niedziela, 28 lipca 2013

II. Słodkie kłamstewka i tajemnice

                Miałam tego już po dziurki w nosie. Jedyne, co mi teraz pozostało to tylko skierować się do wyjścia.
                 -Co ty sobie teraz wyobrażasz gówniarzu!- krzyk władcy wioski spotęgował po raz kolejny mój ból głowy. Złapałam się za skronie i jak najciszej ruszyłam w kierunku drzwi, które w tej chwili były moim jedynym zbawieniem.
                 -Sakura!- Odwróciłam się w stronę osób, które w tej chwili miałam ochotę opuścić i nie zobaczyć przynajmniej do końca dnia dzisiejszego.
                 -Prawda, że mam racje! Dziadziuś powinien podpisać te papiery z panem feudalnym!- Blond włosy złapał mnie energicznie za nadgarstek i przyprowadził przed samo biurko.
                Co było w tym momencie gorsze, ta kłótnia czy, że muszę potwierdzić rację jednemu z nich? Albo narazić się mojemu prześladowcy, albo panu Kibishiemu. Obie wersje nie są pocieszające.
                 -Sakura, jesteś rozsądna, więc zapewne potwierdzasz moje zdanie!
                Sakura, Sakura i Sakura… czemu wszystkie ich kłótnie kończą się tym, że to ja muszę decydować, kto ma tu racje? Coraz bardziej żałuje, że jednak tu przyszłam.
                 -Ja nie jestem przywódcą Ki, więc nie do mnie należy podjęcie decyzji. Może powinniście się spytać innych ludzi, a nie…
-Sakura ma w tym momencie racje. Trzeba będzie popytać ludzi o ich zdanie, a potem podjąć decyzję.
 Złapał swoją drewnianą laseczkę, a swoje kroki skierował w kierunku biblioteczki, na której walały się stosy zwoi i nieposegregowanych dokumentów. Za to Aidoru, wielce obrażony książę, tupnął nogą i przekręcił głowę w kierunku okna, jako gest złości na moją osobę. Przejdzie mu, a potem znów się będzie przystawiał.
W tym czasie pan Oku sięgnął swoją pomarszczoną rączką w stronę jakiejś teczki.- A czego ode mnie chciałaś Sakura?
 -Kiedy będę mogła wrócić do Konohy? Nie byłam tam już od ponad pięciu lat i tęsknię za moimi znajomymi- zabrzmiałam stosunkowo cicho, a głos drżał mi jakbym rozmawiała z własnym katem. Nienawidzę tego uczucia. W końcu gdybym mogła to wyruszyłabym z wioski przynajmniej trzy lata temu. Ale chwilowo jestem pod pieczą władcy Ki.
Blondyn od razu posmutniał i wlepił swoje kasztanowe tęczówki na staruszka, który wolno kroczył w moim kierunku. Wcisnął w moje ręce teczkę, na której niestarannym pismem było wypisane: „Ściśle tajne”.
 -Za 5 dni lub dłużej będziesz mogła wrócić. Zanieś tą teczkę mojej żonie. A teraz masz wolne.- Bez chwili zawahania wybiegłam z gabinetu by przypadkiem znów nie być świadkiem kolejnej ostrej konwersacji z ich strony. I pomyśleć, że są rodziną…

***
Nad Kigakure po raz trzeci w tym tygodniu zawisały burzowe chmury, a jesienny wiatr z każdą minutą przybierał na swojej sile. Opatulona w swój zielonożółty sweterek ruszyłam prawie, że truchtem w kierunku domostwa państwa Oku.
Czułam się o dziwo nieswojo i nie miałam ochoty zawitać do swojego aktualnego celu. Zmęczenie i nieprzespane noce dawały się znaki, a wizyta w domu pana Kibishi’ego nie pozwoli mi szybko ulotnić się do swojego tymczasowego zakątka. Pani Tori jest gościną i opiekuńczą gospodynią… można powiedzieć, że aż za bardzo. Zawsze cię wepchnie do swojego domu nawet, kiedy przyszedłeś po przysłowiową szklankę cukru.
Widząc z daleka czerwoną dachówkę przyśpieszyłam kroku. Może położyć te dokumenty na wycieraczce i uciec zanim mnie zaciągnie na herbatkę lub ciastko?
 -Sakura!- W tym momencie miałam dość wysłuchiwania mojego imienia. Nie, że go nie lubię, ale po pięciu latach w tej wiosce moje imię mogło znaczyć to samo , co „ Mam do ciebie sprawę!”.
Westchnęłam głośno i truchtem dobiegłam do drzwi, w których stała uśmiechnięta szarowłosa. Gestem ręki wprosiła mnie do środka i skierowała w stronę salonu. Zdejmując swoje buty rozejrzałam się po wnętrzu holu. Szafka znowu przeniesiona pod wielkie lustro, a w niebiesko-białej donicy stały narcyzy. Czyli zmiany, które znikną za góra tydzień. Zgrabnie położyłam moje trampki pod ścianę. W salonie spotkałam Taidę, która w swej tradycji jadła ciasto upieczone przez jej babcie.
 -Cześć Taida.- Przysiadłam się do blondynki, która jedynie kiwnęła mi głową na powitanie.
 -Co cię sprowadza do mnie moje drogie dziecko?- Sama nawet nie wiem, kiedy przede mną na stoliczku pojawił się kawałek wyrobu pani Tori. Położyłam teczkę przed staruszką, która szybko przejrzała jej zawartość.
 -Aż się nie chce wierzyć…- szepnęła wyciągając z plików kartek jakiś liścik. Przejrzała go wzrokiem i podeszła do kominka wrzucając do niego schwytane po drodze drewienko, i mały skrawek papieru.
I wszystko byłoby w porządku gdyby nie cwany i ukryty uśmiech, który nigdy nie powinien zagościć na twarzy takiej persony, jaką jest ona. Od razu wydało się podejrzane. Osoba o takim charakterze nie powinna mieć w swoim asortymencie tego wyrazu twarzy.
 -Zaraz ci przyniosę herbaty z rumiankiem, bo nie wyglądasz zbyt dobrze.- Pokiwałam głową i widząc odchodząca kobietę pokusiłam się sprawdzić, co było na tej kartce, że spowodowała tą przedziwną minę.
Przycupnęłam przy kominku. Spalone miejsca na kartce razem z zasłaniającym drewienkiem spowodował, że dostrzegłam jedynie kilka wyrazy: „ Taka… nie żyją… Uchiha”.
Wyłupiłam oczy zdając sobie sprawę. Przecież Sasuke był przywódcą Taki, a skoro z tego liściku wynika, że ta mała organizacja jest w innym świecie to Uchiha musi być razem z nimi. Mimowolnie z oka wyleciała mi łezka, którą szybko otarłam wierzchem dłoni.
 -Co ty tam robisz, Sakura?- Odwróciłam się szybko, czego skutkiem był mój upadek na tyłek. Spojrzałam na nią przerażona próbując w swojej główce znaleźć jakąś odpowiedz. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z obecności Momi w salonie.
 -Ogrzewam ręce! Zimo było jak tu szłam!- Na potwierdzenie swoich słów przybliżyłam dłonie do ogniska próbując zakryć swoje zakłopotanie uśmiechem. Po grymasie na twarzy brązowookiej można z góry wywnioskować, że moja bajeczka do niej nie doszła.
Aktorką dobrą nigdy nie byłam, więc nawet głupi by wiedział, że kłamię.
 -Nie powinnaś się wtrącać w nie swoje sprawy Sakura. To zapewne są jakieś sprawy rodzinne- powiedziała szeptem, ale tak bym tylko ja usłyszała. W końcu za ścianą znajdowała się gospodyni, która w już w mojej wyobraźni zacierało złowieszczo ręce knując spisek z członkami swojej rodziny. Ale przeciw komu i co ma wspólnego Sasuke z państwem Oku?! Przecież możliwe, że w życiu w ogóle się nie spotkali. O ile dobrze mi wiadomo nikt znany mi z tej wioski nie był nigdy w Konoha. Wyjątkiem był Usono, który zdawał egzamin na chunina będąc jeszcze mieszkańcem Kirigakure.
-Może postanowili zwalczyć zło?- burknęłam pod nosem, żeby nikt nie usłyszał moich przemyśleń. Skrzywiłam się na samą myśl o tym. Coś mi tu nie pasowała. Musiał być związek między nimi. Bo po co w takim razie to tajnych akt trafiła informacja, że on nie żyje? -Jakie sprawy rodzinne? Wiesz coś o nich?- Byłam skołowano, co z resztą zauważyła dziewczyna pokiwała jedynie przecząco głową delektując się ostatnim kęsem swojego ciasta.
 -Mi nigdy nie mówią o takich sprawach, bo w końcu to Aidoru ma przejąć władze w Kigakure po dziadku. Mnie i tak te sprawy mało obchodzą. Będziesz jadła swoje ciasto?- Kiwnęłam ręką by sobie wzięła i odwróciłam twarz w stronę kominka.
Cholera! Czy ktoś jest mi w stanie to wszystko wyjaśnić?
 -Stało się coś, Sakura? Jesteś na pewno zdrowa? Blada się tak nagle zrobiłaś- pani Oku troskliwym głosem odstawiła herbaty i podeszła do mnie chwytając w swoje pomarszczone dłonie moje poliki. Jedną rękę później przeniosła na czoło. Westchnęła przeciągle wręczając mi kubek z z parującym napojem. - Czy ty, Sakuro, się ostatnio zbyt nie przepracowujesz? Poproszę męża, żeby dał ci woln…
Przerwałam jej cichym piskiem. Jeśli pan Kibishi karze mi wsiąść urlop nie będę miała możliwości zbadać sprawy. Trzeba wymyślić jakiś plan by się dowiedzieć czegoś na temat Uchihy. Tylko jak on właściwie zginął, skoro po wojnie rozpłynął się nie wiadomo gdzie?
 -Rano się śpieszyłam i zapomniałam zjeść!
Gdybym mogła walnęłam się w głowę. Przecież ja nigdy nie jem śniadania i wszyscy to wiedzą. Po prostu wymówki lepszej już znaleźć nie mogłam, co nie? Ale widocznie od rana moja głowa wpada na absurdalne pomysły.
Kobieta przymrużyła oczy lustrując nadal moją twarz. Serce biło mi za to jak młot ze strachu, że może się domyślić. Nie chciałam wyjść na wścibską i ciekawską przed nią, ale w obecnej chwili było mi to obojętnie. Byle by się dowiedzieć o śmierci Taki.
 -Nic mu nie powiem, ale pod warunkiem, że zjesz coś teraz. Ja ci może ugotuję, a ty sobie odpocznij- ze zmartwieniem w głosie położyła mi dwoją dłoń na czubku głowy wstając leniwie. Ja natomiast w ekspresowym tempie jej to uniemożliwiłam stając na równe nogi.
 -Nie trzeba! Pójdę teraz do domu i tam coś zjem. Nie będę pani opróżniać lodówki i marnować czasu. Poza tym i tak miałam tylko donieść te dokumenty- kończąc zdanie ruchem głowy wskazałam zakazaną (przynajmniej dla mnie) teczkę. Miałam wrażenie, że w jej czekoladowych oczach dostrzegłam jakieś ostrzeżenie.
Napięłam mięśnie zaciskają usta w wąską linię. Po chwili sterczenia niczym latarnia podreptałam do mojego obuwia i szybko nałożyłam je na swoje nogi. Pomachałam kobietą na pożegnanie i szybkim krokiem skierowałam się gdzieś daleko od tego miejsca. Byle by tylko w samotności pomyśleć i wszystko złożyć do kupy.
Czując zimny powiew wiatru na swoim ciele odrobinę się zatrzęsłam i zmieniłam kierunek do mojego domu. Mam nadzieje, że nikt nie postanowi mi złożyć niespodziewanej wizytacji. Byłam zmęczona już zmęczona kłótnią mężczyzn i jeszcze ta tajemnicza sprawa, która ciągnęła się za mną. Głowa bolała coraz bardziej z nadmiaru pytać i teorii.
Widząc znajomy budynek mimowolnie przyśpieszyłam chodu, docierając do miejsca, które za niecały tydzień nie nazwę domem. I dzięki Bogu…
Pomimo, że było niewiele po siedemnastej słońce już schowało się za horyzontem. W holu zapaliłam światło i doczłapałam się na kanapę. Opadłam na nią z głośnym westchnięciem. Wolno odwróciłam głowę spoglądając na talerz z okruchami i kubek, który według moich postanowień powinien być teraz właśnie pod ciepłą wodą. Ale czy wszystko właśnie musi być tak zaplanowane, jak ja chcę? No właśnie nie, co mnie strasznie denerwowało.
Swój wzrok następnie skierowałam na okno. Było wdać małe kropelki wody, które z każdą chwilą stawały się coraz częstsze. Ostatecznie doprowadziło to do deszczu. I tak dzisiaj nie mam zamiaru nigdzie wychodzić.
Przeklęłam pod nosem słysząc pukanie. Podniosłam się na rękach odgarniając włosy. Po czym krzyknęłam typowe „Otwarte!”, a po chwili w moich skromnych progach pojawiła się niebieska czupryna.
 -Coś taka nie w humorze? Znowu w kości ci dali.-ostatnie zdanie bardziej brzmiało jak stwierdzenie niż pytanie, ale i tak pokiwałam głową. Kątem oka spojrzałam na posturę Usono, który z „bananem” na twarzy lustrował mnie wzrokiem. –Po wiosce się roznosi plotka, że za parę dni odchodzisz do Konohy, więc przyszedłem by się upewnić.
 -Tak, za jakieś pięć dni wracam. Będzie mi was brakować, ale i tak się cieszę, bo dawno nie widziałam moich przyjaciół. Ale nie myśl, że zapomnę o was- próbowałam go pocieszyć moimi słowami widząc smutek w jego oczach. Znamy się od kilku lat i spędzaliśmy ze sobą dużo chwil, których na pewno będzie mi brakować.
Usono dosiadł się do mnie spoglądając gdzieś przed siebie z widoczną zadumą. Sama też tak postąpiłam, bo zdawałam sobie sprawę, że przez pewien moment on musi sobie to wszystko przemyśleć.
Spojrzałam na zegarek, który pokazywał mi już dziewiętnastą. Byłam zdziwiona, że czas tak szybko mi przeminął. A nadal miałam kompletne zamieszanie w łepetynie. Nadal nie wiedziałam, co zrobić. Jedynie, czego byłam pewno to to, że muszę się dowiedzieć najwięcej jak tylko się da w przeciągu tych kilku dni.
Nagle i całkowicie gwałtownie Aibo wstał stając naprzeciw mnie. Przeleciałam wzrokiem po jego sylwetce zatrzymując się na twarzy, gdzie widniał ten uśmiech, który zawsze dodawał mi chęci do życia. Tak naprawdę to tylko on znał tą aktualną mnie i wiedział jak mnie pocieszyć. Jedyny potrafił znosić z cierpliwością moje humorki, które dawały się znaki podczas moich załamań. I w tamtych momentach to w nim znajdowałam tak naprawdę oparcie. Właśnie za to go lubię i nie zamieniła na nikogo innego.
 -W takim razie będę musiał iść do pana Kibishiego i poproszę go bym mógł wyruszyć do Konohy z tobą! Nie mam cię zamiaru zostawić samej!
Biła z niego determinacja i wszechogarniająca radość wylewająca się hektolitrami. A ja wpatrywałam się w niego z oczami jak talerze i rozdziawioną buzią. Zawsze miewał pomysły dość szalone i wymyślone na potrzeby chwili, ale to akurat mnie dość zdziwiło. Przecież, jeśli chodzi o jego przyjaciół to nigdy nie żartuje, a na pewno nie powinien z takiej sprawy.
 -Ty chyba żartujesz!- palnęłam po wybudzeniu się z transu. Odwróciłam głowę po natknięciu się na jego tęczówki, które teraz miały ochotę mnie zabić, że nie wierze w jego słowa. Przecież to jest szalone! Poza tym nie wiadomo czy oni w ogóle go przyjmą do wioski. A on rzuca wszystko na jedną kartę. Albo on jest szalony, albo głupi. Raczej jedno i drugie.
 -Nie, nie żartuję! Przecież jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nic nie wiadomo, co tam może się zdarzyć, przecież dobrze wiemy, że tam jacyś kryminaliści przybyli.
Czy po prostu nie może powiedzieć, że będzie się martwił? Ale widocznie ten typ tak już ma. Nigdy nie usłyszysz, co czuje lub myśli. Pozostają domysły lub znajomość jegomościa. I to jest jedna z niewielu cech, które różnią go od Naruto.
 -Wy chyba naprawdę nie chcecie bym odeszła, bo cały czas gadacie o tych kryminalistach. Każdy człowiek w końcu zasługuje na drugą szansę, co nie?
Sama podniosłam się na nogi zadzierając głowę do góry by ujrzeć błękitne oczy mojego przyjaciela. Był wyższy ode mnie o całą głowę. Czuje się często przy nim jak karzeł jak nie krasnoludek. To bywa dołujące.
 -No oczywiście, że nie chcemy! Przez te lata stałaś się w końcu mieszkańcem Ki!
To zdanie sprawiło, że do głowy znów wpadła mi ta dzisiejsza sprawa. Wszyscy gadają mi o tych przestępcach, którym pozwolono zamieszkać w Konoha. Jedyną osobą, która nic o nich nie wspominała była Taida. Mogła po prostu nie chcieć tego mówić lub być nieuświadomiona. Z tego, co wyciągnęłam z Aidoru zostali przyjęci niedawno przed moim odejściem. A Momi też nie rozumiała rodzinnych spraw, które w tym momencie zdawały się bardziej w interesie wioski. I w tej chwili byłam coraz bardziej uświadomiona, że na pewno coś się święci. Choć i tak wiem, że zbyt pochodnie podjęłam wnioski. Niestety, ale w tym momencie nie potrafiłam inaczej.
Poczułam silne dłonie Usono na moich ramionach, które potrząsały mną jak szmacianą lalką. Zdezorientowana spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, że zapewne odpłynęłam. Posłałam mu słaby, przepraszający uśmiech wyrywając swoje ramiona z uścisku.
 -Wybacz, zamyśliłam się trochę. A skąd wiecie o tych kryminalistach skoro nie macie żadnych kontaktów w Konoha?- z każdym słowem podnosiłam ton by uświadomić mojego rozmówcę, że żądam odpowiedzi na swoje pytanie w tej chwili. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem, po czym podrapał się z tyłu głowy posyłając mi zdenerwowany wyraz twarzy. Czy tylko ja w tym widzę coś podejrzanego?
 -No, bo jak się chodzi na misje po różnych wioskach to czasem podsłucha się jakiś miejscowych plotek, nie?- jego głos o dziwo był nawet przekonywujący, ale cisza jaka trwała zanim się wypowiedział nie pozwoliła mi zaufać w jego słowa. Widać, że coś się tu kręci od rzeczy.
 -Możliwe…
Jedyni bąknęłam by uwierzył, że mu wierzę. Dlaczego on mnie okłamuje? Może nie chce mnie martwić, albo ta sprawa jest tak tajna, że osoba mojego pokroju nie jest godna poznania tego sekretu. W ostateczności te plany mogą być powiązane ze mną, w co raczej powątpiewam.
Chwyciłam brudne naczynia i poczłapałam w kierunku kuchni. Jakoś nie miałam ochoty przebywać w otoczeniu kogokolwiek z moich znajomych, a zwłaszcza Usono. Czułam, że mają coś przede mną do ukrycia i nie chcą mi o tym poinformować gadając kłamstwa wyssane z palca. Najgorsze jest to, że podpisują się pod miano moich znajomych, a nic tak naprawdę mi nie mówią. W tym momencie odbierałam to tak samo jak zdradę.
 Odłożyłam umyty kubek i talerz na suszarce, a następnie postanowiłam poszperać w lodówce. Znalazłam jakieś kilka kulek dango i trochę sałatki z owocami morza, które zostawiła pani Oku dwa dni temu. Odłożyłam je na stół starając się zignorować natarczywe spojrzenie Aibo. Jedynie co usłyszałam to jego głośne westchnięcie.
 -Idę do pana Kibishiego.
 -Możesz mu przekazać, że jutro przyjdę mu pomóc w segregacji tych dokumentów.
Niebieskowłosy jedynie pokiwał głową i ze smutną miną wyszedł rzucając ciche „Na razie”.  W bezruchu przeczekałam chwilę, po czym głośno odetchnęłam. Pierwszy raz się zdarzyła taka sytuacja między nami. Bałam się, że przez tą sprawę i moją ciekawską naturę nasze więzi zostaną zerwane. Był dla mnie jak brat i nie chcę go stracić. Jednakże Sasuke był, lub nadal jest, moją miłością, która zginęła (jak dla mnie) zagadkową śmiercią. Musiałam się dowiedzieć kto to zrobił i dlaczego. Zdawałam sobie również sprawę, że muszę sprawdzić czy innym moim przyjaciołom nic nie grozi. Dlatego teraz nic mnie nie zmusi do pozostania w Ki dłużej niż te pięć dni. Ale zanim odejdę powęszę, a zacznę od jutrzejszej pomocy panu Kibishiemu w porządkowaniu dokumentów. To jest idealna okazja by coś odnaleźć. W końcu to zaczęło się od tej przeklętej teczki, którą otrzymałam w biurze. Tam na pewno się czegoś dowiem!


OD AUTORKI: Hehehe, śmiesznie wyszło, nie? Szczerze nie jestem zbyt zadowolona z tej notki, ale cóż na to poradzić. Mam nadzieje, że nikomu nie zepsułam nastroju. Akcja teraz się zaczęła. I w to nie podoba mi się w tej notce, że napisałam jakby to już był półmetek. No, ale lepiej już napisać nie potrafię. Przepraszam też za błędy, ale mój pseudo korektor <przepraszam za to wyrażenie> ma kuzynów teraz na głowie i nie był w stanie mi tego sprawdzić. Następny rozdział też może się pojawić dopiero za dwa tygodnie. Weekend ze znajomymi i praktycznie cały tydzień wolontariatu. Masakra! W każdym bądź razie życzę wszystkim  udanego sierpnia  i odpocznijcie jeszcze trochę, bo za miesiąc znów do ławek <no przynajmniej my, uczniowie>. Do następnego!

2 komentarze: