, że
zjesz coś teraz. Ja ci może ugotuję, a ty sobie odpocznij- ze zmartwieniem w
głosie położyła mi dwoją dłoń na czubku głowy wstając leniwie. Ja natomiast w
ekspresowym tempie jej to uniemożliwiłam stając na równe nogi.
-Nie trzeba! Pójdę teraz do domu i tam coś
zjem. Nie będę pani opróżniać lodówki i marnować czasu. Poza tym i tak miałam
tylko donieść te dokumenty- kończąc zdanie ruchem głowy wskazałam zakazaną
(przynajmniej dla mnie) teczkę. Miałam wrażenie, że w jej czekoladowych oczach
dostrzegłam jakieś ostrzeżenie.
Napięłam mięśnie zaciskają usta w
wąską linię. Po chwili sterczenia niczym latarnia podreptałam do mojego obuwia
i szybko nałożyłam je na swoje nogi. Pomachałam kobietą na pożegnanie i szybkim
krokiem skierowałam się gdzieś daleko od tego miejsca. Byle by tylko w
samotności pomyśleć i wszystko złożyć do kupy.
Czując zimny powiew wiatru na
swoim ciele odrobinę się zatrzęsłam i zmieniłam kierunek do mojego domu. Mam
nadzieje, że nikt nie postanowi mi złożyć niespodziewanej wizytacji. Byłam
zmęczona już zmęczona kłótnią mężczyzn i jeszcze ta tajemnicza sprawa, która
ciągnęła się za mną. Głowa bolała coraz bardziej z nadmiaru pytać i teorii.
Widząc znajomy budynek mimowolnie
przyśpieszyłam chodu, docierając do miejsca, które za niecały tydzień nie nazwę
domem. I dzięki Bogu…
Pomimo, że było niewiele po
siedemnastej słońce już schowało się za horyzontem. W holu zapaliłam światło i
doczłapałam się na kanapę. Opadłam na nią z głośnym westchnięciem. Wolno
odwróciłam głowę spoglądając na talerz z okruchami i kubek, który według moich
postanowień powinien być teraz właśnie pod ciepłą wodą. Ale czy wszystko
właśnie musi być tak zaplanowane, jak ja chcę? No właśnie nie, co mnie
strasznie denerwowało.
Swój wzrok następnie skierowałam
na okno. Było wdać małe kropelki wody, które z każdą chwilą stawały się coraz
częstsze. Ostatecznie doprowadziło to do deszczu. I tak dzisiaj nie mam zamiaru
nigdzie wychodzić.
Przeklęłam pod nosem słysząc
pukanie. Podniosłam się na rękach odgarniając włosy. Po czym krzyknęłam typowe
„Otwarte!”, a po chwili w moich skromnych progach pojawiła się niebieska
czupryna.
-Coś taka nie w humorze? Znowu w kości ci
dali.-ostatnie zdanie bardziej brzmiało jak stwierdzenie niż pytanie, ale i tak
pokiwałam głową. Kątem oka spojrzałam na posturę Usono, który z „bananem” na
twarzy lustrował mnie wzrokiem. –Po wiosce się roznosi plotka, że za parę dni
odchodzisz do Konohy, więc przyszedłem by się upewnić.
-Tak, za jakieś pięć dni wracam. Będzie mi was
brakować, ale i tak się cieszę, bo dawno nie widziałam moich przyjaciół. Ale
nie myśl, że zapomnę o was- próbowałam go pocieszyć moimi słowami widząc smutek
w jego oczach. Znamy się od kilku lat i spędzaliśmy ze sobą dużo chwil, których
na pewno będzie mi brakować.
Usono dosiadł się do mnie
spoglądając gdzieś przed siebie z widoczną zadumą. Sama też tak postąpiłam, bo
zdawałam sobie sprawę, że przez pewien moment on musi sobie to wszystko przemyśleć.
Spojrzałam na zegarek, który
pokazywał mi już dziewiętnastą. Byłam zdziwiona, że czas tak szybko mi
przeminął. A nadal miałam kompletne zamieszanie w łepetynie. Nadal nie
wiedziałam, co zrobić. Jedynie, czego byłam pewno to to, że muszę się dowiedzieć
najwięcej jak tylko się da w przeciągu tych kilku dni.
Nagle i całkowicie gwałtownie
Aibo wstał stając naprzeciw mnie. Przeleciałam wzrokiem po jego sylwetce
zatrzymując się na twarzy, gdzie widniał ten uśmiech, który zawsze dodawał mi
chęci do życia. Tak naprawdę to tylko on znał tą aktualną mnie i wiedział jak
mnie pocieszyć. Jedyny potrafił znosić z cierpliwością moje humorki, które
dawały się znaki podczas moich załamań. I w tamtych momentach to w nim
znajdowałam tak naprawdę oparcie. Właśnie za to go lubię i nie zamieniła na
nikogo innego.
-W takim razie będę musiał iść do pana
Kibishiego i poproszę go bym mógł wyruszyć do Konohy z tobą! Nie mam cię
zamiaru zostawić samej!
Biła z niego determinacja i
wszechogarniająca radość wylewająca się hektolitrami. A ja wpatrywałam się w
niego z oczami jak talerze i rozdziawioną buzią. Zawsze miewał pomysły dość
szalone i wymyślone na potrzeby chwili, ale to akurat mnie dość zdziwiło.
Przecież, jeśli chodzi o jego przyjaciół to nigdy nie żartuje, a na pewno nie
powinien z takiej sprawy.
-Ty chyba żartujesz!- palnęłam po wybudzeniu
się z transu. Odwróciłam głowę po natknięciu się na jego tęczówki, które teraz
miały ochotę mnie zabić, że nie wierze w jego słowa. Przecież to jest szalone!
Poza tym nie wiadomo czy oni w ogóle go przyjmą do wioski. A on rzuca wszystko
na jedną kartę. Albo on jest szalony, albo głupi. Raczej jedno i drugie.
-Nie, nie żartuję! Przecież jesteś moją
najlepszą przyjaciółką. Nic nie wiadomo, co tam może się zdarzyć, przecież
dobrze wiemy, że tam jacyś kryminaliści przybyli.
Czy po prostu nie może
powiedzieć, że będzie się martwił? Ale widocznie ten typ tak już ma. Nigdy nie
usłyszysz, co czuje lub myśli. Pozostają domysły lub znajomość jegomościa. I to
jest jedna z niewielu cech, które różnią go od Naruto.
-Wy chyba naprawdę nie chcecie bym odeszła, bo
cały czas gadacie o tych kryminalistach. Każdy człowiek w końcu zasługuje na
drugą szansę, co nie?
Sama podniosłam się na nogi
zadzierając głowę do góry by ujrzeć błękitne oczy mojego przyjaciela. Był
wyższy ode mnie o całą głowę. Czuje się często przy nim jak karzeł jak nie
krasnoludek. To bywa dołujące.
-No oczywiście, że nie chcemy! Przez te lata
stałaś się w końcu mieszkańcem Ki!
To zdanie sprawiło, że do głowy
znów wpadła mi ta dzisiejsza sprawa. Wszyscy gadają mi o tych przestępcach,
którym pozwolono zamieszkać w Konoha. Jedyną osobą, która nic o nich nie
wspominała była Taida. Mogła po prostu nie chcieć tego mówić lub być
nieuświadomiona. Z tego, co wyciągnęłam z Aidoru zostali przyjęci niedawno
przed moim odejściem. A Momi też nie rozumiała rodzinnych spraw, które w tym
momencie zdawały się bardziej w interesie wioski. I w tej chwili byłam coraz
bardziej uświadomiona, że na pewno coś się święci. Choć i tak wiem, że zbyt
pochodnie podjęłam wnioski. Niestety, ale w tym momencie nie potrafiłam
inaczej.
Poczułam silne dłonie Usono na
moich ramionach, które potrząsały mną jak szmacianą lalką. Zdezorientowana
spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, że zapewne odpłynęłam. Posłałam mu
słaby, przepraszający uśmiech wyrywając swoje ramiona z uścisku.
-Wybacz, zamyśliłam się trochę. A skąd wiecie
o tych kryminalistach skoro nie macie żadnych kontaktów w Konoha?- z każdym
słowem podnosiłam ton by uświadomić mojego rozmówcę, że żądam odpowiedzi na
swoje pytanie w tej chwili. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem, po
czym podrapał się z tyłu głowy posyłając mi zdenerwowany wyraz twarzy. Czy
tylko ja w tym widzę coś podejrzanego?
-No, bo jak się chodzi na misje po różnych
wioskach to czasem podsłucha się jakiś miejscowych plotek, nie?- jego głos o
dziwo był nawet przekonywujący, ale cisza jaka trwała zanim się wypowiedział
nie pozwoliła mi zaufać w jego słowa. Widać, że coś się tu kręci od rzeczy.
-Możliwe…
Jedyni bąknęłam by uwierzył, że
mu wierzę. Dlaczego on mnie okłamuje? Może nie chce mnie martwić, albo ta
sprawa jest tak tajna, że osoba mojego pokroju nie jest godna poznania tego
sekretu. W ostateczności te plany mogą być powiązane ze mną, w co raczej
powątpiewam.
Chwyciłam brudne naczynia i
poczłapałam w kierunku kuchni. Jakoś nie miałam ochoty przebywać w otoczeniu
kogokolwiek z moich znajomych, a zwłaszcza Usono. Czułam, że mają coś przede
mną do ukrycia i nie chcą mi o tym poinformować gadając kłamstwa wyssane z
palca. Najgorsze jest to, że podpisują się pod miano moich znajomych, a nic tak
naprawdę mi nie mówią. W tym momencie odbierałam to tak samo jak zdradę.
Odłożyłam umyty kubek i talerz na suszarce, a
następnie postanowiłam poszperać w lodówce. Znalazłam jakieś kilka kulek dango
i trochę sałatki z owocami morza, które zostawiła pani Oku dwa dni temu.
Odłożyłam je na stół starając się zignorować natarczywe spojrzenie Aibo.
Jedynie co usłyszałam to jego głośne westchnięcie.
-Idę do pana Kibishiego.
-Możesz mu przekazać, że jutro przyjdę mu
pomóc w segregacji tych dokumentów.
Niebieskowłosy jedynie pokiwał
głową i ze smutną miną wyszedł rzucając ciche „Na razie”. W bezruchu przeczekałam chwilę, po czym głośno
odetchnęłam. Pierwszy raz się zdarzyła taka sytuacja między nami. Bałam się, że
przez tą sprawę i moją ciekawską naturę nasze więzi zostaną zerwane. Był dla
mnie jak brat i nie chcę go stracić. Jednakże Sasuke był, lub nadal jest, moją
miłością, która zginęła (jak dla mnie) zagadkową śmiercią. Musiałam się
dowiedzieć kto to zrobił i dlaczego. Zdawałam sobie również sprawę, że muszę
sprawdzić czy innym moim przyjaciołom nic nie grozi. Dlatego teraz nic mnie nie
zmusi do pozostania w Ki dłużej niż te pięć dni. Ale zanim odejdę powęszę, a
zacznę od jutrzejszej pomocy panu Kibishiemu w porządkowaniu dokumentów. To
jest idealna okazja by coś odnaleźć. W końcu to zaczęło się od tej przeklętej
teczki, którą otrzymałam w biurze. Tam na pewno się czegoś dowiem!
OD AUTORKI: Hehehe, śmiesznie wyszło, nie? Szczerze nie jestem zbyt
zadowolona z tej notki, ale cóż na to poradzić. Mam nadzieje, że nikomu nie
zepsułam nastroju. Akcja teraz się zaczęła. I w to nie podoba mi się w
tej notce, że napisałam jakby to już był półmetek. No, ale lepiej już napisać
nie potrafię. Przepraszam też za błędy, ale mój pseudo korektor <przepraszam za to wyrażenie> ma kuzynów teraz na głowie i nie był w stanie mi tego sprawdzić. Następny rozdział też może się pojawić dopiero za dwa tygodnie.
Weekend ze znajomymi i praktycznie cały tydzień wolontariatu. Masakra! W każdym
bądź razie życzę wszystkim udanego
sierpnia i odpocznijcie jeszcze trochę,
bo za miesiąc znów do ławek <no przynajmniej my, uczniowie>. Do
następnego!