Dumnym
krokiem przeszłam przez granice wioski z uśmiechem wielkości banana. W tej
chwili jedynie odczuwałam w jakimś stopniu ulgę i radość. Na chwilę udało mi
się zapomnieć o tej niepewności. Po prostu byłam szczęśliwa!
Spojrzałam
na budkę, gdzie smacznie spali Kotetsu i Izumo, a pomimo moich przekonań usta
wygięły się jeszcze bardziej. Nareszcie jestem w domu!
Odwróciłam
się cała w skowronkach w stronę moich towarzyszy stojących nadal przed bramą. Byłam
zdziwiona, bo miałam nadzieje, że chodziarz na chwilkę wstąpią. Niestety,
nadzieja matką głupich.
-Zgaduje, że macie coś do załatwienia, więc
musimy się już pożegnać.
Mój
cały entuzjazm wyparował w przeciągu sekundy widząc wyraz twarzy Usono. Ale
czego ja się w końcu spodziewałam? Więc jedynie, co mogłam zrobić w danej
sytuacji do podreptać z powrotem do nich jednocześnie się żegnając.
-Ja nie wiem, jakie wy macie obowiązki, więc
oznacza to, że mnie nie dotyczą. Zostaje tu dłużej!
Głos
blondynki był stanowczy, a sama jej aura nie pozwalała się nie zgodzić.
Szarowłosy wyczuł to i jedynie głośno westchnął.
-Niech ci będzie, ale jutro rano wyruszamy.- Po
tych słowach Tsunagu jedynie okręcił się na pięcie i ruszył gdzieś w las.
Niebieskowłosy jeszcze raz mnie przytulił i sprintem dorównał mojemu
dręczycielowi. Ja natomiast złapałam Momi w łokciu w kierunku siedzimy głowy
wioski.
-A co z tamtymi?
Kciukiem
wskazała dwóch śpiących mężczyzn. Machnęłam ręką i wpisałam nasze nazwiska do
jakiejś książki leżącej między nimi, po czym chwyciłam towarzyszkę pod pachę.
Nasz cel: siedziba Hokage!
Wpatrywałam
się w budynki niczym oczarowana i nawet fakt, że byłam obiektem nabijania się
brązowookiej mi nie przeszkadzał.
Konoha
wiele przeżyła pięć lat temu. Walka z Peinem, a potem Wojna. Pomimo, że
zniknęły mi tak znajome budynki, miałam wrażenie, że i tak już tu wcześniej
były. Gdzieś tam we mnie miała to urok, który powodował u mnie chwile
zapomnienia. Cały niepokój na temat powrotu zniknął w głębinach i popłynął hen
za horyzont upewniając mnie, że już nie powróci. Z tego szczęścia miałam ochotę
latać, co dla mnie nie było niestety możliwe.
Czując
ból na stopie spojrzałam na podirytowaną Taidę, która widocznie ledwo trzymała
swoją złość na wodzy. Puściłam dziewczynę odchodząc od niej na kilka kroków.
-Rozumiem, że się cieszysz z powrotu, ale ile
trzeba do ciebie mówić, żebyś się w końcu ocknęła?!- głos z każdym słowem
stawał się coraz głośniejszy, co ostatecznie skończyło się krzykiem.
Uśmiechnęłam
się, ale o dziwo nie było to głupawy wyraz. Po prostu szczęście było w tej
chwili moim jedynym uczuciem, które we mnie stacjonowało. Nawet sroga mina
wnuczki pana Kibishiego nie był w stanie tego zniszczyć.
-Przepraszam cię, Taida. Po prostu stęskniłam
się za wioską.
Ta jedynie
pokiwała głową z dziwnym uśmieszkiem, ale nic nie powiedziała i wkroczyła do
budynku. Odruchowo spojrzałam się na ostatnią twarz znajdującej się na górze
Hokage. Najwidoczniej pierwszą osobą, z jaką się przywitam, będzie Naruto- mój
przyjaciel i aktualny przywódca wioski.
W
korytarzu blondynka zagadywała do jakiejś szatynki, która rękami wskazywała jej
różne kierunku. Oczywiście zamiast się skupić na instrukcjach kobiety oglądałam
wystrój. Aż dech zapierało jak to pomieszczenie wyglądało. A był to dopiero
hol.
-Sakura, choć! Inaczej do jutra niczego nie
załatwisz.
Pokiwałam
radośnie głową i minęłam zdziwioną szatynkę. Podążyłam za brązowooką lustrując
(w miarę moich możliwości) każdy najmniejszy szczegół korytarzy. Takiej euforii
nigdy w życiu nie czułam i powątpiewam, by się powtórzyła, dlatego korzystałam
z tego stanu najdłużej jak się dało.
Odnajdując
na końcu korytarza drzwi z tabliczką „Hokage” od razu się ocknęłam. Trochę się
stresowałam przed tym spotkaniem.
Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi?
Jak mnie zaakceptuje?
Te i inne pytania krążyły w mojej
głowie tworząc przy okazji te dobre jak i złe scenariusze. Może i wysłał mnie
na tą misję, ale jako wierna przyjaciółka powinnam, chociaż raz na jakiś czas
dać znać o swoimi istnieniu.
Początkowo zapukałam cicho, a po
chwili i kilku głębszych oddechach, zdecydowałam się na głośniejsze uderzenia.
Kiedy jednak i to nie dawało z drżącymi dłońmi, złapałam pozłacaną klamkę.
Cichutko wemknęłam się do środka natomiast Momi weszła jakby była u siebie w
domu. Cmoknęła jedynie widząc śpiącego na papierach Naruto.
Śmiać mi się chciało, bo
przypominało mi to czasy, kiedy z rana wędrowałam do Tsunade i zastawałam ją w
takim stanie. Właśnie, co się stało z Tsunade?
-Konoha ma chyba wrodzone to, że lubią spać
podczas pracy.
Coś dzisiaj była złośliwa. Cały
czas jej coś nie pasowała, a zwłaszcza, od kiedy rozstaliśmy się pod bramą z
chłopakami. Szybko się irytowała i taka nerwowa nigdy nie była. Widocznie wahania
nastroju nie tylko ma pani Tori.
Blondynka złapała za parasol i szturchała
nim Uzumakiego, który jedynie machał ręką jakby próbował odgonić złośliwą
muchę. Dodatkowo jego skwaszona mina była rozbrajająca.
-Daj mi spokój. Nie myśl, że o…- Spojrzałam na
zegarek wiszący nad drzwiami, aby wypatrzeć godzinę.-… 4. 51 ludzie będą tacy
żywi.
Mój rozmówczyni wzruszyła
ramionami i nadal dręczył swoją ofiarę. I zapewne ta zabawa trwała by dłużej
gdyby nie łomotanie w wejście. Jak na zawołanie obie odwróciłyśmy się w
kierunku hałasu. Do gabinetu wkroczyło dwóch członków ANBU, którzy zaraz
zaczęli nas lustrować, więc i ja postanowiłam ich ocenić.
Byli wysocy, więc to na pewno
byli mężczyźni. Stuprocentowej pewności nie miałam, ponieważ ich sylwetki zakrywał
długi płaszcz z kapturem. Jeden był niewiele wyższy od drugiego. Maska tego
pierwszego przedstawiała kota, a jego towarzysza miała paszczę tygrysa. Jedyną
cechą jaką ich łączyła była nieprzenikniona czerń na ich tęczówkach.
Nie wiedząc nawet, kiedy ten
wyższy podszedł do blondyna. Złapał go za ramię i potrząsał nim do momentu,
kiedy śpioch postanowił otworzyć swoje oczęta.
Jego pobudka trwała jak dla mnie
długo, bo zanim zorientował się, że nie jest sam, musiał poziewać, powycierać
oczy i podrapać się parę razy po głowie.
-Ooo, to wy! Już wróciliście? Jak tam misja?-
Złapał jakieś karki w dłoń przenosząc na nie swoje lazurowe tęczówki. Niższy
położył przed przywódcą jakiś zwój i razem ze swym kamratem wyszedł bez żadnego
słowa. Wielmożny pochwycił przedmiot i na nim skupił całą swoją uwagę.
-Już nie wiem, kto jest głupszy: Aibo czy ten
tu?-szepcząc głową wskazał mi osobę, o którą jej chodziło. Nie skojarzyłam,
kiedy ona pojawiła się tuż obok mnie.
Skrzyżowałam ręce pod biustem
obserwując pogrążoną w treści zwoju postać Naruto. Pokręciłam głową chwilę i
przesadnie głośnym kaszlnięciem próbowałam zwrócić jego uwagę.
-Tak, możecie już iść.- Pomachał ręką w
kierunku drzwi nie odwracając wzroku ze swoje nowej zdobyczy.
-Jeden głupszy od drugiego.
Zacięta rywalizacja jest między nimi.- kolejny szept spowodował, że we mnie
gromadziła się coraz większa wściekłość na mężczyznę siedzącego za dębowym
biurkiem.
-Nic się nie zmieniłeś! Nadal
jesteś tym samym idiotą i młotkiem, co za dawnych czasów!
Byłam już zdenerwowana jego
zachowaniem, więc postanowiłam się odezwać.
Mina blondyna wskazywała, że nie za bardzo podoba mu się podobały przezwiska,
jakim go przed momentem obdarzyłam.
-Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie
tak nie nazywał, Sa…-od razu urwał, kiedy się na mnie spojrzał. Przechylił
swoją czuprynę w prawo i lustrował mnie przez bite 3 minuty.- Sakura! To naprawdę
ty?!
Chłopak szybko zerwał się z
fotela i próbując do mnie jak najszybciej podbiec. Biedaczek spotkał niestety
na swojej drodze kupę dokumentów, które łącznie z nim pospadały na podłogę.
Sprawdza wypadku jednak się szybko wylizał i zanim zdążyłam otworzyć usta,
trafiłam w objęcia mojego przyjaciela. Teraz jestem pewna, że niezależnie od
wszystkiego, nasze więzi się nie zerwą. To by nie było w jego stylu.
-Czemu się przez taki czas nie odzywałaś?!
Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwili?! Nawet chciałem raz po ciebie wysłać
jakąś grupę, ale Hinatka mnie powstrzymała! Gdzie ty się szlajałaś przez te
pięć lat?! Wiesz ile w wiosce zmieniło?! Kiedy ty właściwie wróciłaś?!...
Zapewne, gdyby nie moje uderzenie
Uzumaki nadal wygłaszałby te stosy pytań i zażaleń. Jego tyłek ponownie
przywitał się z drewnianymi panelami. Jedną ręką cały czas masował niewielkiego
guza na głowie.
-Wiesz, że to bolało, Sakurciu!
Mam wrażenie, że jesteś silniejsza niż wcześniej.- ostatnie zdanie wymamrotał
bardziej do siebie niż do mnie, ale po mimo tego i tak je usłyszałam.
-Dla twojej wielmożnej głowy byłam w Kigakure,
gdzie TY WYSŁAŁEŚ mnie na misję, a nie odzywałam się, bo nie za bardzo miałam
jak.
Niebieskooki na początku spojrzał
na mnie jak na kretynkę, ale po chwili stał na równe nogi głośno wzdychając.
-To nie ja cię wysłałem na tą mis…
-Ale jak to?! Przecież dziadziuś
dostał list od Hokage, że Sakura będzie przez pewien czas tam przebywała.
Sama byłam zdezorientowana
odpowiedzią mojego przyjaciela, ale Taida jeszcze bardziej mnie zaniepokoiła.
Czyli ktoś się podszywał pod Hokage, żeby się mnie pozbyć z wioski?
-Widzicie, przed wojną przez
krótką chwilę Hokage był Danzo. Przypisał kilka misji shinobi. Jedną z nich
była właśnie twoja. Nie mogliśmy jednak zlokalizować twojego położenia,
ponieważ sługusy z Korzenia wszystkie popaliły, ale ludzi i tak zostali
wysłani. Było ich około 37, a wróciło jak na razie jedynie 20 licząc ciebie.
Niebywale poważna mina Naruto
spowodowała stwierdzenie, że może stanowisko głowy wioski w niewielkim stopniu
zmieniła jego nastawienie na pewne sprawy.
-Rozumiem, a skoro już mówimy o misjach to mam
do ciebie prośbę. Czy mógłbyś nie wysyłać za pięć dni ludzi do Suny?- sama
wyczułam jak mój głos w tym momencie drżał. Nagły pot również ukazywał to, że
byłam niezwykle zdenerwowana.
Obie blond czupryny zmarszczyły
brwi i lustrowały wzrokiem, które kat mógł im pozazdrościć. Bardziej stresować
już raczej nie mogłam niż teraz.
-Dlaczego nie mam ich wysyłać i skąd wiesz, że
mam kogoś tam wysłać?
Lazurowe tęczówki próbowały
przewiercić je od środka. Widocznie coś mu nie wychodziło, bo nie spuszczał ze
mnie swojego spojrzenia. Za to moja towarzyszka uszczypnęła mnie lekko w łokieć
budząc mnie z transu.
-Będąc w jednej wiosce usłyszałam to, że jakiś
człowiek kazał zabić wszystkich oprócz jakiejś dziewczyny, ale nie wymieniali
po nazwiskach, więc nie wiem, o kogo im chodziło.
Naruto jedynie westchnął i
zwracając swoją głowę w kierunku panoramy wioski coś sobie szepnął. Nie
zdążyłam jednak załapać czego.
-W takim razie wyślę ich jeszcze dzisiaj.-
Nagle odwrócił się do nas ze swoim tradycyjnym uśmiechem.- Co wy na to by zjeść
u mnie obiad?
-Jeśli ty gotujesz i ma to być Ramen to nie. Poza
tym muszę się jeszcze przywitać z rodzicami, a Taida odpocząć, bo jutro
wyrusza.
Uzumaki znów postanowił
przeprowadzić ze sobą monolog, rzucając przy okazji jakieś przekleństwa.
Spojrzał to na mnie, to na blondynkę pełen wyrzutów.
-Szkoda, ale w takim razie przyjdź do mnie
jutro. Może jeszcze innych zaproszę, bo zapewne możesz się dzisiaj nie
przywitać ze wszystkimi, a tak…
Usłyszałam chichot brązowookiej,
którą w między czasie kręciła z politowaniem głową. A Naruto nic sobie z tego
nie robiąc nadal obmyślał plan obiadu.
-Ale ty nie będziesz gotować, prawda?-
zaśmiałam się z niezadowolonej miny niebieskookiego, który skrzyżował ręce na
klatce i naburmuszył minę.
-Oczywiście, że nie. Hinatka gotuje. Ona nawet
mi do kuchni nawet wejść nie pozwoli! Jak można nie wpuścić człowieka do jego
własnej kuchni, ja się pytam?!
-Ja się tam jej nie dziwie. Też bym ci nie
pozwoliła. A właściwie, co się tak Hinaty uczepiłeś?
Nie wiedzieć nawet, kiedy drzwi
szeroko się otworzyły, a w nich stanęła granatowłosa. Nie mogłam jej początkowo
poznać, ale po jej uśmiechu zrozumiałam jedno. To Hyuuga Hinata!
Po raz enty dzisiejszego dnia
usłyszałam swoje imię, a następnie poczuła oplatające mnie ramiona, które
uniemożliwiały mi jakąkolwiek możliwość ruchu. I pomimo moich starań, nie udało
mi się wyswobodzić z ramion białookiej. Z czasem jednak mnie w końcu puściła.
-Kiedy ty przyszłaś i gdzie się podziewałaś?!
Wiesz jak my się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! Tak nagle zniknęłaś po wojnie,
że myśleliśmy…
-Nie chce mi się wszystkim tego
powtarzać, więc powiem wam na obiedzie, który ma zorganizować Naruto.
Hyuuga pokiwała głową spoglądając
na jedynego mężczyznę w pomieszczeniu. Po chwili jednak wyszła bez żadnego
słowa, co dość mocno mnie zaskoczyło. I nie tylko mnie.
Hokage usiadł przed swoim
biurkiem i zaczął wypełniać jakieś papierki. Momi zaczęła mi coś szeptać do
ucha, ale jakoś nie potrafiłam nic usłyszeć. Miałam w głowie inne sprawy niż
porównywanie Naruto do Usono.
-Idź się przywitać. Zobaczymy się jutro!
-Ta… To do jutra
Pomachałam mu i poczyniłam tą
samą czynność, co parę sekund temu, Hinata. Blondynka, która wiernie kroczyła
cały czas przy mnie o dziwo siedziała cicho i nawet nie raczyła skomentować
Wielmożnego. Jednak nie interesowałam się tym zbytnio do momentu, w którym się
odezwała.
-Ostatnimi czasy węszyłaś przy dziadku. Coś
znalazłaś?- zapytała szeptem odwracając mnie w swoją stronę. Zadarłam lekko
głowę by spojrzeć w brązowe oczy mojej przyjaciółki, która była znacznie ode
mnie wyższa.
-Nie znalazłam, ale dlaczego cię to interesuje,
w końcu mówiłaś…
-Wiem, co mówiłam, ale zaczynam się niepokoić.
Aidoru, babcia, dziadek, nawet ten twój Aibo coś kombinują, a dodatkowo ty
ostatnimi czasy zachowujesz się inaczej niż zawsze.- przerwała na chwile i
głośno westchnęła.- Relacje między tobą, a Wesołkiem też się zmieniły, a to
wszystko od tej sytuacji z kominkiem.- Sama nie wiem, dlaczego, ale byłam
wściekła i ze złości musiałam zacisnąć pięści.- Dlatego postanowiłam ci pomóc.
Z nieukrywanym zdziwieniem
spojrzałam na blondynkę. Osoba, która nie kazała mi się wtrącać postanawia mi
pomóc? I to z własnej, nieprzymuszonej woli? Zaskoczyło mnie to, ale również
ucieszyło, bo może w końcu coś ruszy.
Pokiwałam
jedynie głową i obdarzyłam dziewczynę szerokim uśmiechem, który ona
odwzajemniła. I już zdecydowanie lepszym humorze ruszyłyśmy do mojego domu, na
spotkanie z moimi rodzicami.
***
2 tygodnie póżniej…
Pomimo
wielkiego wiatru postanowiłam jednak się przejść. Szalem owinęłam niedbale
szyje i dziarskim krokiem ruszyłam w stronę największego parku w całej wiosce.
Tam mogłam spokojnie odpocząć.
Od
kiedy wróciłam do wioski większość czasu przesiaduje w szpitalu, a resztę
oblegają znajomi i rodzice. Przez co nawet chwili nie mogłam spędzić sama w
spokoju. Więc to ludzkie, że postanowiłam wyjść z domu, w którym stacjonowali
teraz rodzice. Niesprzyjające warunki atmosferyczne nie były w tej sytuacji
przeszkodą.
Nie
śpieszyłam się, bo to ma być w końcu spacer. I nawet się nie zorientowałam, gdy
wkroczyłam do jednej z dzielnic, które według pogłosek miejskich przekupek,
mieszkają dwaj kryminaliści.
Pamiętam,
jak później dopytywałam się Naruto o tożsamość byłych przestępców, ale spławił
mnie słowami, że to nikt ważny. Początkowo nie odpuszczałam i nadal ciągnęłam
ten temat, a po pewnym czasie jednak zrezygnowałam.
Wszystkie
budynki tu były takie same. Drewniane płotki, mały ogródek przed wejściem,
ganek i dom, który wszędzie zbudowane tym samym stylem architektonicznym. Może,
dlatego mój wzrok przykuł ogromny, ceglany płot na końcu owej drogi.
Nagle
powiał silniejszy wiatr, co spowodowało, że szalik przeleciał przez gigantyczny
mur i ugrzęznął na najbliższym krzaku
-Szlak!
Przezkoczyłam
zwinnie przez ogrodzenie podbiegając do roślinki.Klękłam i próbowałam wyciągnąć
zaplontaną apaszkę z pomiędzy gałęzi, co nie było łatwym wyczynem, zważywszy na
to, że nie chciałam uszkodzić jej cienkiego materiału. Do momentu, gdy przede
mną nie pojawił się cień, najprawdopodobniej właściciela działki.
Z niewiadomych przyczyn od razu w głowie
zaświtała mi myśl, że to domostwo mogą zajmować kryminaliści. Spowodowało to
mój niepokój i lekkie drgawki, które zauważyć można była na moich rękach.
Cień zmienił swój kształt stając
się coraz to mniejszy. Zakryłam usta by nie krzyknąć z napadu paniki.
-Pomóc ci w czymś?
OD AUTORKI: Tadam! Rozdział by się zapewnię
pojawił wcześniej, gdyby nie fakt, że mi się nie chciało poprawiać. Ale, że
obiecałam wam tą notkę przed końcem sierpnia, a więc macie.
Co do
następnej notki nie jestem pewna. We wrześniu jeszcze uda mi się w stanie
napisać raz na 2 tygodnie, ale co do reszty miesięcy nie jestem pewna. Ostatnia
klasa niesie ze sobą najwięcej nauki, tym bardziej, że udało mi się wybłagać
rodziców na mój wymarzony japoński. Warunkiem jest to, że nie mogę się opuścić.
Jeszcze dojdą dodatkowe z angielskiego i francuskiego…
Postaram
się napisać do połowy września, ale nie obiecuje. Tym bardziej, że ostatnio
przeżywam kryzys twórczy i muszę jeszcze popracować dokładnie nad fabułą.
Zapraszam
do komentowania i zadawania pytań. Obiecuje nie ugryzę!
Do
następnego!