sobota, 13 lipca 2013

I. Niewinne początki

                Wraz z nadejściem świtu byłam coraz bliżej wioski, która ukryta pod parasolem liści wysokich drzew, dopiero budziła się do życia. Słońce boleśnie kuło moje oczy, czego wynikiem było zasłonięcie ich przez moje ramię. Spojrzałam się na mojego towarzysza, który szedł tuż przy moim boku z wzrokiem wbitym w drogę, która prowadziła prosto do Kigakure. Cisza między nami stawało coraz bardziej uciążliwa.
                 -Wszystko dobrze, Usono? Jakiś taki markotny jesteś.
 Wyglądał na zamyślonego, a nie markotnego, ale nie wiedziałam, co mogę w tej chwili powiedzieć, więc wyrzuciłam z siebie pierwsze, co mi się na język nasunęło.
                 -Spokojnie. Po prostu myślę. Czy nawet już tego nie mogę robić?- pytanie brzmiało bardziej jak wyrzut, którego w tej chwili nie potrafiłam idealnie zinterpretować. Ręce włożone w kieszenie granatowych spodni i przygarbiona sylwetka przypominała postawę jakiś osiedlowych chuliganów. Co wbiło mi dość mocno do łepetyny, że coś jest nie tak.
                 -Co tym razem się stało? Pamiętaj, mi możesz wszystko powiedzieć!- W jednym susie stanęłam przed nim wytykając mu przed nosem mój palec, który prawie nie musnął jego nosa. Niebieskowłosy stanął ja wryty spoglądając przenikliwie na mój palec. Miałam ochotę się zaśmiać widząc, że robi zeza, ale uśmiech na jego twarzy zniweczył mój mały plan.
                 -Po prostu zastanawiam się, kiedy będziemy musieli oddać ciebie do Konohy- wyszeptał prawie, że do ucha, po czym wyprzedził mnie z cichym chichotem, który zapewne był spowodowany moją zniesmaczoną miną-Ale może zabiorę się z tobą do Konohy?
                Przytknął sobie palec do brody wbijając gdzieś przed siebie swój wzrok. Jego charakterystyczny gest, kiedy udawał, że kontempluje na sprawami „życia lub śmierci”. Czyli co zjeść, dango czy onigiri? Z charakteru przypominał mi przeogromnie Naruto, jednak Usono nigdy nie mówił, co myśli lub czuje w danym momencie. Różnicą był również fakt, że nie był głupkiem tylko takiego udawał. Ale inaczej go sobie nie potrafię wyobrazić.
                Widząc mury wioski automatycznie się ożywiałam.
                 -Jeszcze godzina i będę w łóżku!- Przyśpieszyłam kroku zapominając o moim towarzyszu, marząc, że tylko zdam raport i będę mogła wrócić do mojej tymczasowej norki.
                 -No nie wiem czy tak szybko ci się uda. Módl się, żeby Aidoru nie było, bo zapewne znów cię wciągną w tą ich…- Odcharknął aktorko i od razu z rąk uformował cudzysłów- „cichą i nie zbędą wymianę zdań na tematy, które ich zdanie są godne uwagi i wykorzystywania czasu ludzi na ich zdanie”.
                Zaśmiałam się z tej jakże długiej nazwy ich codziennych kłótni. Przywódca Kigakure- pan Kibishi Oku- dzień w dzień wykłócał się ze swoim zastępcą jak również wnukiem- Aidoru. I nie miałabym nic przeciwko z ich rodzinnych sprzeczek, gdyby nie fakt, że często jestem przez nie przyparta do muru. Już nie wspominając momentów, kiedy w środku nocy wparowali do mojego domu twierdząc, że muszę zdecydować, co lepsze. Czerwone czy bordowe kimono, które młody Momi miał założyć na coroczny festyn.
                Usłyszałam za sobą śmiech, który był spowodowany moją skwaszoną miną.
                 -Jest szansa, że jak się pośpieszysz to zdążysz przed jego nadejściem. Przecież oboje dobrze wiemy ile czasu mu zajmuje poranna toaleta- jego głos zadźwięczał radośnie, po czym zachichotał. Przyszły przywódca potrafił przesiedzieć dłużej w toalecie na „doskonaleniu swego piękna” ode mnie szykującej się na przyjęcie. Przyczyną było to, że Momi miał skłonności do pięknych kobiet. W które ja również byłam zaliczana.
                W wyrzutem wymalowanym na twarzy wbiłam wzrok w mojego przyjaciela, którego widocznie to wszystko śmieszy. Gdyby nie to, że ten laluś się do mnie przymila to bym zawtórowała Aibo.
                 Przekroczyliśmy granicę wioski, która o tej godzinie świeciła pustkami. Od czasu do czasu wzrok przykuwał pojedynczy handlarz, który postanowił rozwinąć swoje tobołki trochę wcześniej. Ale cóż się dziwić. Tłumy zbierają się już przed szóstą.
                Ki jest mała wioską, która nie za bardzo lubiła turystów, podróżnych, a tym bardziej shinobi z innych wiosek. Do dzisiaj nikt nie dał mi odpowiedzi, jakim cudem się tu znalazłam. Ale cieszę się, że się tu dostałam, bo przez te pięć lat polepszyłam się w medycznych zdolnościach i nauczyłam się kilku technik.
                 -Zapomniałam, że muszę gdzieś wstąpić, więc możesz zdać sam…
                Próbowałam się zmyć, żeby nie iść do biura pana Kibishiego. Miałam już zacząć iść w stronę swojego celu, gdy przeszkodziła mi w tym dłoń Usono, który w tym momencie miał podniesioną brew do góry.
                 -Sakura, rozumiem, że nie lubisz się wtrącać w ich sprzeczki, ale to nie powód by nie zdać raportu panu Oku.
                Jak on mnie dobrze znam.
Poznaliśmy się niedawno po tym jak tu przybyłam, a teraz mam wrażenie, że razem spędziliśmy całe życie. I tylko dzięki niemu zapewne nie odczuwam tej długiej rozłąki z moim przyjaciółmi z Konohy. Jednak widząc w lustrze coraz bardziej starszą osobę uświadamiam sobie, że zbyt dużo czasu minęło.
                 -Ale obiecałam pani Oku, że jak wrócę to pomogę jej w układaniu książek, które czytał jej mąż.- złapałam się pierwszej lepszej wymówki próbując go przekonać to prawdziwości mojej teorii. Chłopak widocznie wiedział, że nie odpuszczę, dlatego puścił mnie z głośnym westchnięciem.
                 -Następnym razem to ty składasz raport. I nawet pani Oku cię nie usprawiedliwi.
                Minuta minęła, a po niebieskookim ani śladu. Ja za to uszczęśliwiona, że w jakimś stopniu uniknęłam przesiedzenia bezsensownie trzech godzin, ruszyłam w stronę swojego domu. Rzecz jasna miałam zamiar ruszyć do posesji państwa Oku. Może znów były jakieś kolosalne szkody spowodowane podczas kłótni Aidoru i Kibishiego?
                Zniknęłam z głównej drogi i podreptałam szybko do miejsca, które mogę jeszcze nazwać domem. Bliźniak, jakich w tej dzielnicy było wielu przemalowany na karmelowy odcień. Wokół multum drzew, dzięki którym została nazwana ta mała wioska. Przeskoczyłam zwinnie przez bramkę i stanęłam na ganku. Spod tajnego miejsca (czyli wycieraczki) wyciągnęłam klucze, którymi otworzyłam drzwi. Wbiegając do domu rzuciłam plecak gdzieś w kąt salonu. A potem nogi zaciągnęły mnie do kuchni. Wiedziałam, że nawet gdybym próbowała to i tak nie zasnę, więc nastawiłam czajnik i przyszykowałam sobie napój. A po kilku minutach rozwaliłam się na sofie trzymając w rękach pilot i kubek z kawą. Przejrzałam wszystkie dostępne kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawszego. Zostawiłam na jakiejś telenoweli zdając sobie sprawę, że nic nie mogę znaleźć, co by przykuło moją uwagę.
                 -Koen, zrozum, że między nami nic już nie będzie!- Aktorka o przepięknych bursztynowych oczach, w których tkwiły łzy, niewiarygodnie dobrze grała rolę zrozpaczonej dziewczyny- Nie kocham cię! Zrozum!
                Kobieta ominęła zszokowanego mężczyznę, który w ostatniej chwili zdołał złapać swoją ukochaną za nadgarstek umożliwiając jej dalszą drogę.
                 -Chociaż powiedz mi dlaczego?!- zrozpaczony głos brzmiał jakby chciał się popłakać. Ale jak to zwykle z męską dumą bywa- nie popłaczą się choćby ich torturować.
                Zanim jednak zdołałam usłyszeć odpowiedź usłyszałam pukanie w drzwi. A właściwie kopnięcia.
                 -Otwarte!- wrzasnęłam odkładając kubek na stołek. Za drzwi pojawili się bliźniacy- Aidoru i Taida. Chłopak pofatygował się, żeby usiąść obok mnie za to jego leniwa siostra usiadła na fotelu najbliżej położonego od drzwi.
                 -I jak tam misja Sakurka? Mam nadzieje, że za bardzo nie tęskniłaś za mną.
                Uśmiechnął się uwodzicielsko oplatając mnie swoim ramieniem. Blondynka jedynie kręciła głową z politowaniem obserwując od czasu do czasu wzdychając.
                 -Nawet spokojnie, ale czy mógłbyś wziąć swoją rękę?- Zrzuciłam rękę z ramienia nawet nie czekając na to, co on odpowie. Z jego oczu na początku mogłam wyczytać zawiedzenie, a potem coś w stylu chęci posiadania. Od lat mu mówię, że nigdy między nami nic nie będzie, a ten usilnie się stara. Jakie to irytujące…
                 -Pytałaś się dziadziusia, kiedy wracasz do Konohy? Ja to bym ci nie pozwolił odejść. W końcu tyle się działo, od kiedy do nas przyszłaś.
                 -Ale Konoha to miejsce, gdzie się urodziłam i wychowałam, więc już chcę tam wrócić. Czekają na mnie przyjaciele.
                Uśmiechnęłam się do nikle. Sama miałam wątpliwości, co do powrotu. Miałam cały czas wrażenie, że w Konoha moje jak dotąd uporządkowane i spokojne życie pryśnie znikając na zawsze. Pomimo tego to i tak chce tam być.
                  -Przecież tu masz mnie, Taidę, tego całego Unono i wiele innych. A do Konohy podobno wprowadzili się kryminaliści. Mordercy, gwałciciele, włamywacze, złodzieje i inne wywłoki. A u nas masz spokój od tych wyrzutków społeczeństwa.
                Zaczęłam się śmiać z gestykulacji Aidoru, który wymachiwał swoimi rękami w każdą stronę. Ale słysząc informacje na temat Konohy ode chciało mi się uśmieszków. Jacy znowu kryminaliści mogli dołączyć do wioski?
                 -Nie przesadzaj! Zapewne mieli powód, żeby im pozwolić tam zamieszkać.- starałam się by w głosie nie było czuć moich wątpliwości. Serce coraz bardziej mi dudniło zdając sobie sprawę, że to, co mówię ma jakiś sens. Nie wie przecież, jacy to są złoczyńcy i niekoniecznie mogą być osobami, które wymienił brązowooki.
                 -Zrozum, że ja się martwię o ciebie. Nie wiem, co ten wasz Hokage sobie wyobraża wpuszczając do wioski tych zwyrodnialców, ale postąpił lekkomyślnie. Jeszcze zanim się zorientuje będzie siedział przez nich w grobie.
                Westchnęłam próbując w dyskretny sposób pokazać blondynowi, że mam już dość rozmowy na ten temat. Blondynka, która rozglądała się w pomieszczeniu wtrąciła się do naszej rozmowy.
                 -Zgadzam się z Sakurą. Przecież nie koniecznie to muszą być jacyś mordercy. Mogą to być tylko ludzie, którzy równie dobrze ukradli kwiatki sąsiadce. My tylko wiemy, że to kryminaliści. Jacy? Tego nie wiem.-Uklękła na fotelu i oparła się rękami o jego oparcie lustrując miejsce, gdzie stała kuchnia.-Sakura, masz może jakieś ciastka lub słodycze?
                Podniosłam się z wygniecionego miejsca i ruszyłam w kierunku kuchni. Na talerzyku położyłam jakieś ciasteczka. Wyciągnęłam jeszcze lizaki, które specjalnie trzymam dla niej i wróciłam do pokoju dziennego. Ceramikę z wypiekami odłożyłam na stół do kawy, a lizak zniknął szybko z mojej ręki. Taida błyskawicznie zdjęła papierek i włożyła słodycz do ust z uśmiechem szczęśliwego dziecka. Jej wystarczy dać coś słodkiego i już od razu jej świat staje się piękniejszy.
                 -Zachowujesz się jak dziecko, Taida! Za grosz kultury! Jakim cudem my jesteśmy bliźniakami?!- wrzeszczał z całych sił znowu gestykulując w swój „obszerny” sposób. Dziewczyna jedynie spiorunowała go wzrokiem i nadal delektowała się lizakiem. Widząc, że ona go ignoruje westchnął jedynie przechylając głowę do tyłu.- Co zamierzasz robić dziś wieczorem?
                Od razu zmienił pozycję przekręcając się plecami do siostry, a twarzą do mnie. Ponownie uśmiechnął się posyłając przy okazji oczko. Te jego flirty były naprawdę coraz bardziej irytujące! Zwłaszcza, że ten typ nie zna granic.
                 -Trenuje, a poza tym… Czy nie powinieneś iść teraz do twojego dziadka?-  zapytałam odsuwając się od niego delikatnie. On jedynie spojrzał na zegar koło telewizora i odchrząknął dumnie.
                 -Masz rację. Obowiązki mnie wzywają. Ale przyjdź za niedługo do gabinetu. Staruch miał ci coś do powiedzenia.- Ruszył w kierunku drzwi i wyszedł zanim zdążyłam sama do nich dotrzeć. Popatrzyłam na brązowooką, które gryzła lizaka.
                 -Jest coś, w czym bym mogła pomóc twojej babci?
                 -Na pewno coś się znajdzie. Wiesz… pranie, posiłki, jakieś drobne porządki.
                Wstała odkładając patyczek i wciskając do swojej ręki jak najwięcej ciastek, które zjadała z niebywałą prędkością, więc zanim zdążyłam ubrać buty i założyć jakiś cienki sweterek jej dłoń wypełniła się nowymi wypiekami. Obie wyszłyśmy z mojego domostwa i zmierzałyśmy do posiadłości państwa Oku, która z resztą nie była daleko ode mnie. Plusy małych wiosek.
                 Zapukałyśmy do drzwi, gdzie otworzyła nam szarowłosa kobieta uśmiechając się promiennie na nasz widok.
                 -Dobrze was widzieć. Co was do mnie sprowadza o tak wcześniej porze? Kibishi jeszcze śpi po wczorajszym, więc go lepiej nie budzić.
                Nie wiedziałam, o jakie „wczorajsze” miała na myśli. Spojrzałam kątem oka na Taidę, która tylko wzruszyła ramionami. Weszłyśmy do salonu, gdzie jak zwykle na ogromnym stole leżało ciasto, do którego od razu podbiegła do niego. Ja usiadłam na sofie i czekałam jak pani domu wróci najprawdopodobniej z kuchni.
                 -Jak tam Sakura na misji?- po wypowiedzianych słowach pojawiła się w pokoju z trzema kupkami. Spojrzała z politowaniem na swoją wnuczkę i przysiadła nie się daleko mnie podając mi ciepłą herbatę.
                 -Już drugi raz to słyszę, ale misja przebiegła spokojnie. W końcu mieliśmy tylko poszukać jakiś śladów na te włamanie. Niczego, co prawda nie znaleźliśmy, ale też nie wiadomo, czego mamy szukać.
                Staruszka pokiwała jedynie głową popijając zieloną herbatą. Przyglądała mi się uważnie przez pewien czas, a ja milcząc udawałam, ze nie widzę wlepiając swój wzrok w kominek. To było zadziwiające, że zawsze był zapalony nawet, jeśli na dworze dochodzi do 40 stopni Celsjusza. Ale państwa Oku nigdy tak naprawdę nie nazwałabym normalnych. Mimo swojego już długiego życia dziwnymi pomysłami i nawykami przeganiają nawet dzieci.
                 -A kto ciebie się wcześniej pytał?- Widocznie nie tylko ja wyczuwałam tą duszną atmosferę, która nie była spowodowana ogniem w kominku.
                 -Aidoru. Przyszedł niedługo po tym jak wróciłam z Taidą i teraz powinien być w gabinecie. Ale najwidoczniej sobie trochę poczeka…
                Byłam okrutna ciesząc się z jego pecha, ale co ja poradzę na to, że mnie wkurza z tymi flirtami. W głowie wyobraziłam sobie jego wściekła minę i jak kopie w drzwi od gabinetu. Aż od razu na twarzy zawisł mi uśmiech. Kobietę widocznie zrozumiała, o czym myślę i cicho zachichotała.
                 -Wiesz może babciu, co ukradli dziadkowi?- głos blondynki rozbrzmiał za moimi plecami. Za ramienia tylko się przyglądałam jak z ciastem w ręku tupta w stronę fotela.
                 -Sama dokładnie nie wiem. Najprawdopodobniej jakieś dokumenty z archiwum. Ale któż to wie, dzieciny?
                Wzruszyła ramionami. W żołądku coś mi się ”przewróciło” słysząc jej słowa. Jakoś wierzyć mi się nie chciało, co do niewiedzy pani Tori. Dla męża była jak spowiednik. Zawsze jej o wszystkim mówił nawet, jeśli by się za to miała wkurzyć. Poza tym jej oczy jakoś dziwnie uciekały na boki tak by nie spojrzeć na mnie lub na moją towarzyszkę. Może nas po prostu martwić nie chce i tyle.
                Przerzuciłam wzrok na wnuczkę przywódcy, której chyba też ta odpowiedź nie spodobała się, ale wypytywać się nie miała zamiaru. Mnie aż kusiłoby się dopytać. Cudem się powstrzymałam, żeby czegoś nie palnąć i pogorszyć swojej sytuacji.
                Z zamyśleń wyrwało mnie skrzypnięcie. Wszystkie obejrzałyśmy się w kierunku źródło odgłosu, a przed naszymi oczami pojawił się pan Kibishi, który jakby nigdy nic ziewnął, podrapał się po głowie i szurając swoimi kapciami usiadł na swojej sofie. Z półprzymkniętymi powiekami rozejrzał się po pomieszczeniu zatrzymując najdłużej swój wzrok na żonie.
                 -Nie powinnaś być na misji, Sakura?- powiedział między serią ziewnięć i wyciągnął się jak kot po przebudzeniu. Przetarł oczy i pochwycił kubek z rąk żony.
                 -Nie dawno wróciliśmy. Unono miał…
                Klepnęłam się otwartą dłonią w twarz uświadamiając sobie, że również i on czeka na pana Oku pod jego gabinetem. Zapewne będzie chciał się zemścić czekając na przywódcę razem z Aidoru, którego zresztą nie lubi. Ze wzajemnością.
                 -Usono miał, co? Zresztą nieważne. Znaleźliście jakieś poszlaki lub coś. Muszę je odzyskać z powrotem.
                Od razu się ożywił, ale i tak potem ziewnął. Popił trochę herbaty z kupka żony i wlepił swoje złote ślepia we mnie.
                 -Nic nie znaleźliśmy, niestety. A Usono siedzi razem z Aidoru pod pańskim gabinetem, bo ustaliliśmy, że ma złożyć raport.
                Staruszek znów popił wywar nie odrywając swojego wzroku ze mnie. Czułam się zakłopotana jego wzrokiem i wyjrzałam za okno nadal przypatrując się za włosów na pana Kibishiego. Po chwili tylko pokiwał głową i podniósł się z zajmowanego miejsca odkładając już pusty kubek.
                 -To ja już będą szedł, bo ten smarkacz nie da mi później żyć.
 Potruchtał w kierunku schodów, ale zanim zniknął za ścianą spojrzał jeszcze na mnie. Potem bez żadnych ceregli wrócił do swojej sypialni, a po pięciu minutach wyszedł z domu. Zrobiło się w domu całkiem cicho i jedynymi przerywnikami były uderzenia łyżeczki o talerzyk. Siedziałyśmy tak chwilę.
 -Co masz zamiar robić do końca dnia, Sakuro?- pytało, choć ja wiedziałam, że tak naprawdę chce, żebym została i pomogła w jej pracach domowych. Zachęcająco się do mnie uśmiechnęła. Podniosłam się jedynie z sofy. Pani Tori poszła w moje kroki i ruszyła w stronę kuchni. Z salonu jeszcze usłyszałyśmy krzyk blondynki.
                 -Tylko upieczcie mi jakieś babeczki?! Najlepiej cytrynowe!

                OD AUTORKI: Witam! Właśnie przeczytaliście pierwszy rozdział mojego bloga. Wiem i zdaje sobie w pełni sprawę, że mogą znaleźć się jakieś błędy, za co was bardzo przepraszam. Mam nadzieje, że was nie zniechęciłam i od czasu do czasu zajrzycie w te strony.
Sama notka nie nawiązuje do fabuły. Można powiedzieć, że to rozbudowane przedstawienie sytuacji i niektórych bohaterów, których będzie z czasem o wiele więcej.
Wszelkie pytania proszę kierować na moje gg: 44483828 lub po prostu zostawić w komentarzu. W wolnej chwili popracuje jeszcze nad wyglądem bloga i zakładkami.   
Nie jestem pewna kiedy się pojawi następno notka, bo w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na cały tydzień do Litwy, więc notka może pojawić się za dwa tygodnie, a przy odrobinie szczęścia nawet szybciej. 
                                                                                                                                                     Pozdrawiam  

                

5 komentarzy:

  1. yeahh!! Doczekała się wreszcie na tą notke :D hmmm na razie ciekawe się zaczyna a ci kryminaliści to nie przypadkiem sasuke i jego banda ??
    Czeka na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham cię za tą piosenkę <3 ~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ho ho ho, przeczytałam póki co pierwszy rozdział i zaraz biorę się za następne. Na szczęście jestem chora (przynajmniej dzisiaj) i mam duużo czasu :)
    Co ty mi w ogóle gadałaś, że pisać nie umiesz? Praktycznie nie robisz błędów (chwała Ci za tą interpunkcję!) i się nie powtarzasz... Normalnie cód miód i maliny xD
    Fajny pomysł, Sakura w innej wiosce. No i to sasusaku przeżyję, na pewno! :3
    Zapraszam do mnie, mogłabyś skomentować czy coś...
    Pozdrawiam
    Megu

    OdpowiedzUsuń
  4. Mikłu kocham Cię :D Pięknie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdzialik, tylko troszkę gubię się w całej sytuacji i nowych bohaterach, ale jakoś próbuje ogarnąć.
    Lece czytać następny! ;*

    OdpowiedzUsuń