Wraz z
nadejściem świtu byłam coraz bliżej wioski, która ukryta pod parasolem liści
wysokich drzew, dopiero budziła się do życia. Słońce boleśnie kuło moje oczy,
czego wynikiem było zasłonięcie ich przez moje ramię. Spojrzałam się na mojego
towarzysza, który szedł tuż przy moim boku z wzrokiem wbitym w drogę, która
prowadziła prosto do Kigakure. Cisza między nami stawało coraz bardziej
uciążliwa.
-Wszystko dobrze, Usono? Jakiś taki markotny
jesteś.
Wyglądał na zamyślonego, a nie markotnego, ale
nie wiedziałam, co mogę w tej chwili powiedzieć, więc wyrzuciłam z siebie pierwsze,
co mi się na język nasunęło.
-Spokojnie. Po prostu myślę. Czy nawet już
tego nie mogę robić?- pytanie brzmiało bardziej jak wyrzut, którego w tej chwili
nie potrafiłam idealnie zinterpretować. Ręce włożone w kieszenie granatowych
spodni i przygarbiona sylwetka przypominała postawę jakiś osiedlowych
chuliganów. Co wbiło mi dość mocno do łepetyny, że coś jest nie tak.
-Co tym razem się stało? Pamiętaj, mi możesz
wszystko powiedzieć!- W jednym susie stanęłam przed nim wytykając mu przed
nosem mój palec, który prawie nie musnął jego nosa. Niebieskowłosy stanął ja
wryty spoglądając przenikliwie na mój palec. Miałam ochotę się zaśmiać widząc,
że robi zeza, ale uśmiech na jego twarzy zniweczył mój mały plan.
-Po prostu zastanawiam się, kiedy będziemy
musieli oddać ciebie do Konohy- wyszeptał prawie, że do ucha, po czym
wyprzedził mnie z cichym chichotem, który zapewne był spowodowany moją
zniesmaczoną miną-Ale może zabiorę się z tobą do Konohy?
Przytknął
sobie palec do brody wbijając gdzieś przed siebie swój wzrok. Jego
charakterystyczny gest, kiedy udawał, że kontempluje na sprawami „życia lub
śmierci”. Czyli co zjeść, dango czy onigiri? Z charakteru przypominał mi
przeogromnie Naruto, jednak Usono nigdy nie mówił, co myśli lub czuje w danym
momencie. Różnicą był również fakt, że nie był głupkiem tylko takiego udawał.
Ale inaczej go sobie nie potrafię wyobrazić.
Widząc
mury wioski automatycznie się ożywiałam.
-Jeszcze godzina i będę w łóżku!-
Przyśpieszyłam kroku zapominając o moim towarzyszu, marząc, że tylko zdam
raport i będę mogła wrócić do mojej tymczasowej norki.
-No nie wiem czy tak szybko ci się uda. Módl
się, żeby Aidoru nie było, bo zapewne znów cię wciągną w tą ich…- Odcharknął
aktorko i od razu z rąk uformował cudzysłów- „cichą i nie zbędą wymianę zdań na
tematy, które ich zdanie są godne uwagi i wykorzystywania czasu ludzi na ich
zdanie”.
Zaśmiałam
się z tej jakże długiej nazwy ich codziennych kłótni. Przywódca Kigakure- pan
Kibishi Oku- dzień w dzień wykłócał się ze swoim zastępcą jak również wnukiem-
Aidoru. I nie miałabym nic przeciwko z ich rodzinnych sprzeczek, gdyby nie
fakt, że często jestem przez nie przyparta do muru. Już nie wspominając
momentów, kiedy w środku nocy wparowali do mojego domu twierdząc, że muszę
zdecydować, co lepsze. Czerwone czy bordowe kimono, które młody Momi miał
założyć na coroczny festyn.
Usłyszałam
za sobą śmiech, który był spowodowany moją skwaszoną miną.
-Jest szansa, że jak się pośpieszysz to
zdążysz przed jego nadejściem. Przecież oboje dobrze wiemy ile czasu mu zajmuje
poranna toaleta- jego głos zadźwięczał radośnie, po czym zachichotał. Przyszły
przywódca potrafił przesiedzieć dłużej w toalecie na „doskonaleniu swego
piękna” ode mnie szykującej się na przyjęcie. Przyczyną było to, że Momi miał
skłonności do pięknych kobiet. W które ja również byłam zaliczana.
W
wyrzutem wymalowanym na twarzy wbiłam wzrok w mojego przyjaciela, którego
widocznie to wszystko śmieszy. Gdyby nie to, że ten laluś się do mnie przymila
to bym zawtórowała Aibo.
Przekroczyliśmy granicę wioski, która o tej
godzinie świeciła pustkami. Od czasu do czasu wzrok przykuwał pojedynczy
handlarz, który postanowił rozwinąć swoje tobołki trochę wcześniej. Ale cóż się
dziwić. Tłumy zbierają się już przed szóstą.
Ki jest
mała wioską, która nie za bardzo lubiła turystów, podróżnych, a tym bardziej
shinobi z innych wiosek. Do dzisiaj nikt nie dał mi odpowiedzi, jakim cudem się
tu znalazłam. Ale cieszę się, że się tu dostałam, bo przez te pięć lat
polepszyłam się w medycznych zdolnościach i nauczyłam się kilku technik.
-Zapomniałam, że muszę gdzieś wstąpić, więc
możesz zdać sam…
Próbowałam
się zmyć, żeby nie iść do biura pana Kibishiego. Miałam już zacząć iść w stronę
swojego celu, gdy przeszkodziła mi w tym dłoń Usono, który w tym momencie miał
podniesioną brew do góry.
-Sakura, rozumiem, że nie lubisz się wtrącać w
ich sprzeczki, ale to nie powód by nie zdać raportu panu Oku.
Jak on
mnie dobrze znam.
Poznaliśmy się niedawno po tym
jak tu przybyłam, a teraz mam wrażenie, że razem spędziliśmy całe życie. I
tylko dzięki niemu zapewne nie odczuwam tej długiej rozłąki z moim przyjaciółmi
z Konohy. Jednak widząc w lustrze coraz bardziej starszą osobę uświadamiam
sobie, że zbyt dużo czasu minęło.
-Ale obiecałam pani Oku, że jak wrócę to
pomogę jej w układaniu książek, które czytał jej mąż.- złapałam się pierwszej
lepszej wymówki próbując go przekonać to prawdziwości mojej teorii. Chłopak
widocznie wiedział, że nie odpuszczę, dlatego puścił mnie z głośnym
westchnięciem.
-Następnym razem to ty składasz raport. I
nawet pani Oku cię nie usprawiedliwi.
Minuta
minęła, a po niebieskookim ani śladu. Ja za to uszczęśliwiona, że w jakimś
stopniu uniknęłam przesiedzenia bezsensownie trzech godzin, ruszyłam w stronę
swojego domu. Rzecz jasna miałam zamiar ruszyć do posesji państwa Oku. Może
znów były jakieś kolosalne szkody spowodowane podczas kłótni Aidoru i
Kibishiego?
Zniknęłam
z głównej drogi i podreptałam szybko do miejsca, które mogę jeszcze nazwać
domem. Bliźniak, jakich w tej dzielnicy było wielu przemalowany na karmelowy
odcień. Wokół multum drzew, dzięki którym została nazwana ta mała wioska.
Przeskoczyłam zwinnie przez bramkę i stanęłam na ganku. Spod tajnego miejsca
(czyli wycieraczki) wyciągnęłam klucze, którymi otworzyłam drzwi. Wbiegając do
domu rzuciłam plecak gdzieś w kąt salonu. A potem nogi zaciągnęły mnie do
kuchni. Wiedziałam, że nawet gdybym próbowała to i tak nie zasnę, więc nastawiłam
czajnik i przyszykowałam sobie napój. A po kilku minutach rozwaliłam się na
sofie trzymając w rękach pilot i kubek z kawą. Przejrzałam wszystkie dostępne
kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawszego. Zostawiłam na jakiejś telenoweli
zdając sobie sprawę, że nic nie mogę znaleźć, co by przykuło moją uwagę.
-Koen, zrozum, że między nami nic już nie
będzie!- Aktorka o przepięknych bursztynowych oczach, w których tkwiły łzy,
niewiarygodnie dobrze grała rolę zrozpaczonej dziewczyny- Nie kocham cię!
Zrozum!
Kobieta
ominęła zszokowanego mężczyznę, który w ostatniej chwili zdołał złapać swoją
ukochaną za nadgarstek umożliwiając jej dalszą drogę.
-Chociaż powiedz mi dlaczego?!- zrozpaczony
głos brzmiał jakby chciał się popłakać. Ale jak to zwykle z męską dumą bywa-
nie popłaczą się choćby ich torturować.
Zanim
jednak zdołałam usłyszeć odpowiedź usłyszałam pukanie w drzwi. A właściwie
kopnięcia.
-Otwarte!- wrzasnęłam odkładając kubek na
stołek. Za drzwi pojawili się bliźniacy- Aidoru i Taida. Chłopak pofatygował
się, żeby usiąść obok mnie za to jego leniwa siostra usiadła na fotelu
najbliżej położonego od drzwi.
-I jak tam misja Sakurka? Mam nadzieje, że za
bardzo nie tęskniłaś za mną.
Uśmiechnął
się uwodzicielsko oplatając mnie swoim ramieniem. Blondynka jedynie kręciła
głową z politowaniem obserwując od czasu do czasu wzdychając.
-Nawet spokojnie, ale czy mógłbyś wziąć swoją
rękę?- Zrzuciłam rękę z ramienia nawet nie czekając na to, co on odpowie. Z
jego oczu na początku mogłam wyczytać zawiedzenie, a potem coś w stylu chęci
posiadania. Od lat mu mówię, że nigdy między nami nic nie będzie, a ten usilnie
się stara. Jakie to irytujące…
-Pytałaś się dziadziusia, kiedy wracasz do
Konohy? Ja to bym ci nie pozwolił odejść. W końcu tyle się działo, od kiedy do
nas przyszłaś.
-Ale Konoha to miejsce, gdzie się urodziłam i
wychowałam, więc już chcę tam wrócić. Czekają na mnie przyjaciele.
Uśmiechnęłam
się do nikle. Sama miałam wątpliwości, co do powrotu. Miałam cały czas
wrażenie, że w Konoha moje jak dotąd uporządkowane i spokojne życie pryśnie
znikając na zawsze. Pomimo tego to i tak chce tam być.
-Przecież
tu masz mnie, Taidę, tego całego Unono i wiele innych. A do Konohy podobno
wprowadzili się kryminaliści. Mordercy, gwałciciele, włamywacze, złodzieje i
inne wywłoki. A u nas masz spokój od tych wyrzutków społeczeństwa.
Zaczęłam
się śmiać z gestykulacji Aidoru, który wymachiwał swoimi rękami w każdą stronę.
Ale słysząc informacje na temat Konohy ode chciało mi się uśmieszków. Jacy
znowu kryminaliści mogli dołączyć do wioski?
-Nie przesadzaj! Zapewne mieli powód, żeby im
pozwolić tam zamieszkać.- starałam się by w głosie nie było czuć moich
wątpliwości. Serce coraz bardziej mi dudniło zdając sobie sprawę, że to, co
mówię ma jakiś sens. Nie wie przecież, jacy to są złoczyńcy i niekoniecznie
mogą być osobami, które wymienił brązowooki.
-Zrozum, że ja się martwię o ciebie. Nie wiem,
co ten wasz Hokage sobie wyobraża wpuszczając do wioski tych zwyrodnialców, ale
postąpił lekkomyślnie. Jeszcze zanim się zorientuje będzie siedział przez nich
w grobie.
Westchnęłam
próbując w dyskretny sposób pokazać blondynowi, że mam już dość rozmowy na ten
temat. Blondynka, która rozglądała się w pomieszczeniu wtrąciła się do naszej
rozmowy.
-Zgadzam się z Sakurą. Przecież nie koniecznie
to muszą być jacyś mordercy. Mogą to być tylko ludzie, którzy równie dobrze
ukradli kwiatki sąsiadce. My tylko wiemy, że to kryminaliści. Jacy? Tego nie
wiem.-Uklękła na fotelu i oparła się rękami o jego oparcie lustrując miejsce,
gdzie stała kuchnia.-Sakura, masz może jakieś ciastka lub słodycze?
Podniosłam
się z wygniecionego miejsca i ruszyłam w kierunku kuchni. Na talerzyku
położyłam jakieś ciasteczka. Wyciągnęłam jeszcze lizaki, które specjalnie
trzymam dla niej i wróciłam do pokoju dziennego. Ceramikę z wypiekami odłożyłam
na stół do kawy, a lizak zniknął szybko z mojej ręki. Taida błyskawicznie
zdjęła papierek i włożyła słodycz do ust z uśmiechem szczęśliwego dziecka. Jej
wystarczy dać coś słodkiego i już od razu jej świat staje się piękniejszy.
-Zachowujesz się jak dziecko, Taida! Za grosz
kultury! Jakim cudem my jesteśmy bliźniakami?!- wrzeszczał z całych sił znowu
gestykulując w swój „obszerny” sposób. Dziewczyna jedynie spiorunowała go
wzrokiem i nadal delektowała się lizakiem. Widząc, że ona go ignoruje westchnął
jedynie przechylając głowę do tyłu.- Co zamierzasz robić dziś wieczorem?
Od razu
zmienił pozycję przekręcając się plecami do siostry, a twarzą do mnie. Ponownie
uśmiechnął się posyłając przy okazji oczko. Te jego flirty były naprawdę coraz
bardziej irytujące! Zwłaszcza, że ten typ nie zna granic.
-Trenuje, a poza tym… Czy nie powinieneś iść
teraz do twojego dziadka?- zapytałam
odsuwając się od niego delikatnie. On jedynie spojrzał na zegar koło telewizora
i odchrząknął dumnie.
-Masz rację. Obowiązki mnie wzywają. Ale
przyjdź za niedługo do gabinetu. Staruch miał ci coś do powiedzenia.- Ruszył w
kierunku drzwi i wyszedł zanim zdążyłam sama do nich dotrzeć. Popatrzyłam na
brązowooką, które gryzła lizaka.
-Jest coś, w czym bym mogła pomóc twojej babci?
-Na pewno coś się znajdzie. Wiesz… pranie,
posiłki, jakieś drobne porządki.
Wstała
odkładając patyczek i wciskając do swojej ręki jak najwięcej ciastek, które
zjadała z niebywałą prędkością, więc zanim zdążyłam ubrać buty i założyć jakiś
cienki sweterek jej dłoń wypełniła się nowymi wypiekami. Obie wyszłyśmy z
mojego domostwa i zmierzałyśmy do posiadłości państwa Oku, która z resztą nie
była daleko ode mnie. Plusy małych wiosek.
Zapukałyśmy do drzwi, gdzie otworzyła nam
szarowłosa kobieta uśmiechając się promiennie na nasz widok.
-Dobrze was widzieć. Co was do mnie sprowadza
o tak wcześniej porze? Kibishi jeszcze śpi po wczorajszym, więc go lepiej nie
budzić.
Nie
wiedziałam, o jakie „wczorajsze” miała na myśli. Spojrzałam kątem oka na Taidę,
która tylko wzruszyła ramionami. Weszłyśmy do salonu, gdzie jak zwykle na
ogromnym stole leżało ciasto, do którego od razu podbiegła do niego. Ja
usiadłam na sofie i czekałam jak pani domu wróci najprawdopodobniej z kuchni.
-Jak tam Sakura na misji?- po wypowiedzianych
słowach pojawiła się w pokoju z trzema kupkami. Spojrzała z politowaniem na
swoją wnuczkę i przysiadła nie się daleko mnie podając mi ciepłą herbatę.
-Już drugi raz to słyszę, ale misja przebiegła
spokojnie. W końcu mieliśmy tylko poszukać jakiś śladów na te włamanie.
Niczego, co prawda nie znaleźliśmy, ale też nie wiadomo, czego mamy szukać.
Staruszka
pokiwała jedynie głową popijając zieloną herbatą. Przyglądała mi się uważnie
przez pewien czas, a ja milcząc udawałam, ze nie widzę wlepiając swój wzrok w
kominek. To było zadziwiające, że zawsze był zapalony nawet, jeśli na dworze dochodzi
do 40 stopni Celsjusza. Ale państwa Oku nigdy tak naprawdę nie nazwałabym
normalnych. Mimo swojego już długiego życia dziwnymi pomysłami i nawykami
przeganiają nawet dzieci.
-A kto ciebie się wcześniej pytał?- Widocznie
nie tylko ja wyczuwałam tą duszną atmosferę, która nie była spowodowana ogniem
w kominku.
-Aidoru. Przyszedł niedługo po tym jak
wróciłam z Taidą i teraz powinien być w gabinecie. Ale najwidoczniej sobie
trochę poczeka…
Byłam
okrutna ciesząc się z jego pecha, ale co ja poradzę na to, że mnie wkurza z
tymi flirtami. W głowie wyobraziłam sobie jego wściekła minę i jak kopie w
drzwi od gabinetu. Aż od razu na twarzy zawisł mi uśmiech. Kobietę widocznie zrozumiała,
o czym myślę i cicho zachichotała.
-Wiesz może babciu, co ukradli dziadkowi?-
głos blondynki rozbrzmiał za moimi plecami. Za ramienia tylko się przyglądałam
jak z ciastem w ręku tupta w stronę fotela.
-Sama dokładnie nie wiem. Najprawdopodobniej
jakieś dokumenty z archiwum. Ale któż to wie, dzieciny?
Wzruszyła
ramionami. W żołądku coś mi się ”przewróciło” słysząc jej słowa. Jakoś wierzyć
mi się nie chciało, co do niewiedzy pani Tori. Dla męża była jak spowiednik.
Zawsze jej o wszystkim mówił nawet, jeśli by się za to miała wkurzyć. Poza tym
jej oczy jakoś dziwnie uciekały na boki tak by nie spojrzeć na mnie lub na moją
towarzyszkę. Może nas po prostu martwić nie chce i tyle.
Przerzuciłam
wzrok na wnuczkę przywódcy, której chyba też ta odpowiedź nie spodobała się,
ale wypytywać się nie miała zamiaru. Mnie aż kusiłoby się dopytać. Cudem się
powstrzymałam, żeby czegoś nie palnąć i pogorszyć swojej sytuacji.
Z zamyśleń
wyrwało mnie skrzypnięcie. Wszystkie obejrzałyśmy się w kierunku źródło
odgłosu, a przed naszymi oczami pojawił się pan Kibishi, który jakby nigdy nic
ziewnął, podrapał się po głowie i szurając swoimi kapciami usiadł na swojej
sofie. Z półprzymkniętymi powiekami rozejrzał się po pomieszczeniu zatrzymując
najdłużej swój wzrok na żonie.
-Nie powinnaś być na misji, Sakura?-
powiedział między serią ziewnięć i wyciągnął się jak kot po przebudzeniu.
Przetarł oczy i pochwycił kubek z rąk żony.
-Nie dawno wróciliśmy. Unono miał…
Klepnęłam
się otwartą dłonią w twarz uświadamiając sobie, że również i on czeka na pana
Oku pod jego gabinetem. Zapewne będzie chciał się zemścić czekając na przywódcę
razem z Aidoru, którego zresztą nie lubi. Ze wzajemnością.
-Usono miał, co? Zresztą nieważne.
Znaleźliście jakieś poszlaki lub coś. Muszę je odzyskać z powrotem.
Od razu
się ożywił, ale i tak potem ziewnął. Popił trochę herbaty z kupka żony i wlepił
swoje złote ślepia we mnie.
-Nic nie znaleźliśmy, niestety. A Usono siedzi
razem z Aidoru pod pańskim gabinetem, bo ustaliliśmy, że ma złożyć raport.
Staruszek
znów popił wywar nie odrywając swojego wzroku ze mnie. Czułam się zakłopotana
jego wzrokiem i wyjrzałam za okno nadal przypatrując się za włosów na pana
Kibishiego. Po chwili tylko pokiwał głową i podniósł się z zajmowanego miejsca
odkładając już pusty kubek.
-To ja już będą szedł, bo ten smarkacz nie da
mi później żyć.
Potruchtał w kierunku schodów, ale zanim zniknął
za ścianą spojrzał jeszcze na mnie. Potem bez żadnych ceregli wrócił do swojej
sypialni, a po pięciu minutach wyszedł z domu. Zrobiło się w domu całkiem cicho
i jedynymi przerywnikami były uderzenia łyżeczki o talerzyk. Siedziałyśmy tak
chwilę.
-Co masz zamiar robić do końca dnia, Sakuro?- pytało,
choć ja wiedziałam, że tak naprawdę chce, żebym została i pomogła w jej pracach
domowych. Zachęcająco się do mnie uśmiechnęła. Podniosłam się jedynie z sofy.
Pani Tori poszła w moje kroki i ruszyła w stronę kuchni. Z salonu jeszcze
usłyszałyśmy krzyk blondynki.
-Tylko upieczcie mi jakieś babeczki?!
Najlepiej cytrynowe!
OD
AUTORKI: Witam! Właśnie przeczytaliście pierwszy rozdział mojego bloga.
Wiem i zdaje sobie w pełni sprawę, że mogą znaleźć się jakieś błędy, za co was
bardzo przepraszam. Mam nadzieje, że was nie zniechęciłam i od czasu do czasu
zajrzycie w te strony.
Sama notka nie nawiązuje do
fabuły. Można powiedzieć, że to rozbudowane przedstawienie sytuacji i
niektórych bohaterów, których będzie z czasem o wiele więcej.
Wszelkie pytania proszę kierować
na moje gg: 44483828 lub po prostu zostawić w komentarzu. W wolnej chwili
popracuje jeszcze nad wyglądem bloga i zakładkami.
Nie jestem pewna kiedy się pojawi następno notka, bo w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na cały tydzień do Litwy, więc notka może pojawić się za dwa tygodnie, a przy odrobinie szczęścia nawet szybciej.
Nie jestem pewna kiedy się pojawi następno notka, bo w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na cały tydzień do Litwy, więc notka może pojawić się za dwa tygodnie, a przy odrobinie szczęścia nawet szybciej.
Pozdrawiam
yeahh!! Doczekała się wreszcie na tą notke :D hmmm na razie ciekawe się zaczyna a ci kryminaliści to nie przypadkiem sasuke i jego banda ??
OdpowiedzUsuńCzeka na next.
Kocham cię za tą piosenkę <3 ~!
OdpowiedzUsuńHo ho ho, przeczytałam póki co pierwszy rozdział i zaraz biorę się za następne. Na szczęście jestem chora (przynajmniej dzisiaj) i mam duużo czasu :)
OdpowiedzUsuńCo ty mi w ogóle gadałaś, że pisać nie umiesz? Praktycznie nie robisz błędów (chwała Ci za tą interpunkcję!) i się nie powtarzasz... Normalnie cód miód i maliny xD
Fajny pomysł, Sakura w innej wiosce. No i to sasusaku przeżyję, na pewno! :3
Zapraszam do mnie, mogłabyś skomentować czy coś...
Pozdrawiam
Megu
Mikłu kocham Cię :D Pięknie piszesz!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzialik, tylko troszkę gubię się w całej sytuacji i nowych bohaterach, ale jakoś próbuje ogarnąć.
OdpowiedzUsuńLece czytać następny! ;*